Pan Tealight i Wiedźmy Wena…

Pan Tealight dobrze pamiętał dzień, w którym Wiedźma Wrona Pożarta przybyła na Wyspę. Zresztą to Wyspa chciała i jej była wina. Aczkolwiek nawet ona, w swojej granitowo-piaszczystej boskości nie mogła wiedzieć, że Wiedźma przybędzie z dodatkami… czy jak je tam, te imponderabilia!

Chochel i Chowaniec, sterta książek, pluszowych przydatków i dziwnych przedmiotów przytłaczała i tak nadzwyczajną Wyspę. Tajemniczą i starożytnie rozpustną. Przygarniającą te życiowe niemoty nieprzylegające do współczesności, w owej swej wielkiej łaskawości. Grabiami i sieciami, miotłami i na stary ser zanęcane… dziwadła przybywały i dawały się Wyspie kochać.

Ale Wiedźma była inna.

Z Wiedźmą przybyła też ONA. Wiedźmy Przeżarta Wena.

Zwykle była duszona, miętolona, wywracana na stronę wewnętrzną i z powrotem, przygniatana i członkowana, gnębiona i wykorzystywana… porzucana, bluzgami zlewana, a potem osuszana i z wyrzutem w głosie pytana: A gdzieś Ty się Cholero Puszczalska znów podziewała?!!! Wiedźma Pożarta targała Weną jak się dało i na ile pozwalały niespisane prawa. Wena Wiedźmy Wiedźmie się dawała. Lubiła to. Aczkolwiek dziś czuła, że potrzebuje tych jakiś tam wakacji!!! Od dnia, w którym zamieszkała na Wyspie, czuła że powoli się wyciera. Puszcza w szwach, na łokciach coś pęka, pomiędzy nogami oczka lecą… no żal ściska co się da i otwory wszelakie łachocze.

Znaczy się Wenie spa jakieś nada się! Tylko czy Wyspa zezwoli na takowe szaleństwo? Przymknie oko, a nawet dwa i dorzuci z jeziora granitowym kamyszkiem… no sama na wakacje naprawcze zezwoli?

Wena spojrzała na Wiedźmę Pożartą i pokiwała głową. Wiedźmie też by się zdał jakiś odpoczynek. A już remont całokształtu musowo!”

(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)

My postbox was attacked by rainbows – Yeah! Kitty was here!!! and my Postman looked at me, strangely laughing, again!

But well, I won Sticker Sunday, and won my envelope full of rainbows, smiles, good cute energy – this is something what helped me survive nasty days! Thank You Kittypinkstars!!!

And today… today came a little box from which came out a very special new friend from a very special Friend – Kathy!!! Thank You!!!

People meet Kurt! The monster!!!

How awesome is he? and in my favorite color of course!!!

Ponieważ wrony świetnie współpracują ze smokami, w związku z czym w końcu, aczkolwiek i ekspresem, tak serio to po latach… bynajmniej mam ją!

Książkę, na którą pazury sobie ostrzyłam i piórka układałam.

I jeszcze kurcze książkę z TAKIM dopiskiem dostałam… że aż moja siebie tam świadomość, znaczy się to poczucie siebie, znaczy się kurcze, no jak to się nazywa, chyba duma, czy coś… To coś no zamrugało do mnie z otchłani poniżej kilometrów magmy, betonu żelazobetonu, granitów, złoża starych skarpet i pieluch… no pod tzw. poczuciem własnej wartości… Zgaśnie, ale jakby co, to będę pamiętać, że jednak ono gdzieś tam kurde jest!!!

PS. Recenzja: „Kradzione róże” i „Czynnik miłości”.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz