Pan Tealight i Ulotna Podejrzliwość Wygodnickiego Bytu…

„I co w tym złego?

Co złego w tym, coby pod paszkami nie dusiło, a i bez spragnienia nie piło, drutami w cycki się nie wbijało, coby po żebrami się nie kulało, paskiem przyciasnym nie spajało przepony? W przedziałek poniżej pleców się nie wgryzało, nie drapało i nie szarpało, nie swędziało i nie skrzypiało przy siadaniu. Cóż w tym złego? Tak fajnie czuć ziemię pod gołymi stopami, kąsające powiewy wiatru w miejscach, gdzie może i słonko nie dociera, ale inne rzeczy, no sami wiecie jak znaki ustawić…

Co w tym złego?

By włos w każdą stronę wywinięty na swych szlakach swojej ścieżki szukał? W końcu i tak wieje! Po co motać, kleić i koafiurą zniewalać? Niech se latają, ot i czaszka się może schłodzi, pomysłów trochę przestanie nadproduktywność prowadzić, może uśnie zmarznięta?

Dlaczego miękkie, bawełniane, nieopinające, dziwnie swobodnie zezwalające skórze tańczyć pod swoją powierzchnią… są złe? Owe plastyczne, oj trochę może w kolanach wypchane, ale jak fajnie się mieszczę, mogę zrobić przysiad i wstać i przysiad i wstać i przysiad i wstać… albo i nie, bo kolano mi poszło. Owe bluzy wielkie z kapturami, które zwyczajnie nie zmuszają tego co pod nimi do spięcia, owego wycykania się z roztępów i dziwnych spójności, co pozwalają fałdką zatańczyć na wietrze. I co złego w tym, że nie na obcasach. Drogi są jakie są, Wiedźma Wrona może i często nielot, ale przecież lubi pazurem kamyk zarysować. Obcasów nie posiada. Apaszek miliona, butów niebiańskiego zastępu… tęczy lakierów i szminek, sweterków, koszuleczek, koroneczek, zapinek, zaczesek, peruczek i dopinek, brokatowych utensyliów i tych dosadnie cielistych, pasów ze sprzączkami i cudów co same się noszą. Owych zmuszających do życia na wdechu kostiumów i wszelako szarmancko opiętych, pośladki podnoszących spódnic, w których zwyczajnie nic nie oddycha…

Bo i czemu nie? Odetchnąć tak na amen wieki wieków, alleluja! Nie żyć ową wolnością co to ruchów nie poniewiera, członków nie wiąże i nie pęta zamysłów podstępnych, co to się w owej ocieralnej wolności spokojnie i malowniczo rodzą? Kroczyć przez świat świadomym każdego kroku i każdej ciała rutyny.

Ale jakoś to podejrzane to wszystko. Dziwnie się czuję, jakby ktoś patrzył i pazurem na mnie karcąco kiwał. Atawistyczny lęk się we mnie onirycznymi strofami wtacza, mącąc i tak przecież zmętniały umysł… Jesteś dorosłą kobietą. Powinnaś tak wyglądać!!! Umalowana, na szpilkach, w kostiumie. Dopracowana i doprasowana, militarnie pobudzona, baczność i spocznij, a raczej nie, spocznisz sobie po zgonie, wcześniej nie!!! Wiedźma Wrona Pożarta słyszy taki głos czasem w lustrze, jak sobie brwi wyskubuje w swawolne mostki nieruchawe, jak kolczykami do siebie macha, bo inaczej stroni od Odbijacza Złudzacza, nie lubią się. Głupio się wtedy czuje stojąc w puchatych skarpetkach i gaciach oraz koszulce odsłaniającej… wiele. Ale przecież nikt nie patrzy, a przynajmniej specjalnie nie patrzy, wiedzą, że nie warto, bo jak ktoś przez przypadek to sorry! od razu ślepota pewna. Przywróci ją ino sok ze starych ziemniaków i pleśń z kiszonych ogórków obkładana na wywinięte powieki. Tylko kto się odważy? W końcu jak zobaczyłeś to, to jakoś zwyczajnie nie da się z radością dziecięcia na ową Wszechświata urodziwość spoglądać. Jakoś tak lęk człeka poniewiera, torba na głowę i lepiej udawać, że nas nie ma!

Kwestia umundurowania rodzi Ulotną Podejrzliwość Wygodnickiego Bytu. Ulotną, bo i tak założysz to co w szafie jest. Podejrzliwą, bo mało kto się do niej przyznaje, więc i wyników podejrzeć łatwo się nie da. Wygodnickiego, bo zwyczajnie w piżamie fajnie jest! A i Bytowi jakoś tak milusio, gdy się skuli, zakopie i nie myśli o tym jak to inni go widzą.

Bo też kto im się gapić kazał?”

(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)


Ósmy dzień na głodzie… a może i dziesiąty, nie wiem, nie pamiętam… Czasem zdaje mi się, iż to niebyt straszliwy paszczę swą na mnie zatrzasnął i teraz manczuje moje członki. Ciamka przy tym dosadnie obrzydliwie i nie wiem, czy mi to przeszkadza, czy w rzeczywistości odnajduję w tym obrzydliwą karę, wstydliwe nie do końca samozadowolenie? Może coś na kształt bacika i szeregu chwościków, pośladków i tym inszych elementów miękkich, starodawnych form kary, coto teraz wiecie, robią za literackie cuda seksualnych zachowańczości…

Mniej ni więcej człek na głodzie nie wie jak się zachować. Na dwór nie wyjdzie, bo w torbie pustki, obciążenia nie ma, a wiatr wieje! Poczytać się nie da, więc niby co mam robić? Komputer oglądać? To przecież robię to tylko z książką w rękach! Nie zaczynam filmu bez lektury, filmy nudne teraz, dziwacznie idiotyczne, jak ten „After Earth”… bolesna sprawa. Czyste cierpienie, koszmarna przeraźliwość szoku, co człeka ogarnie, gdy sobie uświadomi co tak serio ludzi kręci. Po pierwszych minutach ściana i głowa, stykające się nazbyt często rozpoczęły atak przeciwko jednostce do tego doprowadzającej, wykształciły mało zbieżne wszechświat i miałam przegibane! Szczególnie jak sobie pomyślę ile książek za kasę Smitha możnaby kupić. Tak pewno te z przeszłości, teraźniejszości i przyszłości… co najmniej stado pisarzy!

Ech taki harem sobie założyć!

To jest coś czego nie rozumiem na Wyspie… ludzie tutaj czasem mają telewizory. Najbardziej luzują mnie te, co to zasłaniają widok na morze. Przecież to doprawdy idiotyczne!!! Może i moja jednostka zamaszycie wyciapnęła wieki lodowcowe temu pudło za okno, ale jednak pamiętam co nieco. Owo uzależnienie, a potem strach, że z pudełka coś wyjdzie, że zeżre mnie nocą i to nie w całości, cobym miała świadomość owego powolnego zanikania. I to nie w wymiarze cudownej diety, niestety!

Aaaa… no tak, wtedy były telewizory takie duże!!! Wiecie jak pudełko, nie papierek na ścianę. No mniejsza. Filmy nie, więc co? Pisanie pewno super jest i malowanie, ale ręce wysiadają, ciało domaga się słów i historii, a paplania wiatrów mam dość. Nadzwyczajnie ostatnio prężą się w gatunkach romantycznych, lirycznych i ogólnie operycznie mydlanych, więc nic z tego. Serio, bez książek ja zwyczajnie siadam w kącie i się kiwam. Jak Kiwaczek taki. Był taki miś Kiwaczek mu było…

… czy jak się urodziłam, to po Ziemi stąpały dinozaury? Matko Wyspo, moi profesorowie z grobów mnie w łeb pukają!

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.