Pan Tealight i Świat Pod Kołdrą…

„Światy miały to do siebie, że istniały przez cały czas, non stop buzowały, mieszały w sobie i poza sobą, ewoluowały, tudzież powoli się degradowały… albo rodziły się w sprzyjających okolicznościach. Na chwilę, na kilka godzin, by zwyczajnie zabłysnąć, sięgnąć do tego, co uśpione i znowu potoczyć koło swej historii, a potem znowu zniknąć. Wytrzepać się, zmienić poszewkę. Jednym z nich był właśnie Świat Pod Kołdrą. Magiczny, mityczny, może i dziwny, z pokręconą religią i mitologią, ale jakże przecież bezpieczny i wyrozumiały. Był światem logicznie, łagodnie wspólnym wszystkim, znajomym i przyjemnie ciemny… oraz często nazbyt wrzącym i tchnącym pewnym, zaskakującymi, powodującymi omdlenia, aromatami… Niekoniecznie do końca kompatybilnymi z tak zwaną „definicją człowieczeństwa”.

A gdy też Świat się budził, wtedy zawsze nucił:
Zabiję Cię potem
bez księżycowego blasku,
kropelką wody
ziarenkiem piasku…

Bo poza tym światem czaiły się potwory. Na tym to polegało, że gdy Świat Pod Kołdrą budził się do życia… gdy wszyscy wiedzieli, że nie należy wystawić spod niego stopy, nawet najmniejszego palca, a najlepiej wsadzić tam siebie łącznie z głową, poza nim powstawał z popiołów mijającego dnia Świat Niemożliwych Potworów. Ten, w którego nikt nie wierzył.

Ów niedoceniony, o którym zapominało się dopiero z czasem. Dorastając, gdy sen nie był już wyprawą w nieznane, fascynującą, piękną, emocjonującą i jednocześnie nieprzewidywalną, ale też świadomością, że jest się otoczonym światem, który zawsze cię obudzi, gdy będzie kiepsko… Na przykład odsłaniając twoje dupsko na mroźny, mroźny, mroźny świat!”

(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)


Z cyklu przeczytane: „Grim. Pieczęć ognia” – zaskoczenie!!! Muszę się do tego przyznać. Żadne tam nastoletnie romansidło, ale pożądna opowieść o tajemniczym świecie obok nas. O czymś niegdyś tak znajomym dla naszych przodków, co nam odebrano… O Gargulcach i innych magicznych stworzeniach, które wymazano z naszej codzienności. Przewodnikiem jest Grim. Gargulec. Cienioskrzydły. Dość stateczny, choć wciąż młody, niechętny ludziom, pełen tajemnic.

Cała opowieść zaczyna się od tajemniczych zgonów… miesza kryminał z urban fantasy i fantastyką. Wtłacza znane nam stworzenia w miejsca, które są nam obce, ale i te, które w naszym świecie okrywa ciemność i zła sława… ale jednak przede wszystkim Paryż. Oj tak, wiem TEN PARYŻ!!! Poza nim szykuje się bitwa, smoki o ciętym poczuciu humoru, pewien gnom, którego kocham! I dziewczyna… no dobra, bez niej mogłabym się obyć. Poza tym? Dobra powieść. Taka znajoma, ale jednak łącząca te najlepsze elementy powieści tego typu. I ten humor! Bo to chyba bohaterowie są najwspanialszym elementem tej historii, choć może i krainy, mitologie i tajemnice… no nie wiem, ale warto!

I będą jeszcze 2 tomy!

Mamy na Wyspie magię, no przecież to logiczne, że ją mamy i to w nadmiarze. Właściwie trudno określić miejsce, gdzie jest jej nader niewiele! Jeżeli w ogóle takie istenieje, to na pewno wysysają zwyczajnie magię turysty… Przyjeżdżają tacy nazbyt stąpający po ziemi i tutaj, jeżeli tylko sobie na to pozwolą, uczą się w końcu naprawdę latać…

… i to nader wysoko! Czasem zdarzy się, że niektórzy zakończą pierwszy, drugi, a nawet i kolejne loty upadkami, ciężkimi urazami półdupką, tudzież innych częście swych wrażliwych i cennych nader części ciała, ale jednak, mimo wszystko, wciąż… przecież latają!!!

To jest COŚ!!!

Niektórzy turyści są nader oporni i nie da się w nich wtłoczyć magii nawet w cukrze, softiceach tudzież obtoczonej w lakridsie! Możnaby pomyśleć, że operacyjnie, przy pomocy komara by się dało, ale jednak… no nic z tego. Przecież nie będziemy zmuszać, niech sobie zostaną bezmagicznymi mugolakami, jeżeli już tak im się to podoba. A co mi tam… więcej magii dla mnie, co nie? My wiemy co z nią zrobić, jak wykorzystać, utulić, pocieszyć, jak pozwolić jej buzować, a potem zwyczajnie unosić się na płomieniach… Może i parzy, ale wciąż jest genialnie!

Czasem jest markotna ta magia, gdy turyści są oporni… dlatego ważne, by dokarmiać ją ciastkami, szczególnie, gdy przekraczacie mosty! Albo znajdziecie kamień w dziwną dziurą, naturalnie uformowaną misę… zostawcie ciasteczka, nakarmcie magię, ale papierki zabierzcie ze sobą!!!

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.