Pan Tealight i Galiony…

„Stały na progu nazbyt zachęcająco, prostodusznie rozwartych drzwi. Choć nie, nie stały, one raczej się prezentowały, niczym na wybiegu dla nazbyt wybujałych, nietuzinkowych dam. Poddane wiatrom, które zdają się bawić ich skromnymi szatami, włosami, załamaniami… Bujne, kuliste, krągłe i widocznie określone w swojej seksualności. Ktoś mógłby wyszeptać: ot zwykłe, pacykowane drewniaki… i wyszeptał ten ktoś i oberwał drewnianym lokiem, i choć miał rację, to jednak była w nich moc, niezaprzeczalna, szeptana. Moc zdolna prowadzić przez morza i oceany, kłaniać się falom, dzielnie trzymać dziób, by zaraz wypłynąć na powierzchnię, wygrywając za każdym razem… Były przecież tak bosko niezatapialne. W większości blondynki, mimo braków elementów dolnozwisających, dziwnie powalały urodą. Odbierały dech i tłumaczyły tajemnice morskich otchłani.

Wiedźma Wrona Pożarta Przez Książki ogólnie, permanentnie i doprawdy kamiennie, nie lubiła bab.

Niezależnie od sposobu ich rzezania, rozmiaru, koloru, kształtów, barw wojennych, ale i nadmiaru plastycznej chirurgii, tudzież i szpachli, ubrań, fryzur, toreb i butów, stóp i dłoni… Nie, nie chodziło o ową jej niepewność seksualną, ową lękliwą kobiecość, która przecież musiała tam gdzieś w niej siedzieć, co nie? No, zwyczajnie nie wiedziała jak z nimi postępować. Wiedziała doskonale jak przytulić drzewo, by pięknie szumiało, jak ucałować kamień, by zabłyszczał oszukańczym blaskiem, jak ścisnąć kotka, co się sam przypałętał, by kiełbaska we flaku zaskakiwała aromatem… wiedziała. Ale jak być babą? Nie wiedziała. Dlatego się bała. Dlatego zdziwiona, z brwiami niezmiernie zobligowanymi, by znaleźć wyższe czoło, gapiła się na owe drewniane, cycate bujnie, bardziej od niej kobiece baby na progu swojej Chatki. Na te złocenia, loki… oj kompleks włosów!!! oj!!! na owe suknie zapraszająco rozwarte na elementach bliźniaczej kobiecości, na owe oczy wyraziście podkreślone, ale i na owe kornikowe kółeczka… oj tu cię mam. Na te lekko nadgniłe, dawno już nie macane morską bryzą ciała. Na owe niechciane, niepotrzebne, nie wzbudzające emocji w świecie, w którym baba na morzu już nie była przekleństwem, a i same żaglowce odrzuciły owe osobiste boginie powodzenia, na rzecz ogólnie pojętej nudy i braku wyrazistości.

Ech! Życie!

I co zrobić z elementem, nazbyt dowcipnie wtapiąjącym się w słowa: Captain’s log? Co zrobić z misternymi rzeźbami, z owymi mniej kobiecymi maszkarami, które na morzu były wszystkim, a na lądzie tylko wzbudzały odruch wymiotny? Co zrobić z reliktami świata, któy już nie powróci? Z wyobraźnią, która powołała je do życia, a teraz zwyczajnie się na nie wypięła? Przecież nie mogą tak tutaj stać? Zlecą się robale i ciszy nie będzie wcale! Ale gdyby znaleźć im miejsce, jakiś park, w którym mieszkają drewnożerne robale gustujące w dobrze dojrzałym papu? Nie, no nazbyt to niegrzeczne, chociaż?

Wiedźma Wrona Pożarta wiedziała, że nie może tak zwyczajnie spuścić ich w klopie. Nie zmieszczą się! No i jakby nie patrzeć, może ktoś da się przekonać, że owe DZIEŁA SZTUKI są przydatne w miejsce innych krasnali ogrodowych? Wynajmij sobie laskę na godziny?

Nazbyt dosłowne!

Panienki do towarzystwa? Może i nieruchawe, ale przecież zawsze, w dobrym oświetleniu… łuczywo oraz krzesiwo w zestawie. Ech! I to akurat w dzień, gdy naprawdę było okej, by postawić w ogródku gigantyczne ognisko i w spódniczkach ze skoszonej trawy tańczyć dookoła, pobrzękując stanikami z kokosa. Sct. Hans objął w swoją władzę Wyspę. Ta naprawdę nie miała chyba nic przeciwko zabawie, a jednak w powietrzu wyczuwało sie napięcie. Dziwne napięcie. Jakby wahanie, a może tylko lekką obrazę. Foch? Tudzież tylko próbę wyłudzenia kolejnych prezentów?

Co zrobić z Pannami Galionami? Przemalować, przemianować, przeinaczyć? A może zwyczajnie wypuścić w morze, niech sobie radzi, jego one w końcu!”

(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)


Z cyklu przeczytane: „Piratika 1” – opowieść morska… choć wcale się na taką początkowo nie zapowiadała. Ot młoda dama zamknięta w poprawnej, angielskiej szkole nagle uświadamia sobie, że zapomniała. Zapomniała swoje dzieciństwo, matkę, odrzuciła prawdę tylko dlatego, że jej świat się zawalił… i teraz, nagle, z przejmującym bólem uderzenia wszystko powraca. Ale czy młoda kobieta, już nie dziecko, jest w stanie przywołać dawne czasy.

Znowu być piratem?

Wolną, oblaną blaskiem chwały legendarnej matki? I co właściwie jest prawdą? Czy jej życie to tylko teatr? Masa pytań, a powieść całkiem niezła. Zgrabna, nieprzewidywalna, taka JAKAŚ. Bohaterka odważna, bezkomrpomisowa, a świat na pół nasz i nie nasz… naprawdę nieźle się czyta!

„Piratika 2” – tom drugi opowieści o córce Piratiki Art. Tom trochę inny, bo i nasi bohaterowie dorośli, a dokładniej nagle stali się dorośli… choć może nie do końca? Jednak po przygodach, po wielkim ułaskawieniu, ślubie i całej tej otoczce spokojności i wyuzdanej poprawności politycznej, zdaje się pełzać robal niecierpliwości i drapać i smerać i gilgać. Oj tak, naszej bohaterce marzy się powrót na morze i nie oszukujmy się, dopnie swego, tym bardziej, że ma tam kilka nierozwiązanych spraw… tylko, co z miłością?

Barwna i wciągającą, znowu powalająca skocznym językiem, opowieść o pasji. O życiu, którego nie da się wtłoczyć w owe bolesne klatki… i o skarbach, bo przecież dlaczego nie? W końcu pirat skarby mieć musi!

Nie umiem się bawić, gdy nagle nadchodzi czas zabawy. No wiecie te wszelkie święta, sylwestry i inne cyrki nakazane przez Świątobliwy Niewymierny Kalendarz. Czuję presję, zapieram się racicami, ogon mi chlaszcze… no nie czuję tego roka! Nie czuję się w nastroju! A może mi się zwyczajnie nie chce? Może mam luki w wyposażeniu DNA w miejscach odpowiadających za czystą rozrywkę… no nie wiem. Może tylko za tą nader grupową? Może? Bo przecież zabawić się umiem? A może jednak kurna nie? Może owe moje „rozrywki”, to tylko natręctwowe szaleństwo, może…

… o żesz w cholerę z tym, nie tańczę wtedy, gdy gra muzyka! Ja tańczę, gdy mi w duszy gra to, czego inni nie słyszą… no schiza psychol no!

Tak mnie naszło, bo w końcu Noc Świętojańska, Sct. Hans jak nie wiem co. Lud nad grillami przypala sobie brwi, rzęsy i ogólnie wszelkie owłosienie zanika przerażone perspektywą krematorium. Niech im będzie, mi jakoś nie do skakania. Skakałam, gdy czułam, że mnie nosi. Dupsko moczyłam w mrożonych falach pierwszej letniej nocy… obraziło się na mnie za to i teraz nader smętnie zwisa mi tam, gdzie zwykle zwisa, ale wyraziście smętniej. Ale wiecie, obrażone! Żeby nie było. Obwarowało się plakatami: Molestują! Uwlonić Dupę! Pośladek tyż człowiek! Nie wiem, czy nie zacznie się domagać praw jakowyś, może prawa do głosu, ot emancypację wyprowadzi…

… ech! Pewno nie rozumie, że połączeniśmy forever! Musi z tym żyć, a ja z nim i bawić mi się na ciepło nie chce!

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.