„Usta, usta, usta… wszędzie te usta.
Jedne wąskie, niczym okrutne, nasycone jadem szparki, inne zadziwiająco wilgotno kuszące, szerokie, gotowe, by wciągnąć cię do środka, gdziekolwiek owo środka jest. Jedne mają większą górną wargę, jakby chciały cię ucapić, drugie znowu obwisłą dolną, przez którą łatwo się potknąć. Jedne się ślinią, kapią, chlapią i chlupoczą, tutaj roszą, tutaj grożą oberwaniem chmury. Jakby do całowania trzeba było parasola, gumiaków i kapoka. Inne znowu są tak suche, że język zamieszkujący kotliny Zazębia, zdaje się szeleścić. Kruszyć dookoła. Jedne ozdobiono, wypudrowano ząbki, chlapnięto kolorową wazelinką dookoła… inne znowu stronią od sztucznych ozdobników. Przygryzane zębami zdają się czasem budzić, ale tylko na chwilę.
Wszystkie chcą całować Żaby!!!
Ot bo to ta cholerna Wiosna. Każdy chce odrobiny uczucia, czułości oblepiającej uda i ramiona. Tylko dlaczego każdy chce molestować biedne żabki? Bo każdy chce ino cudnego, baśniowego, spełniającego pragnienia, odpowiednio owłosionego i prężnego w smokach Księciunia!!! A Dupka pokochać nie ma komu!? Ot zwykłego miłośnika ni tutu, oj sie nie chce! Ino Księciunia. Głowy koronowanej, dłoni dzierżącej berło, tudzież w żeńskim odpowiedniku owych włosów długich i nagminnej skłonności do przysypiania nad igiełką. Ot bo taka miłostka to wygodna by była, taka jakaś z marzeń, no wiecie upragniona i wyśniona… więc polują te zwyczajne obrzydliwe ludzie na bidulki żaby. Te przecież obślizgłe, w kulkach jajeczkach sie pluskające, śliskie i mlaszczące… ŻABY!!!
A Żaby Niecałowalne!!! Żaby postanowiły, że jeśli o całowanie chodzi, przejść na wegetarianizm i ryja dawać ino mleczykom. Załapać się na fiołki i przylaszczki, dziewicze przebiśniegi i krokusy, dać się porwać tulipankom i żonkilom – te to dopiero mają ryjki!!! A jaka klasa w całowaniu!!!
Ten co nie próbował nie wie!
Dlatego na Wyspie spotkać w tych dniach można, dziwnie wyprostowaną i nagminną, okrutną w wymierzanych ruchach oraz pewną siebie jak nigdy: Wiedźmę Wronę Pożartą Przez Książki, co to w kijaszek ostry zbrojna dookoła pondy i stawy pobieża i kijaszkiem wystające dupki dźga! Te wszelkie tyłeczki i pośladki, niegodne ust żabich całować!!!
KUJ KUJ KUJ!!!”
(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)
Z cyklu przeczytane: „Officium Secretum. Pies Pański” – trochę tak w końcu. Jakoś mi ostatnio z nazbytnią poslkością w literaturze nie było po drodze… ale do Wrońskiego mam senstyment jeszcze z czasów, pewnego Węża, więc w końcu… Nie żałuję. Nie żałuję, że czakałam, bo polskość się wylewa, znowu spaceruję po miejscach, któe pamiętam z dzieciństwa. Fabuła intryguje, ale… No właśnie jest owo ALE i nie jest to piwko. Bohater świetny, problemy osaczają, dobrze się czyta, ale tak naprawdę nie wiadomo skąd się bohater wziął, dlaczego tak naprawdę tutaj jest i po co. Kolejne wątki chcą się o niego zazębić, uczepić jak rzepy, ale tak serio, to nie ma o co, no i właściwie o co chodzi? Co jest tutaj główną postacią fabuły?
Kto ma być bohaterem?
Powieść intryguje, kręci, ale czegoś w niej brakuje. Jakiegoś węzła, jakiegoś subtelnego lepiszcza! Za to urzekła mnie porządkiem, ładem i wszelaką języka poprawnością… korekta miodzio!!! Rzadkość!
Wyspa zdaje się mieć bułkę na każde święto. Jutro niestety święto z owymi mniej smacznymi. Bez marcepanu noworocznego, bez owej słodkości bułek fastelavnowych. Takie są suche, dziwnym zwyczajem, tradycją przyprawione niczym pieczony kurczak… ale cóż. Taki to świat.
Takie to święto… Wielki Dzień Modlitwy.
… więc módlmy się, czy co tam. O to by każdy choć co orze jak może, to jednak dokopał się do Chin czy innej Australii i to złoto ucapił za roki ogon i nogi! Módlmy się, coby nam dupy nie urwało i wszelakie żywotności nie przeżarły mózgów. Módlmy się by ich używać, tych mózgów, a nie zombiaki karmić i by literatura, no wiecie… była tym czym była! Bo już mnie trafia!
„Ależ no oddajcie murzynki Agacie
i butelkę wina w Kapturka chacie.
Oddajcie nam wszelkie zbereźności Andersena i Grimma…
… bo czytać co ni ma, ni ma, ni ma!!!” Ch.J.