„Zła Królowa pragnęła dziecka, by być zbawioną, no i wiecie, jakoś wszyscy tak przecież robili…
Zresztą zagnieździło się w niej tak dziwnie samo, niepokalanie zmyślnie, jakoś tak zazębiło, zaczepiło szponami, o których nie miała pojęcia, haczykami i kotwicami, więc… No i też ktoś powinien był zająć jej miejsce na tronie, choć sama nie wierzyła w swoją śmieć, nawet w najmniejszą jej możliwość. Ale gdy wydaliła, uśmierciła, gdy w końcu odcięli, wyciągnęli, wyszaprnęli, wypruli z niej ową… po wielu dniach ciężkich koszmarów, istotę… zmieniła nagle zdanie. Królowe powinny przecież rodzić tylko w uśmiechach Królewny, a nie wydalać Małe Wiedźmy. Zresztą obowiązek wypełniono. Jest MATKĄ!!! Jedną z Najwyższych!!!
Nie ważne co… ważne, że zrobione!
Podobno byli tacy, co twierdzili, iż to urok Najwyższych odmienił cud w łonie Złej Królowej, ale ona wiedziała swoje… przeklęły ją płatki ciężkich, wonnych jaśminów. To ich wina.
Nie jej.
I Jego…
By oczyścić sumienie w Królestwie, a i dać wścibskiej Małej Wiedźmie tematy do przeżuwania bezzębnymi dziąsłami, ogłoszono, że Królowa cierpi, ale niestety karmić dziecięcia nie może, gdyż to zwyczajnie odgryzło jej sutki, a i dotyk bardzo ją rani, zaś płacz rozdziera jej duszę. A ona się tak starała… tak bardzo pragnęła dać owemu dziecięciu dom i swoją najwyższą miłość. I w imię owej Najwyższej Miłości rozpuszczono plotkę… że tak naprawdę Małą Wiedźmę, którą Jej Wysokość się będzie jednak opiekować, znaleziono w rzeczywistości na Polu Kapusty, gdzie Królową zaprowadziły Ułuda i Przekleństwo…
Panna Kapusta uznała to od razu za prawdę i zaczęła domagać się zwrotu dziecka. Bo w końcu jeżeli było jej, to wychowa i kochać będzie. Uczyć i prowadzić. Podnosić, gdy upadnie i ocierać łzy, koszmary odpędzać widłami pejczem lać smutki, rozterkom rozdzierać te rymuśne kiecki… Los okrutnie, lub przemyślnie nie obdarzył jej nikim, kto by ją kochał. Wydalił na początku i obiecał kiedyś zabrać, ale na razie, ona z chęcią weźmie Małą Wiedźmę. Pokocha, bo umie. Bo kochać uczy spojrzenie w oczy, a ona te dziwne ślepia z kawałkami bursztynów już widziała i śniła… W końcu to jej pole, jej członki i życia, wypustki i liście, zwijane w kokon pieszczotliwe uściski. Może i nie pachną jednoznacznie, ale jakże myślące!
Będzie małej tu dobrze…
Ale Zła Królowa zazdrośnie postanowiła nie dzielić się Małą Wiedźmą. Ogłosiła, że jej ojcem jest sam Szatan. Że takiego brzemienia na Pannę Kapustę, z naciskiem, że panna i niemacana, zwalać nie można, że królewski majestat, przywileje, obowiązki, odpowiedzialność… ŻE TO ONA JEST MATKĄ!!! I od tego dnia nikt już nie opowiedział się za nieKrólewną. I od tego wieczora za Małą Wiedźmą ktoś chodził. Ktoś czaił się w każdym rowie i za każdym krzakiem, mało sobie robiąc ze strachu dziewczynki. Ktoś nauczał ją, że strach to coś, co będzie z nią zawsze gdziekolwiek pójdzie, gdziekolwiek stanie, jakąkolwiek drogę wybierze… nawet gdy odmówi dorastania! I choć Mała Wiedźma uciekała do obcych i prosiła o ochronę, nikt nie miał odwagi, nikt nie mógł sprzeciwić się Złej Królowej.
Bo tego się nie robi, bo Matka ma zawsze rację!”
(„Sklepik z Niepotrzbenymi” Chepcher Jones)
Z cyklu przeczytane (wygrane u Sil): „Abraham Lincoln. Łowca wampirów” – opowieść o pewnym prezedencie, plus mały, uroczy dodatek z kłami. I lekkie zdziwienie, bo książka tak naprawdę nie jest zła… I raczej to specyficzna biografia Lincolna, niż opowieść fantastyczna… ot takie nauczanie poprzez zabawę! Miejscami prawdziwie szokujące, gdy z poczciwego Abe’a odziera się ową moc inteligencji, wrodzone mądrości i prawdę wtłacza o… cóż brakach w wykształceniu Lincolna. Przeszłości mrocznej i ciężkiej. Ot bo Abe był człowiekiem, to tak gdyby ktoś z Was nie wiedział, ale czy nim pozostał, sami się przekonajcie!
„Kołują płatki nad Wyspą, kołują,
myśli się w nich dziwne kotłują.
Bo gdyby tak sypać dzień i cztery,
może byśmy zmienili maniery
maniery tych wszelkich Wyspiarzy,
którym się tylko Majorka marzy…” Ch. Jones
Dobram, przyznaję. Jako totalny wyspowy fanatyk nie uznaję wykorzystywania Bornholmu latem i brutalnego porzucania zimą. A potem wmawiania okolicy, jacy to super z nas wytrzymali wyspiarze/artyści wyłącznie tej ziemi, aż że hej i hola, ahoj i w ogóle kotwica! Jak chcesz poznać i doświadczyć określonego ekosystemu i plemiennych układów, to sorry misie, mrozisz dupsko, poddajesz się dołom mroku i wiatrów, pozwalasz się falom unosić i… rzygasz często.
Bo Wyspa to stan umysłu, oddychanie i bicie serca, to malutkie cząstki przyczepione do każdej krwinki, to pępowina i obciążenie… to totalny brak umiejętności bycia gdzieś indziej… cierpienie.