„Na początku był Smok.
Bo w rzeczywistości wszystko się zwykle zaczyna od jakiegoś smoka, albo żółwia. Niektórzy wspominali też o słoniach, a nawet ważkach, czy motylach. Jednak Wyspa zaczęła się, jak to mają wyspy w zwyczaju, od Smoka. Wyłonił się z Chaosu i wszelakiej Nieładności Bezwładnej w Nieokreślonej Przeszłości. Zresztą należy nadmienić, iż był kobietą, a tym się czasu nie liczy. Potem nastał czas układania się. Na śpiącym, w kołyszących się odmętach Morza Smoku, umościły się skały i tajemnice. Wzniosły swoje jaskinie marzenia i wszelakie podziemne, magiczne stworzenia. Wody wprowadziły się w upragnione szapry i dziury… wypełniły wijące się wąwozy i rowy. Potem nadszedł czas wielkich zaklęć, narastania gleby i roślin. Gdy zaś wszystko było już doskonałe, co do ostatniego płatka i kropli, powstał „Sklepik z Niepotrzebnymi” i Wyspa wiedziała, że nadszedł czas problemów.
Dni mijały, noce bywały bardziej zauważalne, a na Wyspie pojawili się ludzie. Zaczęli od początku wścibiać nosy, gdzie nie powinni byli, ale Wyspa była uparta. Pozwalała na zabawę i życie. Uczyła swoich małych ludzi jak doceniać to, co mają i jak budować malutkie domki, większe domki i wiatraki. Nawet rozerwali się tworząc okrągłe kościoły i niezła twierdzę, przy której zabawili dłużej z kolorowymi jeziorami. W owych domkach chowali się malutcy ludzie, poddając się Wyspie. Prowadziły ich za ręce malutkie życia, które za cel miały wyłącznie ucieczkę i podziwianie świata – zawistnych i przemądrzałych Wyspa nie znosiła.
Ludzie pokochali Wyspę, która tak naprawdę ich stworzyła i czcili ją. Mimowolnie najczęściej, ale nikt nie wyprowadzał ich z błędu, ani nadmiernie nie tłumaczył wszechświata… To byli ludzie Wyspy. Nawet jeżeli tu się rodzili, nie oznaczało to, że tu zostaną, że będą JEJ. Wyspa sama wybierała swoich ludzi, zmieniała ich i kształtowała na własne, szalone niepodobieństwo. Wyławiała ich z całego Wszechświata, nie bacząc na inne siły. A owe Inne Siły… pozwalały jej na to i tylko Pan Tealight wiedział, dlaczego tak było.”
(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)
Z cyklu nocą przeczytane: „GONE. Plaga” Michael Grant. Czyli ciąg dalszy psychologicznej rozgrywki pod tajemniczą kopułą. Trzeba przyznać, że autor konsekwentnie miażdży ludzkość za jej głupotę, pustactwo i ogólną bezmyślność… a wszystko na przykładzie grupki nastolatków. Bo przecież jest ich coraz mniej.
Czwart tom serii „Gone. Zniknęli”, to intrygująca pozycja. Opowieść z cyklu: „co by było, gdyby…”, lekko tchnąca dziełami Kinga i Koontza, ale też mająca w sobie coś z LOST. Po wielkim wybuchu, gdy dorośli zniknęli, a wiele z dzieci stało się mutantami… świat się zmienił. Teraźniejszość otoczyła kopuła, a bycie dzieckiem jest właściwie niemożliwe. Co prawda dzieciaki nauczyły się zdobywać pożywienie i walczyć, ale pojawiła się też zawiść i podziały. Niestety czeka ich kolejna plaga, oraz brak wody. Jedyna szansa to położone gdzieś tam jezioro. Ale czy zdążą?
Trzeba przyznać, że Michael Grant trzyma w napięciu. Dotarł do owego momentu, w którym już wiadomo, że chyba nie będzie tutaj happy endu. Jest prawdziwy i konsekwentny. Jego postacie wzbudzają w nas skrajne emocje. Wiemy, że siła jaką się wykazują, jest ogromna, ale też nie rozumiemy… nie rozumiemy jak oni mogą wciąż żyć!!!??? Przecież to tylko dzieci. Czy rzeczywiście ktoś na nich eksperymentował? Czy są tylko śnieżna kulą, którą ktoś potrząsa?
Co się z nimi stanie?