„Nadeszło Zgorącenie i tak naprawdę nikt nie był na nie gotowy.
Nadeszło…
… nie zapowiadając się, nie wysyłając przodem forpocztów, wprost przeciwnie, dając wcześniej noc, w której odczuwalność temperatury bliższa była zimowym dniom niż wczesnojesiennym, ono ochłodzenie, dzięki któremu w końcu człowiek śpi i śni tak naprawdę i już… już właściwie myśleli, że po tym jednym wrzącym dniu to już nie będzie onego lata. Onego męczącego, wytłaczającego na skórze od góry i dołu, od wierzchu i spodu testy o cierpieniu i niezrozumieniu…
… ale przyszło.
Nie tyle Lato, co jego wściekła siostra, nienawidząca wszystkiego i wszystkich. Pragnąca ich uśpić, zaśpić, zaparzyć, zapocić, pozbawić wody, zasuszyć i w końcu… w końcu wkleić sobie do albumu, który tworzyła od zawsze.
Z zaskoczenia.
Tak mocno, prawdziwie, uwielbiała to swoje hobby. Naprawdę, właśnie w ten sposób to traktowała. W ten sposób wytraciła światy, znaczy, w rzeczywistości zatrzymała je dla siebie. Na zawsze, bo w końcu jej nikt się nigdy nie pozbędzie. Jak będzie chciała przyjdzie i zabierze swoje, to, co nie wie, że w rzeczywistości wszystko może być jej, może być jej na zawsze…”
(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)
Noc była chłodna, a dzień…
Wschód słońca w okolicach 30 C nie jest czymś, co się uznaje za zwyczajne i normalne. Za jakoś tak, możliwe do wytrzymania.
Nie…
Potem już było tylko gorzej. Termometr czuje się źle w okolicach 40 C, więc zaczął dawać nam naki, że domaga się dopłat i ma dzieci i w ogóle, to jak on ma pracować w takich warunkach, że się nie pisał, a tak dalej jak będzie, to po prostu związki na nas naśle. No to będzie. Serio… boję się.
Varmepumpe można przełączyć na chłodzenie, ale wiecie, ile to tam… nie no, pewno że człowiek wdzięczny nawet za oną drobinkę chłodu, ale samo uczucie, poczucie i wrażenie, jakoś tak, nie no… tę tempreturę się czuje w głowie. Spowalnia człowieka, a jednocześnie go dusi, że powinien coś robić… no serio, mogłaby się ona aura zdecydować i przede wszystkim określić się czy to lato, czy nie. Bo raz tak raz tak, mój czarny bez chyba nie przetrwa tego lata, jabłka nabierają czerwieni, ale jakoś tak, jakby bardziej czuły się czymś zawstydzone niż…
Dojrzewały.
Przeprowadziłam testy i serio, rośliny wolą cień.
Można się nieźle zaskoczyć przez zwyczajowe iglaki, czy małe sadzonki dębu, które w jednym miejscu zwyczajnie odmawiają rośnięcia, ale jak już są gdzieś między innymi, schowane, ścienione, to jakoś rąbią w górę…
Jakby im cienie płaciły.
A może jednak posłuchać roślin i uciekać z tefo słońca?
Gorąco…
To jak jakaś siła, która mnie krępuje, nie pozwala spać, nie pozwala odpocząć, nie pozwala zwyczajnie na nic. Co więcej, zwyczajnie wywołuje we mnie dziwne chcice… na przykład na jajecznicę o północy, jak ja jedzenie kończę w okolicach osiemnastej, bo inaczej mój żołądek się wyprowadza i ciągle muszę fo przekupywać wyjątkowo dobraną surowinką… no serio, bezczelny jest!
No ale…
W końcu znowu się ochłodziło, nawet spadło kilka kropel, ale co to tam było? Tosz ino one siuśki aniołków. Ale za to wiatr się zerwał, więc kurcze… znowu przesuszy ziemię, mam nadzieję, że magnolia przetrwa, bo marnie wygląda. Wiecie, wciąż żyje, ale jednak, jednak jakoś marnie… ech… no co? Naprawdę cierpię jak roślinki mi zdychają. Wciąż jeszcze nie zapełniłam ogrodu, wciąż mi brakuje kilku krzaczków, mogłoby być fajnie, znaczy jest, ale jednak… mogłoby być jeszcze lepiej.
A ja chcę jeszcze lepiej!!!
A co!
Czy to dojrzenie do perfekcji? Ależ gdzie tam?! No weźcie… po prostu ma być jak ja chcę i tyle. Ma być pięknie i w ogóle, krzaczasto, roślinnie, a najlepiej wszędzie drzewa. Tak, wiem, upierdliwam z tymi drzewami.
Ale tam…
Na Wyspie pierwsze czego się uczysz, to mieć wsio w dupie, a jak się tego nie nauczysz, to Wyspa cię zje, z kosteczkami, rzęsami, włosami – jakoś trawi wsio – oraz chrząstkami, które smacznie grzechoczą jej i ciamkają między zębami. Zębami z granitu, więc łatwo jej idzie z onymi człowiekami… No serio. Wyspa zjada ludzi. Myślicie, że gdzie się niektórzy Turyściznowie gubią?