Pan Tealight i Sumienie…

„Było dziwnie szczuplutkie i niepozorne. Właściwie pod pewnym kątem padania światła, nawet niewidoczne. Ale wiedział, że tam siedzi, rozparte w jego ulubionym fotelu… z jednej strony chuderlawe ladaco, nic ważnego, pierniczony niebyt… z drugiej wrzód na tyłku, uwierające zajęcie dotąd przyjaznej przestrzeni, wredne skurczybycowskie: jestem tutaj, nie pozbędziesz się mnie nigdy, przyrosłem, wrosłem i zarosłem.

Przytaśtało się z samego rana i nie chciało wyjść. Łagodne Kuszenie, ani też Dobitna Perswazja, nie dały rezultatu. Zresztą, obydwie szybko się zmyły, pozostawiając po sobie słodki zapach perfum.

Jak to kobiety… one chyba radzą sobie z nim inaczej, może to ta opływowa konstrukcja? Pan Tealight się miotał…

Sumienie nie było kobietą.”

(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)

Czytam sobie „Porta Coeli” tom 1 – i podoba mi się. Może i ja sama zmieniłabym to w wielki epos, ale tak jest inaczej, lżej, trochę szybciej… intryguje mnie jak sprawy potoczą się dalej i czy ta magia istnieje, czy jednak wszystko da się wytłumaczyć?

Dziś też czytanie po duńsku 😉 trzeba w końcu obłaskawić ten język, jakoś w czytaniu jest prostszy, wymowa mnie dobija!!!! Zresztą, no promocja na książki, to coś, co w każdym języku jest COOL 😉

PS. No i czekam na kota. Ile jeszcze taka bestia musi ssać matkę – bezczelność no 🙂 Kici kici… czy tam jak tu mówią: kiskiskis?

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz