TERRY PRATCHETT – CZYLI MISTRZ DLA WIEDŹMY…

Nie wiem kiedy to się zaczęło…

Pamiętam tylko, że okładki były dość śmiałe. No dowcipne, przyciągające wzrok, ale czasem i zdarzała się obfita w kształtach kobieca sylwetka. Odziana raczej w mniej niż więcej. Nie żebym miała coś przeciwko, czy skażona była pruderyją, zwyczajnie wolałabym faceta 🙂 Ale tak naprawdę nie pamiętam czasu sprzed czytania Pratchetta. Świata bez czekania na Jego książki, więcej, uczenia się od Niego, jako Człowieka, który ma poglądy i potrafi je przekazać… który ma mózg i go używa, myśli…

Jakoś tak się zaczęło, w jakimś momencie mojego osobistego pożerania książek, tego ich budowania mnie samej; się zaczęło… i się skończy.

Większość z Was wie, że Autor cierpiący na wrednego, świńskiego Alzheimera!!! oby Ci gnoju w pięty kurde, byś zatwardzenia dostał, by wszy Cię oblazły i wszelakie robactwo nawiedzało dniem nocą i czasem pomiędzy czasem! Forever amen, Ave! Oby domem Twym kloaka… aj, ja tak długo mogę, ale po co… Terry Pratchett zdecydował się odejść ze świata świadomie. Odejść wtedy gdy on uzna to za stosowne. Nie tracąc poczucia humoru, pamięci, niczym perfekcyjny aktor, który wie kiedy zejść ze sceny. Oj oczywiście, iż brzęczy gdzieś we mnie wredna, egoistyczna myśl, że kurcze mógłby nie, mógłby poczekać – ale to tylko zraniona dusza fanatycznego czytelnika. Zwykłej wiedźmy, która czytając Jego książki czuła, że cholera w końcu rozumie ten świat. Że można mieć inne poglądy, ale nie trzeba pyskówki, iż można zwyczajnie je przedstawić.

Bo Terry Pratchett to totalny, genialny, dowcipny i przewrotny manipulant (jedyny facet, który rajcownie i przekonywująco wygląda w spiczastym kapeluszu). Udało mu się stworzyć świat, dzięki któremu wady naszego, napuchniętego krągłego, są bardziej widoczne. Świat, w którym my możemy się przejrzeć. I nie wymagana do lektury jest znajomość wielkiej mi tam nauki… choć pomocna. Zresztą, nikt nie zmusza nawet do myślenia. Można w końcu przez Świat Dysku biec tylko dla śmiechu, radosnego trzepotania fałdek brzucha i luzowania specyficznych mięśni… można. Ale nie tylko Światem Dysku Terry Pratchett włada 🙂

Dziś otrzymałam – wyczekiwaną – powieść „W północ się odzieję”. I tak bardzo boję się ją czytać. Bo przecież już tak niewiele przede mną. Z drugiej strony do książek Pratchetta się wraca. Zwyczajnie i naturalnie. Z jakiejś wewnętrznej potrzeby.

Ale i tak… się boję.

Bo Terry Pratchett, to tak naprawdę jedyna wiedźma. Serio, nikt nas tak nie rozumie.  „Z folklorem nie mozna sie spierać.” Nikt aż tyle nie wie. Jakie ona ma kurcze dojścia? A może to przewrotna siła magii? Pierun wie. Ja wiem jedno, jako wiedźma Pożarta Przez Książki, stworzona przez nie i full szeleszcząca, wiem, że spory kawałek mnie, to Terry Pratchett!!! I jak to będzie żyć bez Mistrza? Bez wyczekiwania na Jego książki, słowa, przemyślenia, wizyty…

I to się nie zmieni… Bo ŚMIERĆ, to inny wymiar świata. Sam nas Pan tego nauczył!!!

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz