Pan Tealight i Gary Losu…

„No co…

Każdy potrzebuje hobby, a weźcie sobie pomyślcie jak to musi być być Losem. Kurna, te wszystkie decyzje, ten hejt… to ciężka robota, więc dlaczego nie? Dlaczego nie miałby mieć hobby? Dlaczego odmawia się mu onej pasji?

No naprawdę ludzie!!!

Nic tylko zwala się wszystko na jego wątłe, właściwie prawie kobiece barki, nic tylko on i on, nikt inny, nie ja, nie wy, nikt inny, naprawdę. Wsio jego wina, ot się tak stało, przez niego, bo on tak chciał, bo on to rozpisał, Kronikarz Światów Tworzenia, Ludzkich Szlaków Map GubieniaWielki Wymarzyciel, po prostu… on, Los. Tak zwany, choć tak naprawdę miał inne imię i nazwisko, gorzej, nawet rodzinę miał, która myślała, że szewcem modnych ciżem jest.

Oczywiście z przyrodzenia, urodzenia i od poczęcia wiadomo było, że będzie tym, kim będzie, więc… tak, nawet on sam wiedział już jako ów zlepek komórek, że odradza się w nim właśnie ona siła, bo poprzedni z Losów nie utrymał roboty… bo wiecie, czasem się ich z niej zwalnia, a czasem…

… nie wytrzymują presji.

Innych.

Czy rodzice wiedzieli? Nie… a może po prostu nie chcieli, w końcu spotkali i Wiedźmę Plotącą i otrzymali Przepowiednię, ale wiecie, byli wierzący inaczej i tak jakoś, no nie chciało się im myśleć szerzej…

Zresztą, oboje mieli specyficzną dietę i „szerzej” było słowem zakazanym.”

(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)

Wieje… i pada.

Może i nie są to te obiecane ulewy, ale przez dwa dni mieliśmy trochę deszczu i wiatru i nagle złek sobie przypomina, jak to było przez ponad pół roku… wiekuiste wietrzności, wszelakie tragedie, potem przychodzą newsy ze świata i jakoś takoś wszystko się ze sobą wiąże. Jakoś tak, wiecie… pogoda dostosowuje się do ludzkich myśli, zachowań i strachów, onej całej niepewności, która wszelako krąży, uderza…

I naprawdę miesza w głowach.

Z drzew zerwałam ostatnie śliwki, następnym razem serio, zrywamy wcześniej i spróbujemy je sprzedać, bo kurde, tego jest po prostu za wiele. Jedno drzewo, a tyle śliwek!!! Nie żebym narzekała, ale nie mamy zamrażarki, nie mamy miejsca na słoiki, więc wiecie, nie mamy też miejsca w brzuchach by tyle zjeść, a suszenie to zbyt wiele dramy i prądu, więc…

W przyszłym roku, jeśli znowu Ciocia Śliwa obrodzi…

Sprzedajemy.

Podobnie z jabłkami.

Naprawdę. Obecnie robią za nawóz i nie mam z tym problemu, oraz za żywność dla saren, które lubią sobie pogryźć coś czasem i jeszcze pszczół i ptactwa wszelakiego… w końcu nic się w naturze nie marnuje, ale oszałamia mnie, że te dwa niewielkie jednak drzewa dają tak wiele.

Podobnie nasza figa i krzaczki winogron.

Szczerze…

Kupiliśmy dom z zapasem owocowym, który spokojnie na dwójkę wystarcza. Gdyby tylko człek miał zamrażarkę, zamroziłby i byłoby na zimę, ale nie ma, więc na razie niech sobie użyźniają naszą kiepską dość ziemię… kiepską, ale jednak zdolną tak wiele zrodzić. Podobnie z niektórymi ziołami, niektórymi krzaczkami…

Kurcze!!!

Nic, ino jeść, ale mój żołądek nie toleruje jabłek, a śliwki w niewielkiej ilości niestety, więc wiecie… ból dupy…

Dosłownie.

A tak w ogóle, to październik, więc…

Niech mi ktoś wytłumaczy, gdzie ten rok się podział? Bo przecież, tak logicznie na to patrząc, to wiecie, jakoś takoś, no jakoś takoś powinien się dłużyć, przecież te wszystkie pandemiczne sprawy. Nie no, rozumiem, że większość jest zawiedziona tym, że nie ma zombie, ale szczerze?

Naprawdę?

Hello!!!?

LOL

Jak na razie, wszyscy chyba jakoś odświeżają sobie wiadomości z tak zwnego lockdownu, uświadamiając sobie, że kurna, myślenie o tym, iż to przejdzie i ogólnie mówiąc zniknie, jakoś na pewno się nie stanie. Zachorowania? Są, ale tak naprawdę nikt niczego nie wie. Dostaję mieszane wiadomości, że podobno u nas testy są za darmo, oczywiście poza tymi w aptekach, można sobie zrobić gdy się ma objawy bez problemu, ale jednak… ale jednak komuś udało sie to zrobić w ciągu 2 tygodni z 50 razy, więc co jak co, ale znowu coś się tu nie klei.

Wszyscy wiedzą, że nic nie wiedzą i wkurw w narodzie rośnie.

Spora część twierdzi, że ma to gdzieś, inni znowu nie wiedzą nic, więc wymyślają kolejne zombie apokalipsy, więc jest jak wszędzie, no sobra, może poza Szwecją, bo oni siedzą i klapią łapkami. W jakiś sposób udało się im uniknąć wielu, wielu też i stracić, ale jednak, na razie, nie oszaleli…

… co do Danii, nie mogę tego powiedzieć.

Wrony szaleją…

Zająca nie widziałam od kilku dni… może objadł się tych sfermentowanych śliwek? Wiecie, masa ich pod drzewkiem, z robaczkiem jeszcze, więc… właściwie tequilla!!! LOL może i mu naprawdę przypasowało zostać w krzakach?

Tęsknię za nim.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.