Pan Tealight i Myślownik…

„Wołacz, to wiecie, zawsze to OOOOOOOOoo i w sekretnym, ale zamkniętym związku z CapsLockiem. Pytajnik, no to jeszcze gorzej, od niego ino wieje niewiadomą i tyle. Ale Myślownik

Tak, z nim to zawsze było specjalnie.

Bo on myślał…

… niestety długotrwale, niestety zawsze, ciągle i nieprzerwanie czasem i jeszcze, niestety, nie przestawał. Wredna małpa!!! Nie obrażam, sam tak siebie wyzywa, wciąż i wciąż, bo to wcale nie jest dobre w dzisiejszych czasach być Myślownikiem. Wcale a wcale. Z prostego powodu… taki już był. Na szczęście, w tym rejonie taki sam, jak Wiedźma Wrona Pożarta Przez Książki Pomordowane.

O rany…

Jak tylko się o tym dowiedział, to od razu się przeprowadził na Wyspę. A wiecie, Pani Wyspy nie miała nic przeciwko wścibskiej inteligencji, więc jakoś tak, no się zgodziła, więc… tak po prostu dostał swój szałas z plastikowym krzesełkiem pod brzózką, wiecie, tym samym, które morze wyrzuciło i jeszcze sznurek na pranie, bo wiadomo, sznurek musi być i tyle. No i swojego kamyczka.

Z przyjacielem raźniej.

A czasem ino kamień może inteligencję znieść.”

(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)

Ludzie wydają się przymuszać do specerów.

To tutaj nie jest normalne.

Kompletnie.

Tu zawsze coś nas ciągnie nad morze czy do lasu, nad rzekę czy gdzieś w inne odmęty niedomowatości, ale ostatnio… ostatnio ludzie zdają się zmuszać do wyjścia z domu. Jakby w powietrzu było coś złego, coś nietakiego, coś jeszcze sprawiającego, że zmieniacie własną, zwykłą codzienność…

Oną codzienność, która naprawdę pozwalała nam oddychać, nacieszyć się Wyspą nim przybędą najeźdźcy i wszystko znowy się zmieni, ale jakoś tak, no nie daje się. Kompletnie się nie daje… nie…

O co chodzi?

Może rzeczywiście w powietrzu znowu jakieś gówno wiruje?

Wiecie, one takie niewidoczne… jak ktoś nie czyta newsów, to potem jak go obcy informują o tym, że ma uważać, bo znowu dżuma jakaś w postaci zapewne „Epidemii”, tudzież mojego ulubionego „Outbreaku”, bo to podobno od zwierzątka… to może i coś w tym jest? Albo jednak to ona przerażająca wiosna…

… wiecie – tak, znowu wiecie, ciągła ciepłota i wszelka niemroźność.

I ten pęd ku ogródkom?

Może jednak nie chcemy, nie chcemy naprawdę tego wszystkiego tak szybko, tak od razu, tak bez przerwy, tak jakoś nienaturalnie!!!? Jakby już w ogóle w czasie całorocznym ten odpoczynek został nam odebrany. Bo i jasno, chcociaż aura szarawa za oknem, bo i jakoś tak… kurde no, nie będę siała kwiatków!

Walcie się.

Nikt mnie nie zmusi…

Oczywiście, że się poddam, ale mnie jeszcze można zrozumieć.

W końcu dom.

Nowy dom… wymarzone miejsce na ziemi. Nie perfekcyjne, bo coś takiego nie istnieje, ale chyba dziwnym może się wydawać większości… bo co jak co, ale postawiliśmy na miejsce. Nie tylko dlatego, że na nic nas nie stać, ale przede wszystkim przez całe życie jakoś tak człek musiał przebywać w onych klatkach. Bardzo małych miejscach, mieszkaniach, pokojach… i po co?

By mieć wielką szafę?

Walić szafę.

W końcu i tak nigdzie nie wychodzę, więc ciuchy zawsze noszę te same, tylko w różnych złożeniach, no i czarne, choć odcienie mniej lub bardziej sprane, więc… widzicie, raczej elegancja ze mnie żadna. Kompletna nieelegancja, ale przecież tutaj, no sorry, no ale jednak nikt się nie stroi.

Zresztą, czy ja bym rozpoznała jakaś drogą rzecz?

Tak szczerze?

Zrobiłam test. Okazuje się, że nie. Kompletnie jestem niereformowalna i niepopularna, ale… nie martwcie się, bo światowa moda zawsze ze mnie ściąga, więc już wkrótce, a raczej już powoli, ja staję się popularna. Ja uciekająca od nowoczesności. Nieposiadająca mikrofalówki, zmywarki do naczyń, telewizora i telefonu… nagle kurna się okazuje, że seryjnie jestem modna.

Usz kradzieje no!!!

Ale nic to, przeczekam. Im się znudzi, ja się sobie nie! I dom będzie taki jak chcemy, a nie jak moda nakazuje. Bo tak.

Amen! LOL

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.