„Przylazł, zawalił do drzwi, aż wieniec świąteczny… no co, wciąż świąteczny, no, nie ma funduszy na nowy, więc wciąż kurna wisi świąteczny i tyle… No więc przylazł ten koleś i wiecie, wali.
Donośnie.
Pięścią zapewne, chociaż Wiedźma Wrona Pożarta Przez Książki Pomordowane nie była do końca pewna, czy nie i butem, plecami, swoją drugą osobowością, trzecią i piętnastą może… i tymi, co w światach równoległych żyją i jeszcze może teściową i jej babką, wiecie, mumią. Mocno się trzyma, tak zdrewniała, że kurna słoje jej można na owijce liczyć.
Naprawdę, możecie spróbować!
No więc koleś wali, a Wiedźma Wrona się boi.
Zwyczajowy widok. Problem? Dla normalnego osobnika homo sapiens sapiens, żadny zwykle. Podchodzisz i otwierasz drzwi, walisz w nos, jak ci się nie podoba to, co po drugiej stronie i oczywiście ono coś ów nos posiada – najlepiej pokaźny, bo celować trzeba, albo nie otwierasz i tyle. Masz wybór, ale… ale cudowny Gulehus, ukochany domek Wiedźmy miał w sobie tyle światła i okien, choć i ciemny pokój zwany Kobaltową Szafą też miał, wiecie, no tak dla balansu, że ten ktoś na pewno wiedział, że ona tam siedzi i stuka w one swoje klawiszki Dziwnej Maszyny.
Taki job i tyle.
… więc wiedział, widział pewnie nawet, kurna, ale ona… ona wciąż nie chciała otwierać. Naprawdę nie chciała. Nie lubiła się z ludźmi, właściwie Pan Tealight do końca nie był nawet pewien, czy była jednym z nich, tak do końca, wiecie, prawdziwie… więc nie umiała. Nie potrafiła otworzyć ni zamknąć, ni zbliżyć się ni oddalić, ni nawet zdecydować czy boi się tak tylko, czy aż do końca i…
I nagle stukanie ucichło.
Nagle… coś zawiało, drewniany tarasik przed wejściem się rozwarł, niby niewielka dziurka, ale jednak, jakoś tak naturalnie, jakoś… i coś zamlaskało, i już… i pozostał po wszystkim tylko podmuch dziwny.
Wiatr Nader Zdecydowany.”
(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)
Z cyklu przeczytane: „Kyst” – … opisywana jako ’coffee table’ bog, co oczywiście wprowadza mnie w cholerę, dżumę i pasję nieszewską, to jednak coś więcej.
„KYST: 52 gature fra solopgang til solnedgang rundt om Bornholm”. Oczywiście to wynik Book Crowfunding Campaign, więc… może też winnam tak zacząć?
Ben Woodhams jest artystą, angielskim, który od ponad 10 lat mieszka z żoną i trójką dzieci – nie wiem czemu to istotne, ale o tym wspomina, więc przytoczę – no i kocha Wyspę. Znaczy na pewno swój człowiek. Książka, to wynik jego łażenia wzdłuż wybrzeża. Zawiera jego prace i słowa, przemyślenia i obrazy.
I jest naprawdę niesamowita.
Moim zdaniem świetny prezent z podróży, tudzież coś, co chcecie kupić znajomym. Cena może sporawa, ale jednak – dobra, Chowaniec dostał, więc wiecie, dzięki temu mamy… Co mnie ujęło, to to, iż co piątek od stycznia 2018 roku koleś chodził sobie i pracował. Oczywiście skończył, jak doszedł do miejsca, z którego zaczął.
„KYST is a journey through time and space, a voyage of discovery and exploration, with Bornholm as a gigantic clock face, sundial or calendar.” Okay…
Czy jest to coś, co sama tworzę… tak i nie.
W końcu ja to ja. Sorry, mnie się nie da podrobić i dzieci nie mam. Ale Śnieża w biografii umieszczę, jakby co do czego doszło. He he he!!!
Koniec stycznia, na zewnątrz pieruńska wiosna.
Ranniki wylazły.
Śnieżynki tyż… kurde no!
A na dodatek temperaturka wiecie, taka mocno w ramach marcowych kotów się marcujących. No i robale już się budzą, nie no!!! Dlaczego?! Dlaczego odebrano nam ony cudowny czas zaspania. Spowolnienia. Wszelkiej mroczności? No kurcze, teraz już o siódmej zaczyna się robić jasno, ciemno w okolicach 17tej… ale zmrok już nie jest taki cudny i ciężki, tulający i zezwalający na wszelakie grzeszki, tylko ten pieruński, w stylu: jeszcze możesz popracować, jeszcze pokop, jeszcze zrób to i tamto, jeszcze posprzątaj, umyj okna, nic to, że wieje, nic…
Serio.
Nie ma już spowolnienia czasu. Nie ma już onej sezonowości. No kurde nic nie ma, a jak na zewnątrz wsio się tak pierniczy, to i łeb człowieczy cierpi. Nie oszukujmy się, mieszkanie na Wyspie oznacza większy kontakt z naturą. To ona wami kieruje, ona wami potrząsa, ona was przyzywa, abo gryzie w dupę.
Wiecie, w zależności czy jesteście grzeczni, czy nie?
Ha ha ha!!!
No ale, tutaj złe traktowanie natury oznacza jak najbardziej mocne lanie. Zbudujesz się nie tam gdzie trzeba i od razu ban od Wszechświata. Ale widoku tak chciałeś, wyjebałeś drzewka, więc serio, się nie dziwię onej naturze. No naprawdę!!! Litości!!! Rozumem panowie i panie, rozumem!!!
Ale… co do czego, to na razie wiosna.
NIEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEE!!!
Tak człek se siada i nagle uświadami sobie, że przecież to będzie pierwsza jego wiosna w tym domu i nie, żeby tego domu wiosną nie widział, w końcu mieszkał nie dalej niż 100 metrów stąd, więc wie, że tu coś rośnie i tak dalej, ale jednak przed sprzedażą posesjo oni tutaj tyle nazmieniali, że chyba będzie coś nowego. Na pewno, niestety z powodu wysokich temperatur, mimo onych wyściółek i innych cudów, to chwasty w rąbanym żwirku są!!! Nosz kurde no!!!
Chyba pójdę w beton…
Ale poza tym, to jakoś tak, no już właściwie człek chce sadzić, pielić i wszelako walać się glebą i babrać w onych korzonkach. Jakby coś go pędziło, jakby kurna serio ten koniec świata miał nadejść i w ogóle…
Ech!
Nawet te ptaszki tak świergolą. Za to mewy i wrony głodne jak nie wiem co. Mijcie taką wszelaką grupkę i tylko czujecie one spojrzenia ich na swoich plecach oczach, udach, uszach, miękkich policzkach… nom nom nom… w onej pustce puszki mózgowej, ciepłocie flaczków w brzuszku. Nagle, naprawdę i do końca, uświadamiacie sobie jak bardzo możecie być dla kogoś smaczni.
Ile możecie dać innym.
Głodnych nakarmić, spragnionych nachlać…
LOL