Pan Tealight i Pomurszenie…

Pomurszenie występowało zawsze na onych pniach prawie niebieskawych… na onych ściętych i rosnących, pooranych bruzdami, dziwnie żebrowanych, ale i na tych gładkich prawie zawsze… Niczym ozdoba. Niczym jakaś performacja, tudzież wiecie, nadmiernie ludzka ingerencja w drzewne ciało.

Ale przecież nie był ludzki.

Więcej, tak naprawdę nawet nie zauważał ludzi, byli dla niego czymś tak bardzo przejściowym niczym dla ludzi żywotność muszki owocówki. On sam w sobie był nader długotrwały. Długotrwały i wszelako wolnomyślnący. Znaczy nie, że on retrd jakiś, czy coś… po prostu, wolał sam decydować.

Jak i co.

I po co?

Przepiękny, zawsze morski dziwnie na onych pniach. Jakby fale odciskały swoje podobizny tworząc rodziny album. Wiecie  te zimowe i te letnie i one wiosenne, i jeszcze te jesienne, najbardziej nieprzewidywalne czasami. Najbardziej zaskakujące. Zielonkawe, szmaragdowe, niebieskie, błękitne, ciemne i jasne, burzliwe, z grzywaczami białymi, lekko niebieskawymi, albo…

Te będące ino zakrzywieniem atłasu.

Niedoprasowaniem.

Może i nimi były? Może? Ale pod spojrzeniem Wiedźmy Wrony i Pana Tealighta zdawały sie zawsze być jakąś najpiękniejszą opowieścią. Filmem, kinem, do którego nie potrzebowali popcornu czy innych używek. Wiecie, czymś, co oni widzieli zawsze i z łatwością, a co dla innych…

Nie istaniało.”

(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)

Z cyklu przeczytane: „Za kilka demonów więcej” – … przegapiłam ją? Znaczy rozumiem jak, nie było mnie kompletnie stać na książki, świat się zmieniał, ale przecież sprawdzałam Empik i odkładałam co może mnie zaintrygować i tak dalej… ale aż tak przeoczyć?

Aż tak?

Bo widzicie… nie żeby to była jakaś mega literatura, ale doprcowanie osobowości, w szczególności onych najmniejszych, dziwność kontaktów ludzkow-wampirzych, wszelkie byty magiczne, świat ten i tamten i jeszcze inny… naprawdę, to wszystko jest tak niesamowicie sklejone, że jak dostaję info o kolejnej części, to od razu wpadam w amok. Serio!!! Po prostu. Może i czasem omijam sceny, ale jednak…

Wiecie jak ten seks w fantastyce na mnie działa.

Mocno rozśmieszająco.

No ale… część piąta? Serio… o rany, czyli w mojej zaginionej biblioteczce zginęło ich dwie, udało się odzyskać 3… płacz i zgrzytanie zębów. Na pewno nie wznowią, więc co, polować? Gdzie jednak? Jak? Jak kupić pierwszą i trzecią część? Nieczytane… no jak? No ale, treść… więc oto i nasza znajoma wiedźma, jej przyjaciółka wampirzyca i przyjaciele. Ci najmniejsi są po prostu niesamowici. Po problemach z poprzedniej części to właśnie oni najbardziej ucierpieli. I ten smutek wciąż jest odczuwalny, ale przynajmniej mają swój dom. Kościół… tylko że… no właśnie, ojojoj… tak po prostu, jakoś dziwnie, wszystko znowu zaczyna się walić.

Ale tym razem całkowicie i do końca!!!

Ten cykl Harrison jest nie tylko opowieścią o magii, świecie, w którym podobnie jak u Andrews nadeszły wielkie magiczne zmiany, gdzie one byty baśniowe się ujawniły, ale przede wszystkim o przyjaźni. Wielkiej przyjaźni. I zagadkach z przeszłości i jeszcze… o tajemnicach, które jakoś tak się rodzą, same z siebie.

Kocham ten cykl.

No i wiecie, książki są mile grubiutkie!!! LOL

Przez dwa dni Wyspa żyła zaginięciem staruszka.

Nie pierwszy raz, ale jednak. By uspokoić skołatane świąteczne wasze nerwy, Benny się znalazł, poszedł na dłuższy spacer, ale… przynajmniej człek się dowiedział jak odbywają się tutaj poszukiwania napowierzchniowe. Bo wiecie, kilka lat temu, choć pomyliliśmy to z lądowaniem UFO, doświadczyliśmy tego, w jaki sposób poszukuje się ludzi, gdy wypłyną w sztorm. Gdy wiadomo właściwie, że nic z tego nie będzie, ale jednak wszystcy wstają, rzucają się i próbują.

Nad morzem wisi helikopter.

Z jednej strony gotowy wyłowić, wszyscy mają nadzieję, żywego szaleństwa, z drugiej, będąc jedną wielką żarówką pełną szperaczy świetlnych. Do tego zespół ambulansów, policja, siły takie, owagie, straż pożarna…

Na morzu łodzie i ludzie, którzy wiedzą, że mogą nie wrócić z tych poszukiwań. Bo przecież to się zdarza. Zbyt częst, iż ktoś, jeden z ratoników, już nie wraca. Tylko i wyłącznie dlaetego, że ktoś zaryzykował głupotę. Bo to jest głupota, jeśli bierzesz łódź i chcesz innym udowodnić, a przede wszystkim morzu, że przepłyniesz stąd dotąd. Chcesz walczyć z naturą. Nie jesteś samobójcą, a może jednak jesteś, ale rodzina nie zrozumiała… może ludzie wybierają i taki koniec.

Lekko nie do końca pewny?

Rosyjska, morska ruletka?

Najbardziej zawsze szkoda mi ratowników. Tych wszystkich, marznących, posiadających oczywiście wszelakie ulepszenia, ale przecież nie takie jak bogatsze porty. Miejsca… w Danii. Nie oszukujmy się. Wyspa i w tym jest biedna. I teraz nagle pojawia się pytanie, bo za każdą taką akcję oczywiście bardzo się płaci…

Znaczy reszta Wyspy płaci… więc…

Mam mieszane uczucia.

Inaczej jest z osobami starszymi, które nieupilnowane, zwyczajnie wybiorą się, wiecie, może na piwko, może na wycieczkę i się zaczyna.

Tym razem poszukiwania trwały prawie dwa dni i noc.

Pierwszego dnia były psy, ludzie, policja w ogródku, jak się okazuje, przestrzeń twoja nie ma w tym momencie znaczenia. To, że ja się posram ze strachu, bo ktoś latarką mi przejedzie przez okna, a nie wiedziałam, że będą to robić… tak, oczywiście, przecież cel wyższy, ale nasz szopki zamknięte, trudno się schować na gołym trawniku, a ja… a ja dostanę ataku. Bo tak jest. Ale cel wyższy… Może w końcu trzeba się przyznać do tego, że jest ze mną gorzej, benzodiazepina w ciągłym użyciu… wszelkiego rodzaju pomoce, jak regularność, ćwiczenia, dieta i tym podobne… nie sprawią, że stres, atak strachu, się nie pojawi.

Ale to starsza osoba, z demencją, więc…

Ale umknął im już drugi raz, więc… więc może w tym miejscu warto już wspomnieć, iż Dania nie jest miejscem dla starych ludzi. Już nie. Kiedy uważana za raj, teraz cierpi nie tylko na brak kasy, pomocy, ochotników, pielęgniarek, lekarzy, wszelako obsługi wykształconej, tudzież… po prostu z sercem podchodzącej do swojej pracy… nie oszukujmy się, to jeden z najgorszych, najtrudniejszych zawodów. Bije to tylko hospicjum, więc… dlaczego. Dlaczego ten problem nie jest rozwiązany?

Bo politycy muszą mieć kasę dla siebie.

Jak wszędzie.

A ludzie… hmmm, czasem sobie myślę, że ci wszyscy ludzie zapominają, iż się zestarzeją też. I nie wiadomo jak ich życie się potoczy. Może zostaną takim Bennym, który wygląda na zadowolonego człowieka i w ciągu tego czasu zdążył dotrzeć z Gudhjem do ścieżki prowadzącej do Dondalen.

Widać wodospad go wołał.

Smutne to wszystko, ale dobrze, że znaleźli go całego. I w dobrej formie. Ja dowiedziałam się, że teraz poszukują ludzi drony, a odgłos helikoptera wiszącego nad moim Gulehusem, Pałacem na mej własnej Szklanej Górze otoczonym różami… jest koszmarem i wymaga wspomożenia medycznego.

Nigdy nie lubiłam helikopterów, od dzieciaka…

No i psy.

Bez nich naprawdę… cześć szczekaczom kochanym!!!

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.