Szeleszczenie i opad magii wiedźmy Pożartej…

„Nie było istotne jak bardzo się starała, no i tak wszystko odbijało się od ściany i rozpryskiwało na miliony kawałków. Wsychało w ziemię, pożerały je ptaki, trawiły robale… rozwiewał wiatr i rozklejała woda. Magia nie odpowiadała. A ona bez magii czuła się tak bardzo samotna, tak bardzo bardziej nijaka i nieistotnie zbędna. Odpad. Szeleściła, ale jakoś tak nader smutno, jak pierniczony romans, który jednak nie kończy się dobrze… może i są pocałunki o zachodzie słońca i fale rozbijające się o brzeg – tak właściwie dlaczego nie wschody słońca i nie brzegi piorące się z falami? nie wiem… Może i są te „happy endy”, ale tak naprawdę po odegraniu swych ról bohaterka wraca do bycia cuchnącym Kopciuchem. Potarganą dziewczynką z fobiami i nerwicą natręctw, co to kocha liczyć groszki grochu.

Nawet One Trzy umilkły, dziwnie rozmyły się w jej głowie… dusza zdawała się rozpadać na kolejne cząsteczki. Ale to nie była nowość. W końcu wszystko zaczęło się od domu na Kirkevej 9 i zjawy. Od razu czuła, że nie powinna tam zamieszkać, że będzie to koszmar, bolesny, trwający… ale wiedziała też, iż jak zwykle nie może spierać się z Losem. Miała nadzieję, że Matka Bogini Wyspa ją przed tym uchroni, ale ona tylko odwróciła swoją głowę. Poczuła się oszukana. Tak bardzo zdradzona i odepchnięta… ale wciąż umiała sobie to wytłumaczyć. Zwalić winę tylko na siebie… egoistycznie trwająca w masochiźmie… wariatka, dziecko specjalnej troski, zbędny element układanki, nawet nie piąte koło, to raczej szóste czy siódme, które stanowi tylko nadbagaż.

Czuła, że rogi jej książki się pozaginały. Okładka, wymięta przez zbyt wiele dotykających ją dłoni nie mogła już utrzymać kartek. Była książką i książkami, była szelestem, zagubionymi myślami, oderwaniem od rzeczywistości, ale była… tylko dla innych. Dla niej samej nie było już niczego i… nikogo.

Była istotą nicości. A jednak odczuwała ból, piękno, palące słońce, piekące kropelki wody, jakby oczyszczenie było dla niej niedostępną łaską. Musiała tutaj zamieszkać. Miała tylko nadzieję, że kiedyś uda się powiedzieć to w czasie przeszłym.

Czuła zjawę. Kobietę w koszuli nocnej, zaplątanej wokół kostek, jasnej, choć dziwnie przysmolonej. Informacja o pożarze, który miał tutaj miejsce ponad 100 lat temu też przyszła szybko, ale nic poza tym. Ona też nie chciała nic powiedzieć, ale ostrzegła co się stanie, jeżeli nie odgadnę jej tajmenicy. Ostrzegła stojąc nad ciałem jej męża i ciesząc się moim strachem. ostrzegła spoglądając na moją magię i wyśmiewając jej moc. Ostrzegła… przeraziła. Wiedziała, że tym razem wygra. I choć wicąż pamiętam jej wykrzywione, leżące obok mnie ciało, te nieme usta, czerń przełyku, otrość oczu… to jednak nie jestem pewna, czy mi się uda.

Może wiem, iż jest to niemożliwe? Może też wiem, że to co jej uczniono było czystą zbrodnią. Uśpieniem czujności miłością, porzuceniem w piwnicy, spaleniem ciała, zbeszczeszczeniem ducha. Morderstwem doskonałym, na zawsze. Wymazaniem imienia ze wszystkich ksiąg… Ale to jest mój strach, mój mąż, moja rodzina i moja walka.” („Morderstwo w Listed, czyli powszedni trup” Chepcher Jones)

PS. Chcę dostać to w prezencie (rozm. 14 lub 17???) i potrzebuję srebrnego athame, małego, mieszczącego się w mojej dłoni… o ostrzu krótszym niż 15 cm, oraz bolline. I to mnie kręci, srebrny z misiem 😉

Powszechny Spis Książkowej Ludności dobrnął do miejsca 1856… już wiem, że będzie ponad 2 tysiące rodziny 😉 a to czego pragnę tutaj. Lista książek, które MUSZĘ przeczytać 😉

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz