„A bo widzicie… były takie potrzeby, więc i miejsce się na ziszczenie onych potrzeb znalazło. Tak to już jest. Popyt, podaż, sprzedaż i kupno. I ci, co się narobią, a nic nie zarobią.
Normale, co nie…
Normale!!!
Bo przecież są takowe zwierzęta, które mają swoje człowieki. Nawet nie tyle zwierzęta, co taczej byty i siły, no i wiecie, ten krzyknie nazbyt mocno, tamten szarpnie swą boską siłą czy coś w ten deseń i już macie odpowiedź na zbyt wiele pytań… dzieje się. A pamięć, ból, pogrzebywanie, zapominanie… wszystko to to zwyczajny biznes i tyle i Wiedźmy z Pieca pomyślały, że one to by mogły. Wiecie, mogłyby się zająć i tym i tamtym, chowaniem, płaczkowaniem, darami grobowymi, a nawet wystawieniem na palach na nativowy styl tudzież pitosik jakiś, spalanie i ogrzewanie… a nawet diamenty. Się miało w końcu Smoka, a Wiedźma Wrona Pożarta była tak zestresowana, że ostatnio diamenty to wysakwkiwały jej z różnych miejsc…
Rozsypywała się…
Ale też wpływała na ładne rozsypywanie się i przekształcanie się innych.
… więc wiecie, oczywiście dałoby się jakoś tak zrobić coś z tym. Tak większego, może nie spektakularnie, ale…
Gdy pojawiło się kolejne ciało, wiecie, ten biedny pływak, w rzeczywistości, co to się Syrenicom z uwięzi zerwał… okazało się, że być może ono przedsięwzięcie będzie miało większe pewne konsekwencje. Ale przecież i z nimi sobie poradzą? Co nie? Tu jubiler, tu pogromca duchów i już!!!”
(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)
Pogoda się ostatnio zrobiła idealna.
Wiecie, w ciągu dnia ciepło i słonko plus wiaterek, a wieczorem popaduje i podlewać nie trzeba! Nosz nie macie pojęcia, jeśli wszelakie podlewanie nie spędza wam snu z powiek, jaka to ulga. Naprawdę. I wszystko takie żywsze, chociaż… przyznaję, że znowu z roślinami coś nie tak. lubczyk zdycha, róże nie chcą rosnąć i kwitnąć…
O co chodzi?
Czyżby nadejść miała wcześniejsza jesień?
A może dwa ostatnie lata tak bardzo naruszyły równowagę roślin, że te mają już gdzieś robotę, więc olewają wszystko i nie będą rosnąć. bo co. Że niby ktoś je zmusi jakoś? Jak nie chcą to nie chcą i tyle. Nie nakrzyczysz na nie. Znaczy możesz, oczywiście, że możesz, ale co to da?
No nic… ważniejsze jest to, że mój czas oczekiwania to jeszcze dwa tygodnie i w końcu będę mogła coś napisać. Wiecie, jak trudno utrzymać tajemnicę? Zresztą, przecież i tak nikt mnie nie czyta, więc co ja się tam martwię? Mogę napisać co i gdzie, ile mi się spodoba i nic z tego nie wylezie na świat… ale co jeśli wylezie?
Nie no, jednak lepiej nie ryzykować.
Powiem jedno.
We wszystkim człek odnajduje doświadczenie życiowe. Ino po co mu one, jeśli tak naprawdę użyje go tylko raz? Albo wiecie, oberwie raz tak mocno, że już nie spróbuje czegoś podobnego, czegoś innego, cegoś nowego, bo się będzie bał?
Życie jest dziwne.
Ale najważniejsze, że pada.
I wiecie, świat dookoła się kręci. Może jeszcze człek się załapie na wszelako młode ziemniaki, bo eksperyment z truskawkami mi nie wyszedł. Banany też mnie nie lubią, więc wiecie człek zaczyna mieć problemy z wyżywieniem. Jakoś dziwnie nikt nie rozumie, że wcale niełatwo tutaj znaleźć warzywa z pola. Wiecie, prosto od bauera. LOL Mieliśmy doświadczenie przykre z jajakami, więc… tak wszystkie miały w sobie kurczaczki, no więc jeżeli chodzi o to, to już nie próbujemy. Nic z tego. Jeśli chodzi o mięsa, to oczywiście możecie spróbować Naszych, chyba dwóch obecnie mięsowni… eee, miejsc, gdzie robią kiełbasy. I inne tam takie mięne sprawy, więc spoko, ze złotą, pasioną mocno, kartą się najjecie.
Jeśli chodzi o resztę, mamy przegibane.
Na polach zboże, rzepak, kwiaty i trochę onej pięknej koniczynki.
Pól kaafiorowych nie widziałam. Nadal nie rozumiem dlaczego nie ma u nas pól lawendowych… no serio? Choć z drugiej strony, to wychodzi na to, że ta nasza lawenda wcale nie kocha tak słońca. Już nie wiem jak to jest z tymi ziołami. Są z południa, czy jednak kurcze nie?
A może te roślinki tutaj są jakieś zmutowane?
Ech…
Ale ziołami człek się nie najje, więc… czasem można znaleźć kalfiora czy kapustkę, ale one mnie wydmą, więc serio chyba przerzucę się na zieleninę z morza. Wiecie, te wszelkie rąbane glony i wodorosty, czy tam jak to zwą.
Może to wyjście z sytuacji?
Co jedno na pewno kocham, to miody z Wyspy!!!
Rany Julek, jakie my mamy miody, tosz przecież po prostu świat się kłania!!! Naprawdę bardzo warto się zaopatrzyć w słoiczek, czy pojemniczek, ale tak wiecie, prosto ze standu przy gaardzie. I to takiego ocienionego. Z jajami już gorzej, chociaż też możecie je dostać. Jeżeli chodzi o jakiekolwiek warzywa, to oczywiście Svaneke w okresie targowym i stoiska na południu Wyspy.
Ale to tak daleko!!!
Przerzućmy się na energię kosmiczną!!!