Pan Tealight i Susza…

„Przyszła.

Szeroka, ale nie gruba, coś raczej jak dziwaczna meduza na dwóch cienkich nóżkach odziana w warstwy swojej, całkowicie niegruzowatej, gładkiej brązowawej skóry. Oczywiście owłosiona, ale tylko na głowie, i to właśnie te kłaki się tak za nią ciągnęły i niszczyły wszystko. Odsysały, wysysały… A, bo była goła. Całkowicie, ale przez te nawały skóry jakoś nie było w niej nic seksualnego. Kompletnie nic. Naprawdę nie chodziło o suszę, ale jakoś tak…

Nic.

Zbereźnego tak, ale wiecie, nic poza tym. Za to na pewno super zawzięta. Wypalająca trawę, marszcząca liście, mocno trzeszcząca w nowonarodzonych owockach. Wiedziała czego chciała. Chciała by wszystko płonęło, ale bez ognia. Chciała by wszystko zdechło i nabrało lekko brunatnego i szarawego odcienia.

Chciała…

A to, co ona chciała było najważniejsze.

Bo co jak co, ale nie miała niczego do stracenia. Nie miała dzieci, miłości, wszelakiego majątku… była wysuszającą zagładą i taką chiała być. Nie dbała o swój wygląd i tyle. Nie miała w planach szczeniaczka, czy koteczka, małego domku z ogródkiem, wszelakiej stabilności… nie, jej chodziło tylko o wysuszenie. I tak dobrze jej szło, że nawet majestatyczne Morze się jej poddało. Znacząc kamieniami i zwęglonymi prawie wodorostami dawną linię brzegową… Morze się cofnęło. Nie tylko zmieniło linię brzegową, ale zwyczajnie, odpuszczało.

Czy się jej bało?”

(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)

Suszy ciąg dalszy.

Czyli wiecie, jest temat, jest monotonia.

Tylko ci w Ronne, jakoś pewno nie do końca na to zwracają uwagę. Ale nie ma się im co dziwić. Kompletna przebudowa portu trwa utrudniając życie wszystkim i napajając nieustającym hałasem całą okolicę. A co. W końcu pracować trzeba dzień i noc, nie ma tak łatwo. Terminy gonią, ogólnie rozwój postanowiły wszelakie władze w końcu zacząć od tej portowej strony. Wiecie, logiczne to takie, przecież to jedyna taka Wyspa w tym miejscu, więc pomysł wydaje się być dobry, choć trochę przeraża. Bo to oznacza znowu większe otwarcie, możliwości przemytu i tak dalej…

Jak każdy przemysł.

Poza tym nową wielką szkołę otworzył Kronprins, co to był u nas na jeden dzień ino w celu przecięcia wstążki. A co. Jak już rozpasanie, to rozpasanie. Teraz wszelakie szkoły, które mamy na Wyspie będą w jednym, betonowym miejscu. A wiecie te budynki, w których były szkoły to się je sprzeda i może jakoś da się wytłumaczyć wydanie na oną inwestycję 330 milionów koron. Może… ja tam nie wiem.

Ale Campus Bornholm istnieje.

Z serii wszelakiego absurdu, nowe centrum widokowe obok Hammershusa oczywiście dostało nagrodę. No bo przecież, czemu nie. To, że jak ostatnio widzieliśmy parkingi puste, zainteresowanie małe i tak dalej, ale widać nic to. To, że zauważone przeze mnie wpadki budowlane nadal sobie są a kto by tam patrzył… zwyczajne czycenie sobie wzajemnie pup istnieje w każdym kraju i tyle. Wystarczy posmarować.

No ale… nic to.

Zwiększona ilość ludzi na Wyspie sprawia, że miejscowi w większości się chowają. A tak. Czemu nie? Wolno nam. No przecież nie każdy musi być wielce towarzyski. Niby pewno, ludzie to zwierzęta stadne, ale jeżeli ktoś wybiera wyspę na miejsce swego życia, egzystencji, czy wegetowania, to jednak chyba coś z nim jest inaczej, co nie? Chyba jednak bardziej chce przyrody i wszelakiej jednak… względnej miejscami samotności. Chociaż i tutaj sporo ludzi uwielbia się grupować, śpiewać i jeść, gadać, plotkować… ale wciąż zauważam tych tylko z psami, potem tych, którzy siadają na skałach i siedzą, albo skaczą w fale i płyną, sami, całkowicie sami, a może jednak nie sami?

Bo przecież są z Wyspą, co nie?

Zimno…

Znaczy ciepło, ale wiecie, zimno.

Ciepło w ciągu dnia, choć ostatnio troszkę słonko zachmurzone, ale nie miejcie nadziei na deszcz, nic z tego. Wszystko zdycha. Małe pyrki może jeszcze będą, znaczy już gdzieniegdzie są, ale reszta, to raczej nic z tego. Wszelkie maliny i tak dalej też nie. Będzie kiła i mogiła. No serio. Niektórzy pewno się złamią i zaczną podlewać, ale to oznacza, że raczej ceny pyrek nie będą znośne, więc… Ile kosztują teraz? 30 DKK za kilogram w papierowej torebce. Czyli, nie no, nie wiem czy to drogo czy tanio. To taka cena dobrego chleba, więc… może nie tak drogo?

A że zimno?

No teraz, gdy już jakotaka ciemność nadeszła, nie żeby czarno czy coś, w końcu mamy prawie jedenastą, a na zewnątrz jeszcze względnie niebiesko… no więc kiedy teraz noc się przygina ku Wyspie, to jakoś tak chłodno. Zimno nawet. Takie 13 stopni spoko. I przyznaję, że to całkowicie cudowna temperaturka. Choć jak dla mnie to lepiej niżej. He he he. Woda nadal znika i z Wyspy i z jej dookolności, więc…

Nie wiadomo co będzie.

Się zobaczy. W końcu warzywa sprowadzane i tak są okropne w smaku, więc może zacząć żreć piach? No naprawdę. Zaczyna wyglądać coraz bardziej smakowicie. Może i trochę będzie zostawał między zębami, zetrze je też niemożebnie no ale. Co nie zostaje, co nie ściera, co nie? W końcu o wodzie człek nie przetrwa. Ciekawe, czy w końcu zakażą podlewania ogrodów, na razie ban lekki na trawniki raczej jest, ale kto by tam trawniki podlewał. Walić to. Niech se będzie beżowo, a co… w końcu architekturę mamy taką barwną. Będzie dobrze wyglądało. Przynajmniej inaczej, a nie wciąż zielono. A ten piach… widzicie, byłoby ekologicznie. Piach miejscowy, jest go sporo, styknie dla wszystkich. Ryby foki potratowały, więc co… fok przecież nie pozwolą jeść, co nie? Zresztą i tak podobno niesmaczne.

Jak na razie to chyba ino spoglądanie na te konie, krowinki i owce czy kozy na skałach jeszcze jakoś człekowi nadzieję robi na to, że coś z tej ziemi się da jeszcze zjeść. Ale czy ja wyglądam jak koza? Albo owca?

No serio!!!

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.