Coś miłego Pożartej i kobiecość…

Pożarta Przez Książki ma taki układ wewnętrzny oraz budowę książkowej cielesności, że raczej nieczęsto trafia jej się coś TAK MIŁEGO.

W takim tonie i tak od serca…

„Witaj.

Z reguły nie kontaktuję się z recenzentami moich książek, jednak po zapoznaniu się z Twoją recenzją „Wergeldu królów” postanowiłem to zrobić. Powiem tak – ze wszystkich recenzji, które powstały, najpełniej oddaje ona moje emocje podczas pisania „Oium”. Po raz pierwszy ktoś tak głęboko wtargnął w moje myśli i – muszę przyznać – jest to przyjemne uczucie.

Mam nadzieję, że również „Purpurą imperatora” nie będziesz zawiedziona.

Pozdrawiam

Jarek Błotny

P.S.

Byłem kiedyś na Bornholmie. Zazdroszczę. Magiczne miejsce.”

A ja, Pożarta Przez Książki, może dla zachowania specyficznej równowagi po słowach autora książki: „Wergeld królów”, właśnie zryczałam się nad inną, której jeszcze właściwie nie ma… ale ja mogłam ją już przeczytać.

Powieścią najnowszą Magdaleny Witkiewicz pt: „Cofnąć czas”. Piękną, wstrząsającą, bolesną, drażniącą, zmuszającą do zwątpienia w istotę miłości, odbierającą dowody jej istnienia, ale też dziwnie dającą nadzieję… Dogłębną sekcją definicji małżeństwa, przypadkowości, pragnienia bycia kochanym. Jednak przede wszystkim skupiającą się na owym pięknie i delikatności kobiecości, owej istoty, którą tak łatwo zranić, a jednak… tyle potrafi przetrwać. Owym poplątaniu tego, czego nauczyły nas matki, kobiety z naszego życia i tym, co potem szykuje los. Ale też i o owych złych radach, które odbierają nam wolność, o niesprawiedliwości jaką kobietom serwuja tylko kobiety, zawiści i braku zrozumienia.

Książka jest dobra, gorzej, bardzo dobra. I choć od pierwszych stron drapało mnie w gardle, a łzy dokładnie wypłukały krem na zmarszczki… Cóż, jestem TYLKO kobietą. Ja zwyczajnie przeżyłam tę powieść. Najbardziej urzekł mnie sposób pisania. Ta narracja, ten ból bohaterki. Wszystko oddane mocno, bez ozdobników, prosto ze zbolałej duszy, nie do końca rozumiejącej co się dzieje.

Piękne, ale boli… jednak czyż nie o to chodzi… O to, by książki wzbudzały tak silne emocje?

Mam tylko nadzieję, że książka się ukaże. Świat Książki planuje wydać ją w maju, ale… wiecie jak to jest. Oby nikt jej nie chciał „ulepszyć”. By nie wymazał owej osobistej rozpaczy autorki, ani słów, które wzbudziły we mnie strach. Bo ja boję się takich książek. Boję się, że zapeszę… Że to w jakiś sposób, poprzez strony,litery… może i emocje, przejdzie w moje życie. Że i mi przytrafi się zdrada. Wątpliwość. Nie do końca kochanie, owa pomyłka co do wizji wzajemnego, wspólnego życia…

Iż mój domek z kart runie.

ZDRADA

I wtedy stanę się kobietą.

Bo tak naprawdę tylko cierpienie rodzi kobiecość w dziewczynkach.

PS. Książki różne, ale w dziwny sposób przyszło mi do głowy, iż nie dość, że obydwie dla dojrzałych umysłowo czytelników, to jeszcze może powinny wejść w skład jakiegoś kanonu lektur? Takich licealnych? Bo owa para autorów uczy myśleć i czuć. Na różne sposoby. Być… wolnym.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz