Pan Tealight i UFO…

„… a wszystko przez to, że Ojeblik – mała, ucięta główka, obżarła się bułeczek z serkiem na kolację. A raczej już na śniadanie prawie. No i wiadomo, jak tylko się położyła, to zaraz się zaczęły biegi do toalety. A ta nie lubi być budzona o takie porze, serio, szczgólnie ta toaleta z Białego Domostwa. Ale jak trzeba… no więc Ojeblik biegała, biegała, biegała (oczywiście po swojemu, bardziej tocząco), aż w końcu, przez okienko zauważyła – aaa wszystkich was interesuje jak ucięta główka może jeść i przetwarzać jedzenie i wydalać… usz zboczeńcy, no na wiarę to weźcie!!! – dziwne światła na polu. Na tym samym, które dzieliło – pomijając inne wartości – Chatkę Wiedźmy od nich. Od owej wielkiej, białej łazienki z ogromną balią udającą wannę, od prysznica, w którym padały nie tylko deszcze, ale i grzmiało…

Tymczasem Ptaszydło, czyli Wiedźma Wrona Pożarta Przez Książki, czekała na swoje pożywienie. Burczało jej w trzewiach straszliwie, a i cała masa przeczytanych tomów miała dość jej jęczenia, więc wszystkim lżej się robiło na myśl o tym, że o poranku spojawi się Pan L. i ją nakarmi. Miała co prawda przed sobą noc całą… ale właśnie utrupiła w łazience pierwszego w tym roku Pajączora, więc adrenalina ze stron skapująca, dręcząca jej wątrobę i inne trzewia, nie pozwalała jej na zwyczajną senność… Dlatego leżąc, też tak jakoś… spojrzała w okno. Może i gdyby mieszkały bliżej siebie, albo Wiedźma Wrona nie byłaby taką ślepownią, spojrzały by sobie w oczy, ale zamiast to…

Nad polem tańczyły światła…

Wielkie i małe, skupione i rozwleczone. Czerwone, błękitne i takie śnieżne. Najpierw dotykały się leciutko w upojnym seksie zbiorowym, by nagle się rozdzielić… może i się ze sobą drocząc? Może i lekko skłócone? Może i zaskakujące, niemożliwe, pozornie niepozorne, dziwne… Ale chyba nie, chyba nic w tym złego, przecież znowu do siebie podbiegły, łączyły się w pary i trójki, a potem nagle, nierozłączając się, zaczęły krążyć wokół całkiem niewidocznego punktu. Potem… coś się zatrzęsło i zaczęły tworzyć kształty fantazyjne, podejrzliwie podejrzane. Nagle nakładające się na siebie kolory ubogaciły się, nagle wszystko było inaczej… a potem…

A noc była ciemna i lekko deszczowa i wietrzna. Od strony morskich zawirowań nadchodziły dziwne, telepoczące, mgliste twory, a od strony rzeczki rechot podejrzliwy… ale ani Ojeblik, ani Wiedźma Wrona Pożarta tego już nie słyszały. Ani jedna ani druga tego nie widziały. Pierwsza zasnęła w łazience obok wielkiej balii, a druga doczołgała się do łóżka… a potem, o ranności wątpliwej, czyli takiej, której bezwstydnie bliżej do południa, nie pamiętały nic…

A małe nadgryzienia w czaszce zakrywały włosy.”

(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)

IMG_0230

Ach!!!

Są… moje książeczki…

Są są są… Zauważyłam ze zdziwieniem, że coraz częściej mam trudności ze znalezieniem czegoś, co by mnie ucieszyło. Że nie ma powieści takich, jakie kocham… wiecie bez nastolatek, z nutką inteligencji i mrocznością jakąś. Fantastycznych, ale i naukowych troszeczkę. No i jeszcze ciekawych, wciągających, matających teraźniejszością, takich, które się potem śnią…

IMG_8849

Gdy jestem na głodzie książkowym… jest źle…

Wiecie.

Z czytaniem jest jak z każdym innym uzależnieniem… jak kurna nie ma co czytać pojawia się podrażnienie, podenerwowanie, dziwne wahania nastrojów, a nawet gorączka i przesadne kuszenie łóżkową monotonią. Po prostu kiła, syfa i mogiła. I jeszcze dżuma i dur brzuszny oraz opryszczka. I jeszcze cała masa dziwnych choróbsk wstydliwych, a i tych całkiem niepopularnych, które powodują okropne, męczące swędzenie, plamy na twarzy i ogólną degrengoladę…

Ale to już za mną. Nowe strony, nowe przygody, nowi ludzie… szał postaci i wszelakie cudactwa. Dlaczego się zauroczyłam czytaniem, a nie kurna jakimś innym dragiem? Serio, ostatnio łatwiej chyba nabyć niezłe prochy, niż dobrą książkę. A tak, taka jestem dziwaczna i okropna, że bezczelnie krytykuję pisarzy. Bo się kurna nie starają. No dobra, niektórzy z nich są serio super, ale… już nie żyją, albo piszą baaaardzo powoli!!! A cała reszta!? Połnocne kryminały są pisane według jednego schematu! Gorzej, autorzy wcale się nie kryją ze swoimi kursami, więc serio można łatwo wszystko prześledzić. A ile można się męczyć z tym samym? A może jestem za stara i powinnam sobie znaleźć inne hobby? A może jednak… Nie! Do cholery jasnej, ciemnej i barwionej chemicznie! Nie!!! Coś jest nie tak z tą literaturą. Jeden z autorów ma całą gromadę ludzi, którzy tworzą fragmenty, a on je skleja!!! Gdzie ci, co pisali z bólem swych trzewi? Gdzie ci, co tworzyli cierpiąc i wyrywając sobie włoski ręcznie w tych miejscach, które bolą najbardziej? Gdzie ci, co piszą nie dlatego, że jest to modne, ale dlatego… że czują?

Gdzie…

Wyspa pachnie inaczej.

Nie wiem dlaczego. Może to mój odwyk, a może jednak po prostu jakaś dwoistość umysłów, które skupiają się nad kwitnącymi lesistościami? Nie wiem… ale coś jest na rzeczy. Coś innego…

IMG_0221

Coś… bardziej męczącego.

Oj wiem, że to ekologia, że nie pierwszy raz, że w ogóle… ale jednak. Cierpię. Dopiero doświadczając tego rozumie się, jak bardzo zapach może… boleć. Cieleśnie i uczuciowo, zewnętrznie i wewnętrznie. Rozrywać wnętrzności, płuca palić, w gardle omaszczać się na śluzówce rozsmarowanym kurzym gównem. Czyli wiecie… nawozy prawdziwe, dają zboża życzliwe!!! Albo i jakoś inaczej. Serio… lepiej nie zbliżać się do pól, a i ich okolice lepiej omiatać spojrzeniem zza maski… a może i lepiej takiego stroju, jak mają ci od promieniowania, albo od skażenia.

Po polach szwendają się wymuskane traktory, w czadowych kolorkach, po prostu niczym na jakiś pokazie Kanye Westa… w wymiarze zaskakująco olbrzymim, jak wspomnianego ego, które ciągną za sobą radioaktywne inaczej beczułki z wrzącą bogactwem i mocą treścią wnętrz… krowich. A może i niekrowich? Kto to wie kto tam srał? Śmierdzi, jakby serio ktoś opróżnił toaletę olbrzyma… tego nie reagującego na owe zdrowe nowości ze świata ludzi, który żre co chce, beka i sra, a na dodatek bierze antybiotyki, tak na wszelki wypadek i pije serio wybuchowe drinki. Ja rozumiem naturę, ale za moich czasów rozrzucało się takie przesuszone i orało! Widziałam wieś… kiedyś prawdziwą!!! Ekhm, nawet ją wąchałam… Żeby nie było, czuję się w obowiązku potwierdzić, że rzadko, ale można, ujrzeć na wyspowych drogach takie starodawnej maści rozrzutniki do gnoju. Wiecie, wozy takie z zabawną rurką z drzazgami z tyłu, no dobra, nie wiem jak to się nazywa… no takie coś co kupmi pluje. Potwór takowy na kółkach, metalowy i nadzwyczajnie brudny, który serio ma problemy z przeżuwaniem i dietę wymieszaną z ekskrementów, słomy i wszelkich traw. Taką raczej wegetariańską… Hmmm, nie mogą o tym nie pomyśleć, że… czy to ma być przyszłość świata? Wegetarianie na nawożenie?

Mniejsza.

Śmierdzi!!! Cuchnie, pali w gardle, oczy łzawią, skóra złazi mi płatami, a w środku coś mi tam smutnie łka… a na dodatek pogoda wprost letnia. Aż chce się wskoczyć w czyste fale, cudne takie i chłodne. No dobra, może i bez przesady, jak najbardziej są nadal zimne, ale i tak się chce… Bo pięknie jest, ale kurna ŚMIERDZI!!! Cuchnie przeraźliwe, pali i dręczy, męczy i dołuje…

Viggo Mortensen.

Oj tak. No właśnie, więc przyjeżdża do Gudhjem sam Aragorn, co zmusza nas do przemyślenia sprawy Mordoru. No wiecie, oko jak nic powinniśmy ustawić, co nie? Zbroję się skołuje, las jest, więc może sobie w nim spać, czytałam że tak lubi… ino podobno przyjeżdża tu w sprawie całkiem innego filmu, no ale… Jakby co, bilety są po 50 DKK!!! Nie bójcie żaby do tego godzinka pogaduszek i pićku będzie. Szampan!!! To kto chce poznać się z Aragornem?

IMG_1557

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.