Bardzo żyłowa sprawa
Wyobraźcie sobie, że jesteście wampirem.
Dokładnie wampirem płci pięknej, w wieku nader jeszcze młodym. Atrakcyjnym, ale też specyficznym. Specyficznym na tyle, by być odmiennym od całej reszty. A teraz dorzućcie do tego urodziny! I wspaniały prezent… mężczyznę przywiązanego we własnym łóżku. Z czerwoną kokardką – prezent idealny.
Co robicie?
Gryziecie, czy nie?
Żeby nie było, nie zapominajcie, iż mdlejecie na widok krwi.
Tak jesteście gorącym wampirem, który mdleje na widok jedzenia!
I macie na imię Lissianna. Do tego należycie do wspaniałego rodu, którego wszyscy członkowie pragną wyłącznie, byście żyli długo, szczęśliwie i w zdrowiu. A w dzisiejszych czasach żywienie z żyły nie tylko jest passe, ale nawet zakazane. Pomijając fakt używek, które mogą was zniszczyć, tego się nie robi No lekko macie przegibane! Z jednej strony fajnie być wampirem, z drugiej, te 200 lat było dość ciężkie.
No i ten facet na łóżku zdaje się nęcić, jak żaden inny nigdy…
Powieść Sands to lekka, zabawna historia, w której człowiek nadmiernie cieszy się z istnienia bohaterów dodatkowych. Co więcej, po prostu ich uwielbia, bo postępowania głównej pary są raczej sztampowe. Wiadomo co będzie dalej, co dowcipne, nie rozumiemy w jaki sposób nikt inny tego nie zauważył… ale potem jest ostatnia strona i wyrywa mi się: SERIO?! Bo te poboczne osobowości strasznie chyba namieszały, gdy ja odkrywałam jak rozwija się miłość.
„Ukąszenie” to historia lekka, przewidywalna i namiętna. Składa się z dwóch postaci i kilku wrzących momentów – raczej zupełnie nie dla dzieci! To zwyczajowy schemat wampirycznego romansu, więc jeśli tego szukacie, oderwania się od codzienności… dobrze trafiliście.
Oto jak rozpoczyna się nowy cykl opowieści wampirycznych autorstwa Lynsay Sands: „Saga rodu Argenau”. Bo to tylko początek! I jakoś mam nadzieję, że w następnych tomach owe kapitalne postacie dodatkowe, dowcipne szumy tła romantycznego, dadzą do wiwatu!!!
„Ukąszenie” Lynsay Sands, Wydawnictwo Prószyński i Ska 2012.
Pingback: Pan Tealight i Wiedźma w Snestormie… | Chepcher Jones