DRUGIE IMPERIUM

Nie wszyscy pragną być królami

„Jak sądzisz, mamy jeszcze szansę? Czy może jesteśmy

szaleńcami, którzy walczą z tym, co nieuniknione”?

Wszyscy zdają się być szaleńcami w czwartym tomie sagi Paula Kearney’a. Prawda jest taka, iż wojna tak omotała ich myśli, że chyba nie starcza już im ich na nic więcej. Dobrze choć, że król żyje. Abeleyn, uważany za zmarłego, podpierany przez siły magii, oraz dwie drewniane nogi i małżonkę ponownie może władać. Plan jego kochanki Jemilli nie powiódł się. Choć było tak blisko, naprawdę blisko. Zresztą, teraz wszystko blednie w obliczu powrotu „syna zapomnianego” – Hawkwooda. Przywiezione przez niego wieści oraz szczątki dawnej dumnej załogi, a przede wszystkim magia – świeża, dziwna – zaczyna panować. Podobnie jak niewierni – Merducy, którzy chyba na dobre staną się integralną częścią tego świata. Corfe, który stoi u boku królowej Odelii dawno pozbył się złudzeń. Jego ukochana nie żyje, a on ma zostać królem. Kto by pomyślał. Dobrze, że nie wie, iż jego ukochana, w zaawansowanej ciąży z dziedzicem sułtana zbliża się ku niemu… Może się połączą? Lecz czy to w ogóle możliwe? Z drugiej strony, gdy siły Godolphine’a i maga z Zachodu się połączą wiele może się wydarzyć. I tylko o pontyfikach jakoś tak ciszej… A tak dobrze się zapowiadało. W końcu religia nadal włada. Łączy ale i dzieli. Może stać się czymś więcej, jeżeli tylko jej pozwolą…

Męczennicy i wierzący, królowie i ci zmuszeni do życia. Ludzie i zwierzęta. Oto bohaterowie tej powieści. Doskonale rozłożeni na swej scenie w poprzednim tomie powinni byli ofiarować nam imponującą sztukę, ale coś chyba poszło nie tak. Ta tak interesująca dwoistość religii, z jednej strony Święty, z drugiej Prorok niesie przecież w sobie tyle możliwości, a tak o niej cicho. I uczucia. Przecież wciąż powinny wciąż iskrzyć. Minęło w końcu nie tak wiele czasu, by to wszystko ucichło. I wcale nie zależy mi na melodramatyzmie, ale zwyczajnym odczuwaniu. Nawet ta niewykorzystana magia pokrywa się pajęczynami, które plecie chowaniec królowej Odelli. Ani ona, ani mężczyźni tak naprawdę jej nie potrzebują. Jakby w nią zwątpili… A jednocześnie wciąż odczuwają jej działanie. Wiedzą, że mogą, ale niczego nie robią.

Najistotniejszym i najciekawszym, poza zmiennokształtnym po wizycie na Zachodzie magu jest nadal Corfe. Jego postać jest najbardziej rozbudowana, najbardziej nacechowana i właściwie należałoby zmienić tytuł tej części, na „Saga o żołnierzu Corfe”. O mężczyźnie, który nie wie czego chce. Nie wie za czym tęskni. Z jednej strony facecie idealnym, z drugiej strony tak zbyt łatwym do manipulowania. Nowym podnóżku królowej, ale i przecież mężczyźnie z silną wolą. Dziwnie zagubionym. Na poły wzorem, na poły przeklętym. Obdarzonym klątwą, której chyba nic już nie złamie.

W tej części tak jak w drugiej istotna jest wojna. Nici ciekawych knowań szlacheckich zajmują odleglejsze miejsce. Walka to problem, z którym wszyscy muszą się uporać. Najeźdźcy zmienili życie tego skrawka ziemi, ale właściwie pomimo tej całej akcji, poza dosyć intrygującym, zaskakującym zakończeniem, pogodzeniem się z nieuchronnym, teraźniejszością, tak naprawdę nic się nie dzieje. Dla mnie to najsłabsza z części tej sagi. Ale też i szansa na to, iż kolejne będą lepsze… Bo pokłady pod kolejną budowę znowu zostały ustawione wprost zaskakująco.

„Drugie imperium” Paul Kearney, wydawnictwo MAG, (Marzena Kowalska) recenzja publikowana na Onet.pl

Dodaj komentarz