Jak zawrzeć życie między wymiarami?
Są książki, które włażą w człowieka, drążą w nim, komplikują mu codzienność, a jeszcze na koniec, tak na dodatek, by dobić, zmuszają do spojrzenia na swoje przeżyte już życie… inaczej. Oto w skrócie ja – wyprana emocjonalnie po lekturze najnowszej powieści Charlesa Yu. Nie znałam wcześniej opowiadań autora, a ta powieść to debiut, więc tym bardziej czuję się walnięta obuchem z permanentnego zaskoczenia.
Ale to dobrze!
Jak mawiają, to nawet bardzo dobrze! Bo o takie książki w życiu chodzi. Sprawiające, że dusza cała dygoce!
Nasz narrator, to pracownik firmy zajmującej się podróżowaniem w czasie. Znajdujemy się w przyszłości. Dziwnej, specyficznej, całkiem może niedalekiej. W przyszłości, w której można zatrzymać czas i zwyczajnie zapomnieć o przeszłości, przyszłości i teraźniejszości. No dobra, nie owijajmy w bawełnę, to huczne miano „pracownik”, właściwie oznacza tylko konserwatora. Ot faceta, który naprawia wehikuły czasu. Ma dziewczynę i psa. Dokładnie, to dziewczyna jest „interfejsem użytkownika komputera”, a pies… cóż Ed po prostu dobrze, że jest. Co do codzienności bohatera, bądźmy dosłowni: „…moja matka jest zamknięta w Połczyńskim, ojciec zaginął, a ja… ja mieszkam w pudełku, które skonstruowałem razem z nim.”.
Tyle.
A jednak wystarczy, by opowiedzieć o swoim życiu. Zwyczajnym życiu, ale i nadzwyczajnym. Takim, które ma swoje cudowne momenty i te, w których świat się wali. O czasie, którego za grzyba nie da się cofnąć, a jednak zawsze będziemy próbować. My – ludzie. Bo to też opowieść o całym człowieczeństwie i o tym, że gdy zobaczycie siebie wychodzącego z wehikułu czasu – UCIEKAJCIE!
„Ludzie wynajmują wehikuły czasu.
Myślą, że mogą zmienić przyszłość.
Potem docierają tam i zdają sobie sprawę z tego, że przyczynowość nie działa tak, jak sobie to wyobrażali.”
Przeczytałam. Nie było łatwo, bo zagmatwane miejscami słownictwo naukowe intrygująco mieszało mi w głowie. Ale dałam radę i poznałam piękną, choć bolesną opowieść syna. Historię rodziny, która poległa pod naporem świata. Rozprawę o owym wiecznym pragnieniu boskości, które kryje się w każdym z nas. Marzeniach o tym, co kompletnie niemożliwe, a jednak… czy przestajemy myśleć.
Powieść skrzy się dowcipem niczym nowa, polerowana maszyna, ale… tyle w niej goryczy. Wypływa spomiędzy stron pragnienie bycia kochanym i strach przed codziennością. Wyskakują demony współczesnego człowieka, uwięzionego pomiędzy maszynami, pragnącego tego, czym zarzucają go reklamy, a jednocześnie wizją czegoś „wyższego”, „większego” i pełnego idei. Ta myśl, że ostatnio wcale nie umiemy… żyć!
Tak naprawdę – dawno nie czytałam tak dobrej powieści psychologicznej. A zapowiadała się fantastyczna wyprawa po wszechświecie…
„Jak przeżyć w fantastycznonaukowym wszechświecie” Charles Yu, Wydawnictwo Prószyński i Ska 2011.
Pingback: Pan Tealight i Lustrzane Odbicie… | Chepcher Jones