ZAGADKA KUBY ROZPRUWACZA

Wędrowycz 4 – prawdziwy powrót Semena

Polska to piękny kraj. Malowniczy, szeroki, pełen dziwów wszelakich. Kraj wszelkim też trunkiem płynący. Zapomnianym miodem pitnym, winem z warzyw i owoców wszelakich, oraz… truskawkową prytą. W szczególności ta ostatnia ukochana została przez naszego bohatera.

Ot i ten nasz bohater. Jakub Wędrowycz, syn Pawło Wędrowycza z Wojsławic. Kurtka SS, ortalionowe spodnie przewiązane kablem, zielone skarpety, onuce i gumofilce. Lekko łysiejący, lekko ślepnący… Przez jednych nazywany śmieciem, zdegenerowaną, wysokoprocentową komórką społeczności, której jak plamę wywabić się nie daje. Przez innych, zbyt niewielu, zwany po prostu geniuszem minimalizacji środków. Człowiekiem, który zawsze pomoże, jeżeli tylko jego geniusz będzie nasiąknięty specjalistycznym utrwalaczem. Made by Wędrowycz only. Pomoże, jeżeli chodzi o przeszłość i o przyszłość. Zatopi się w teraźniejszości nękanej neandertalczykami, czy też włochatymi mamutami. Wypędzi potwory, a nawet pogromi terminatora. Bo w końcu rodzina najważniejsza. Nic nie może podkopać rodzącego się geniusza w postaci Maciusia Wędrowycza, jego ukochanego wnuka, wprost kropka w kropkę on sam. Tego, który ma się stać następnym wodzem ludzkości.

Oto też mężczyzna w wieku ponad dojrzałym, a jednak nadal do wzięcia i nie tylko wtedy, gdy ma w kieszeni różnokolorową, gdyż ukraińską viagrę. Ponad osiemdziesięcioletni Jakub W. wraz z przyjaciółmi, a w szczególności ze ździebko mądrzejszym od niego Semenem, może wszystko.

Nasz Jakub w czwartej już książce opisującej jego przygody, pewnie przekłamanej, jak to Wielki Grafoman tylko potrafi, pozna też odległe krainy. Postawi swe gumofilce w Egipcie, Peru a nawet w Australii. A przede wszystkim, dość nieświadomie, jak Frankenstein stworzy własnego stwora. Myślący Bimber.

Kolejny Wędrowycz to w gruncie rzeczy podróżnik. Nigdy nie nasycony. Z wieloma pomysłami na upiększenie sobie życia. Przyciągający stwory, twory i potwory. A przede wszystkim kłopoty. Gdyż te opowiadania to nie tylko kotłownia, ale przede wszystkim rosyjska ruletka. Niektóre nierówne, wprost pragnie się krzyknąć i co dalej?!!! Inne znowu długie, czasem przegadane. Jakub na pewno jest taki, jaki był, ale wiadomo, że jeszcze nie odkrył wszystkich kart. Autor sięga do swoich, nadal żywych wiadomości z zakresu archeologii i etnografii, czasem oszołamia, mdli nas krwawymi obrazami, jednocześnie nie pozwalając do końca wyobrazić sobie tego świata.

Wędrowycz powraca w istocie gorszy niż poprzednie, miejscami nudniejszy. Miejscami rodzą się pomysły, które można by było jeszcze rozwiązać, pchnąć w byty, które nie są znane. Byty ukryte w zakamarkach umysłu Pilipiuka. Może trochę zamarznięte od norweskich lodowców, ale… idzie wiosna… Należy wrócić do kraju. To on jest najśmieszniejszy.

„Zagadka Kuby Rozpruwacza” Andrzej Pilipiuk, Wydawnictwo Fabryka Słów, (Marzena Kowalska) recenzja publikowana na onet.pl

Dodaj komentarz