Dama, wilkołaki, wampiry i duchy… oraz pewien pułk.
Niegdysiejsza stara panna jest teraz jedną z najważniejszych dam w państwie. Jej małżonek to wilkołak, najlepszy przyjaciel to wampir, a na dodatek parasolek ma w nadmiarze – szczęście murowane… ale jednak nasza bohaterka czuje, że coś się dzieje, coś, nad czym nie panuje. Jako kobieta na wskroś wiktoriańska, może i bezduszna, może nawet pozbawiona stylu i wyczucia mody współczesnej, wie jednak, że źle się dzieje w państwie zwanym Anglią.
Tylko co, lub kto, jest przyczyną odpływu nieśmiertelności? Gdzie podziały się znikające duchy? Dlaczego wampiry się starzeją, a wilkołaki nie mogą być wilkami? I co do grzyba robi w jej ogródku cały pułk wilkołaczego wojska? Cóż, czasem to, iż jest się jedną z „prawych rąk królowej”… niewiele znaczy w obliczu domowego galimatiasu i milczącego męża – o wspaniałych kształtach.
Oto kontynuacja „Bezdusznej”. Ostrzegam lojalnie tych co nie czytali tomu pierwszego – sio! bo za dużo będziecie wiedzieć 😉
Nasza nietypowa i oryginalna bohaterka, Alexia Maccon, lady Woolsey, nie narzeka na brak rozrywek w życiu. Jako bezduszna, przypadek raczej wybitnie rzadki, swoim dotykiem jest w stanie przwrócić śmiertelność wilkołakom i wampirom, oraz egzorcyzmować duchy, jest wyklęta. Jako kobieta i żona musi użerać się nie tylko z mężem, sforą, ale jak się okazuje także i żołnierzami, którzy powrócili do ojczyzny (a dokładnie ulokowali się na jej trawniku!).
Przede wszystkim jest jednak muhjah. A to wymaga nie tylko poprawnej fryzury i dobrej parasolki!
Drugi tom cyklu opowieści Gail Carriger, ponownie przykuwa. Intryga, która zazębia się o Starożytny Egipt, przeszłość ojca Alexii, przeszłość jej męża, oraz masę problemów wszelako intrygujących postaci, wciąga. Dodatkowo obok znanych postaci pojawiają się nowe, zbudowane z zaskakująco dramatycznych składowych i… nie można pozwolić sobie na wyrwanie się ze świata krynolin. Tym razem jednak, gdy życie bohaterki, którą szybko zdążyłam polubić, zaczyna wisieć nie tylko na włosku, świat się zatrzymuje. Czy ta kobieta, może i wciąż zadziornie silna, zakochana w sterowcach, da radę z jakąś pieruńską klątwą? I za przeproszeniem, ale kto stoi za tym całym bałaganem?
Carriger świetnie rozkłada tajemnice bohaterów. Dozuje je, powoli wprowadza nas w ich świat, odkrywa cieniutkie linie powiązań. Pozwala poznać, ale nie rzuca od razu wszystkich wiadomości, dzięki czemu wciąż zaskakuje. W świat „Bezzmiennej” się wchodzi, ponownie w uczuciem pełnym zażenowania, z powodu braku odpowiedniej garderoby. Pozwala się porwać… i przyznaję, jest namiętnie. Ale jest też inaczej niż w zwyczajowo określanych jako „paranormalne” historiach. Przede wszystkim mimo istniejących sercowych perypetii, to nie one są najważniejsze, ważna jest zagdka, komplikacja, świat, w którym żyją bohaterowie… Gail wspaniale się bawi, rzuca nas byśmy podglądali przez dziurkę od klucza życie młodych małżonków, ale nie epatuje gorącymi, twardymi męskościami. Jej namiętność wrze, wypala dziury w stronach, ale nie rodzi w nas zażenowania, nie nudzi, jest naturalna. Cała paranormalność wilkołaczo/duchowo/wampiryczna jest uporządkowana. Jest częścią tego świata, niczym dziwnym, czy nadzwyczajnym. I jeszcze owa „bezduszność”. Właściwie niewiele wiemy o tym specyficznym zjawisku i dzięki temu teraz, w tym momencie, gdy okłada się zatrzasnęła ja siedzę jak na szpilkach… bo kończenie książki w TAKIM momencie to naprawdę jest bardzo nieładnie!!!
W przygotowaniu już „Bezgrzeszna”!!!
„Bezzmienna” Gail Carriger, Wydawnictwo Prószyński i Ska 2011.
Pingback: Pan Tealight i Śmierć w depresji… | Chepcher Jones