AKT I
SCENA I
(Mroczny, nijaki pokój. W centralnej części na ścianie wisi duży, pociemniały ze starości obraz, który zdaje się przedstawiać wszystko i nic. Po lewej stronie stół i cztery krzesła, na których siedzą dwie pary, stukając w laptopy. Zza uchylonych drzwi dochodzi cicha rozmowa.)
OBRAZ
O Panteony Bóstw wszelakich,
pięknych w swej niewiarygodnej prostocie,
nieskażonej …
Gdzie jesteście ?
PARY
(spoglądając na siebie)
Któż to ?
Któż … maszyna ?
OBRAZ
(żałośnie)
O ziemie,
nieskalane drapaczami chmur,
rurami i tonami odpadów.
PARY
Któż to, ach któż ?
Wytwór naszej wyobraźni, pełnej bitów i bajtów,
wyobraźni, której dyktuje maszyna ?
OBRAZ
O Myśli,
biegnące prosto,
naiwne czasem …
Prowadzone nieokiełznanym i szalonym zjawieniem,
wyobrażeniem …
PARY
(wychodząc)
Dosyć tego. To dziwne miejsce …
Nie wierzymy w duchy, majaki,
ale z tym nic mieć wspólnego nie chcemy.
SCENA II
(z jasnych ram obrazu wychodzi człowiek, odziany w szeroki płaszcz, który zdaje się być mieszaniną obrazów najsłynniejszych malarzy. Mężczyzna jest blady, a z jego zarośniętej twarzy nie można odczytać niczego. Staje na środku i tępo wpatruje się w pozostawione maszyny, potem, jakby targnięty wspomnieniem kuli się, kuca na środku i ukrywa twarz w dłoniach.)
OBRAZ
Dlaczego nadal tu jestem ?
Po co ?
Jestem w końcu tylko tym, co ukazuje całość jedności,
Tym, który niczego nie może zrobić, gdyż jest tylko pośrednikiem.
Ci, którzy mnie interpretują,
zgoła są chyba ślepi,
gdyż żaden z nich nie ujrzał tego, czym jestem naprawdę.
Tabuny krytyków, koneserów sztuki,
zbyt dumnych, by zobaczyć prawdę, która być może
nie zmieściła by się w ich konwenansach.
Normach dziwacznych tak samo jak oni są – dziwaczni …
Koneserscy podglądacze,
a każdy z nich taki mądry, inteligentny,
piękny i cudowny …
Ale wszyscy oni ślepi są …
(podnosi się i krzyczy)
Ślepi są !
Nic nie warci, gdyż …
nie widząc siebie, nie mogą, nie umieją
siebie ! zobaczyć.
(znowu kuca)
Boję się ich, naprawdę …
Dziwny jestem w tych swoich lękach,
w końcu jestem tylko obrazem …
Nie mam duszy, a mimo to czuję,
nie mam rozumu, a mimo to myślę …
Widzę więcej …
Ale i tak nic to, nic …
Zaraz przyjdzie ona i znowu …
Zabije mnie …
(kuli się, a wokół niego formuje się mgła)
Czarownica, wiedźma rodem z Hamleta …
AKT II
SCENA I
(mgła kotłuje się, by w końcu wypluć z siebie wysoką, smukłą kobietę o różnokolorowych włosach, ubraną w czarną szatę. Kobieta pochyla się nad obrazem, który kuli się, ucieka od jej dotyku.)
OBRAZ
Przybyłaś Wiedźmo,
która nazywasz siebie Panią Zmian…
(szyderczo, unosząc głowę)
Dlaczego nie Boginią !
Nie bój się tego powiedzieć,
nie bój się …
PANI ZMIAN
(siadając obok Obrazu)
Nie jestem nią i wiesz o tym,
lepiej ode mnie.
Przybywam do ciebie raz na sto lat,
ale ty nigdy nie jesteś z tego zadowolony …
Dlaczego ?
OBRAZ
Znowu zbezcześcisz mnie czymś,
jakąś częścią tego, co oni …
nazywają teraz sztuką.
(wskazuje na drzwi, zza których dobiegają odgłosy Par)
Sztuką !!!
(zawodzi)
PANI ZMIAN
Takie jest twoje przeznaczenie Obrazie.
Nie może być inaczej …
OBRAZ
Zmień je, przecież możesz …
PANI ZMIAN
(kiwając przecząco głową)
Nie mogę,
nie mogę …
Nie mogę, nawet jeżeli bym chciała,
a nie chcę …
OBRAZ
Wiedźma !
PANI ZMIAN
Nazywaj mnie jak chcesz.
(sięga do kieszeni szaty i wyciąga puszkę zupy Campbell – Warhol’a)
To stanie się częścią ciebie …
OBRAZ
(wstaje i powoli odsuwa się w stronę okna)
Raczysz żartować …
To przez to, że nazwałem cię wiedźmą,
odwołuję me słowa, wybacz mi, ale
nie karz w ten sposób …
Musi być na tym świecie ktoś, kto
jeszcze zna piękno i umie je wyrazić,
musi …
PANI ZMIAN
(wstaje)
To jest pięknem teraz.
Nie możesz się sprzeciwić, jesteś tylko obrazem,
musisz przyjąć rzeczywistość.
OBRAZ
Nie myślę i dlatego chcesz obdarować mnie ochłapem,
jestem tylko kawałkiem materii, więc
nie czuję …
PARY
(zza drzwi)
Tylko obrazem, kawałkiem materii,
umieszczonej w i tak za pięknej ramie …
PANI ZMIAN
(stawia puszkę i obejmuje obraz)
Jesteś zły, ale nie na mnie ?
Nie rozumiem.
OBRAZ
(wskazując na drzwi)
To oni mnie skrzywdzili.
Przychodzą do tej oazy piękna z tymi maszynami,
nie patrzą już, jak kiedyś.
Nie rozmyślają …
Ich wyobraźnia podporządkowała się temu, co widzą i nie stać jej już
na przekształcenia.
Krytycy,
niech ich zło porwie
w swe czarne, smoliste ramiona …
I niech nie wypuszcza …
Bo już nigdy nie narodzi się taki,
który zobaczy to, co powinien …
Widzieć …
PANI ZMIAN
Jesteś obrazem,
pokazujesz, to nie twoja sprawa,
kto co zobaczy.
OBRAZ
Nie liczę się ja …
Więc już nie chcę być dla nich !
(wyszarpuje się z ramion kobiety i sięga o puszkę)
Nie widzą MNIE !
To po co im to wszystko.
PANI ZMIAN
Muszą mieć szansę,
by kiedyś zobaczyć.
OBRAZ
(rozgląda się, a potem rzuca puszką w biały prostokąt, pomiędzy ramami. Puszka znika i pojawia się na jego szacie.)
Tego chciałaś,
więc ci to daję,
(smutno)
bo jestem tylko obrazem rzeczywistości,
tylko tym …
PANI ZMIAN
Jesteś całym światem …
Tak musi być.
Przeznaczenie na każdego nakłada jakieś pęta …
OBRAZ
Kłamiesz, ale
ładnie …
A teraz odbierz mi te cząstki człowieczeństwa,
te, które wnikają we mnie z cząstek ludzkiej sztuki.
Przecież po to przyszłaś tak naprawdę …
PANI ZMIAN
Nie muszę tego robić, wiesz o tym …
OBRAZ
Ale ja tego chcę, nie umiem tak żyć …
Kiedy czuję i myślę …
Jestem tylko obrazem,
nie mogę …
(mgła skrywa wszystko)
SCENA II
(obraz znowu na ścianie, przy nim stoi smutna Pani Zmian, jej włosy trochę posiwiały, straciły swoje szaleńcze kolory. Pary powróciły na swoje miejsce.)
PANI ZMIAN
O zmiany nieuchronne,
czyhające za każdym rogiem czasu i myśli.
Noszę was w sobie, ale czy ich czasem nie narzucam ?
Dzielę się nimi, ale czy nie na siłę ?
PARY
(siedzą znowu przy stole, cicho i śpiewnie)
Sami wybieramy to co nam dane …
PANI ZMIAN
(otrząsa się i podchodzi do uchylonego okna)
Precz wątpliwości …
Niech was skryje mrok tej nocy …
Nocy, która się taka staje raz na sto lat …
(Pani Zmian okrywa się mgła i znika)
PARY
Sami wybieramy to co nam dane …
AKT III
SCENA I
(obraz nadal wisi na ścianie. Słychać tylko ciche stukanie w klawiaturę komputerów.)
OBRAZ
Są tu nadal, a ja nadal czuję …
Dlaczego ?
Czyżby zmiany zaszły już tak daleko,
że nie można ich odwrócić ?
A może nie chcę, by mi je odebrano, tak
w głębi mojego jestestwa,
nie chcę …
Pokazuję tylko,
a mimo, iż oni nie widzą,
jednak nadal to robię …
Mam złudzenia, że kiedyś może,
ktoś zobaczy …
SCENA II
(Jasny dzień. Obok Obrazu pojawiają się inne. Przez pokój przechodzą osoby, szmer rozmów, pstrykanie fleszy. Przy stoliku nadal Pary, ale tym razem zatopione w rozmowie. Nie ma laptopów.)
OBRAZ
(szyderczo)
Przyszli …
Znowu.
Gromada ślepców, która widzi, nie widząc.
Dziwa natury, która sama ich stworzyła,
i pozwala by egzystowali,
znajdując sobie upodobanie w hodowaniu takiego
dziwactwa.
Udają, że umieją rozmawiać bez tych swoich maszyn,
ale to tylko złuda, ułuda …
Senne marzenie …
DZIECKO
(wskazując na Obraz)
Jaki śliczny ptaszek.
Mamo spójrz …
MATKA
(odciągając dziecko)
Chodź kochanie,
nie zostawaj w tyle, wszyscy chcą zobaczyć …
OBRAZ
Tak, kochanie,
wszyscy chcą zobaczyć …
I ja też …
Bo teraz już nie ja dla was, ale wy dla mnie jesteście OBRAZEM.
Chepcher Jones/Marzena Kowalska 23.07.2001