Mocna i nader zimna opowieść…
Nadchodzi Noc Dusz. Ale w tym smutnym świecie bardzo trudno odnaleźć jakąkolwiek radość. Od lat głębiony złymi władcami, wyzyskiem i brutalnymi porwaniami, lud zdaje się tylko czekać. Czekać aż nadjedzie Pociąg. Jednak i jego czas przeminął; ci, co odchodzą, nie mają już swojego miasta – miejsca umarłych. Każdy chce jak najszybciej zapomnieć. Przeżyć, niezauważenie, przetrwać. Nikt nie wierzy w duchy. W życie, które mogłoby być inne, lepsze. Bogatsze. Prawdziwsze i pozbawione strachu. Tylko Utalentowani twierdzą inaczej. Tylko Wybrani spośród nich potrafią dotknąć tego specyficznego woalu, udowodnić, że poza tym życiem i śmiercią jest coś jeszcze.
Możliwość, wybór…
I jest jeszcze Księga. „WINTERCRAFT” pragnie by go przeczytano ponownie. Pragnie jednak, by uczynił to wybraniec. Dziecko obdarzone tak wielką mocą, że dla wielu oznaczyć ją może tylko słowo: niewyobrażalne.
Chwila sprawia, że moc w młodziutkiej Kate się ujawnia, a ona sama uzmysławia sobie, że życie, utraceni rodzice i otaczające ją książki, to tylko mgła. Nicość. Cóż może jednak uczynić będąc w niewolni nieumarłego, pragnąc pomocy od człowieka, który był dla niej jedyną rodziną, a teraz okazał się być słabym, oraz chłopca o zbyt wielu tajemnicach? Jaka jest prawda? Co kryje w sobie Księga i jak ją odnaleźć? A nawet wtedy, jak wykorzystać nagle osaczajaće ją umiejętności?
Przerażające wizje…
Powieść Jenny Burtenshaw wprowadza nas w świat smutny, dziwnie ciemny, spowity otoczką oczekiwania tylko i wyłącznie na zło. Jej bohaterka, sierota mieszkająca pośród ksiąg jest właściwie nikim… do chwili, gdy ożywia małego ptaka. Wtedy już wiadomo. Wszyscy czekają właśnie na nią. Jednak wypadki, które potem się toczą, wszystko to, co ma na celu opowiedzenie jej samej (bohaterce) o tym, kim jest, głównie przeraża.
Bo „Wintercraft” jest właśnie przede wszystkim przerażającą lekturą. Pozbawioną nadziei i ułudy. Jest brutalną prawdą o zniszczonym świecie, opowieścią o tym, do czego prowadzi chciwość i bezmyślność – obrazem tego, jak łatwo zniszczyć piękno, gdy zapomina się o ludziach, przyrodzie, naturze istnienia.
Cała historia, choć soczysta i fascynująca, dla mnie jednak jest tylko konspektem, na podstawie którego można stworzyć naprawdę świetną opowieść. Wielką, bogatą i monumentalną. Jest początkiem, tym aromatem, który wgryza nam się w nozdrza nim zdążymy choćby ujrzeć potrawę… Oj zwyczajnie książka jest za krótka. Przy tak bogatych osobowościach bohaterów pozostawia nam tylko z kolejnymi pytaniami, pragnieniem poznania więcej.
Na pewno „Wintercraft” może śmiało stanąć obok bestsellerów powieści młodzieżowych. Ma jednak własny, ostry, lekko dymny smak. Prawdziwy. Rodzący strach przed codziennością, zmuszający do rozejrzenia się i spojrzenia na otaczającą nas rzeczywistość naprawdę. Przyjęcia odpowiedzialności…
Do końca.
Do głębin…
A wydawało się, iż to tylko kolejna opowieść o przeznaczeniu, nagle rodzącej się mocy oraz tzw. dorosłych, którzy nie chcą brać odpowiedzialności za swoje czyny. Na szczęście jest w tym niewielkim tomie… więcej. Brak w nim tej nastoletniej ckliwości, owej naiwności. Pustych historyjek, przewidywalności. Jest za to świetny, spójny, choć jakże dogłębnie przerażający świat. Świat, który chcemy poznać, ale szok i strach jaki w nas rodzi, pozostaje na długo.
Tylko dlaczego to takie krótkie!!!???
„Wintercraft” Jenna Burtenshaw, Wydawnictwo Prószyński i Ska 2011.