Ale dlaczego?
Dlaczego tak łatwo nam wyśmiać staruszkę na rozstaju dróg?
Tak łatwo rzucić słowem „zabobonna starucha” i obśmiać mądrość ludową? Tak łatwo… Nagle dzierżąc w łapach telefon, mając dostęp do internetu wszyscy są tacy… mądrzy. Tak bardzo jednocześnie durni i puści. Bez przeszłości, bez klechd i baśni, bo przecież poprawność polityczna, bo przecież gendery, czy inne wymówki… Tak często spotykam się z młodymi rodzicami wyśmiewającymi swoich rodziców i dziadków, którzy przecież sprawili, że oni wyrośli mądrzy i zdrowi. Bez internetów. Bez wymysłów i pomysłów, często z magią za pan brat.
Dlatego tak bardzo cenię osoby, które oną magię, mądrość pokoleń, przeszłość ziołową i naturalną, starają się zapamiętać. Osoby, które prowadzą badania, zadają pytania staruszkom, grzebią w księgach i zapiskach prababć… Dlatego ta Autorka mnie zwyczajnie zafascynowała. Bo zawsze szuka, grzebie, stara się odkopać, obmyć z pajęczyn… naszą najpiękniejszą przeszłość.
Tym razem czas na magię i zaznaczę, że bardzo czekałam na tę powieść i martwiło mnie to, że ze względów zdrowotnych Autorka może jej nie skończyć. Nie wiem, ale coraz częściej uświadamiam sobie, iż ona największa mądrość tkwi w tych najsłabszych ciałach. Mądrość i wrażliwość… ale i pieruńska dociekliwość.
I oto ona jest.
Magia.
Magia może i niewielkiej, ale jednak spójnej historycznie i geograficznie części naszego świata. Magia ochronna, oczyszczająca, magia miłosna i zdrowotna. Magia życia zwyczajnego, wtedy tak bliskiego natury: życia codziennego, zwierząt dookoła, pór roku, podróżowania. Ale to nie wszystko. Bo autorka zawarła tutaj też informacje o magii i wróżbach. O świętach, tak wielu już zapomnianych, tak wielu traktowanych po macoszemu, ot wyjście do marketu i wielkie żarcie… A przecież to wszystko było takie pięknie, tak bogate…
Przypomnicie sobie, a może dopiero poznacie te wiadomości o akacji, ziołach i drzewach. O miejscach i czasie najodpowiedniejszym, by magia się powiodła, ale największy szacunek nie za naukową formę tej opowieści, ale za jej początek. Za w końcu wyjaśnienie, jaka jest różnica między wiedźmą a czarownicą.
Oczywiście, że to doskonała powieść dla etnografów i archeologów. Dla tych, którzy zwyczajnie wciąż wierzą, pogan, ale i tych, którzy powracają tłumnie ku naturze. Jednak mam wielką nadzieję, że sięgną po nią i ci zwyczajni ludzie ciekawi przeszłości. By po prostu ponownie się jej przyjrzeć, a może i zmienić coś w swojej teraźniejszości, bo czyż nie wszystkie jesteśmy wiedźmami Moje Panie? My wiemy tak wiele, że czasem nie można oddychać, tak wiele czujemy, intuicja wciąż w nas plimka… może po tej lekturze łatwiej będzie Wam zrozumieć pewne własne zachowania? A może po prostu zrozumiecie swoich dziadkó? W końcu? Bo język Autorki jest tak przystępny i nie wywyższający się – tak, używam tak dziwnego słowa – że nie poczujecie się ni pomniejszeni w swej niewiedzy, ni wyśmiani z powodów własnych, obecnych wierzeń…
Warto!!! To może być ostatnia taka książka na tym świecie!!!
I jedno tylko mnie wkurza.
Tylko jedno… że nie wydał tego nikt, kto miał kasę. Że nie wydano tego w formie księgi w twardej oprawie z rycinami, może i wiecie, czymś na kształt zielnika do samodzielnego wypełnienia! Tak, to mnie wkurza, że książki mądre traktuje się broszurowo, a shit YA wydaje w nie wiadomo jak lakierowanych okładkach z pobłyskiem i pierun wie czym jeszcze… Tak, denerwuje mnie to. I wiecie co, gdybym mogła wydałabym tę powieść w bajeranckiej okładce, formując ją w coś na kształt Księgi Mądrości. Księgi, którą każda wiedząca posiadać powinna. Księgi, w której byłaby spora część pustych stron, dla samodzielnego wypełnienia. Dla zrozumienia, że magia… choć tak poturbowana przez ona jedyną słuszną religię, wciąż jeszcze żyje. Wciąż jest wokół nas. A może nawet…
… się odradza?
„Magia ludowa z Pomorza i Kujaw” Anna Koprowska-Głowacka, Region 2016.