Epopeja z kolcem
Wkraczając w takie powieści jak „Akacja” czytelnik wie, że przez pewien czas dla świata będzie zwyczajnie nieobecny. Co gorsza zdaje sobie też sprawę z tego, że na ciąg dalszy opowieści przyjdzie mu poczekać… i ta cała zgryzota łączy się jakoś w nim z fascynacją. Fascynacją, jaką jest poznawanie nowych światów, ludzi i zagadek. Pasja odkrywania rodowych tajemnic i wybór opowiedzenia się po którejś ze stron. To wszystko, łącznie z intrygującymi nowymi rasami, bohaterami i zacierającą się granicą między dobrem i złem, niepewnością końca… uzależnia od siebie.
„Akacja” zdaje się dumnie stać obok takich klasyków jak „Pieśni Lodu i Ognia”. Choć młoda, jeszcze specyficznie świeżutka, już intryguje. Pierwszy tom trylogii wciąga, zarzuca nas masą słów, nazwisk, bohaterów, stworzeń, specyficznej etyki, zachowań… mami, zmusza do poświęcenia się jej i ofiaruje świetną historię.
Fabuła wydaje się początkowo być opowieścią o państwie, zdawałoby się dobrym królu i jego rodzinie; potem o ataku, niepewności, rozdzieleniu tych, którzy obiecali sobie nigdy się nie rozstawać… Ot życie zwyczajnych ludzi i tych, na których barkach spoczywa los świata, przeznaczenie… To wszystko zdaje się nie być niczym nowym, a jednak książka ma w sobie to „coś”. Dobrze napisana, pełna tajemnic, ale też nie przyciężka, nie rozwodząca się nad tym co nieistotne.
Oto jaka jest „Akacja”.
To jak dobrze znane danie, które ktoś skropił nową nutą. Odział w zaskakujące przybranie. Niczego nie narzucał, ot zaproponował kęs, ale też umiejętni i dyskretnie pozwolił, by otoczył nas jej aromat…
Pingback: Słuchając wiatru… | Chepcher Jones