SĄD OSTATECZNY

Mściciel z mleka matki…

Historia.

Wspomnienia.

Mleko matki…

Tak naprawdę nie możemy być pewni tego, co dziecko, po części przecież „tabula rasa”, przyswoi sobie od rodziców i uczyni z tego drogę swego życia.

Zemstę?

Ból obrazów przeszłości?

Cierpienie, które naznaczyło całe życie oraz obrazy z dni, w których nie brało udziału?

Tak czasem trudno wyobrazić sobie, że każdy z nas był kiedyś tylko niewinnością niemowlęctwa. Niewinnością, która w tym przypadku odmieniła się w… spragnionego mordercę. Człowieka, którego misją jest śmierć. Bo bohaterem powieści Anny Klejzerowicz jest Armageddon. Jest nim Apokalipsa. Wielki Mściciel pozbawiony innych uczuć poza pragnieniem sprowadzenia bólu, upokorzenia oraz ostateczności na ten świat… a dokładniej jego cząstkę.

Miasto.

Gdańsk w tych dniach wydawał się być taki spokojny. Choć gorący. Lepki i nadmiernie eksploatujący ludzi, z jednej strony rozleniwiający w tej swojej świetlistości, z drugiej wakacyjny i radosny. Choć może nie dla wszystkich… Odczuwa to na własnym ciele i duszy Emil Żądło. Bohater niezwyczajny. Człowiek, który zdecydował się, że będzie panował nad swoim życiem. Kiedyś policjant, dziś dziennikarz, który jednak poza wyrobionym nazwiskiem, nie może się poszczycić publikacjami. Dziwnie niepotrzebny tej rzeczywistości, palący zbyt wiele i mający problemy z byłą żoną… tęskniący za synem. Zrobi wszystko, by tylko przywrócić sobie potrzebę istnienia. Jakąś dumę z dokonań, uczucie bycia potrzebnym i wartym powietrza, którym oddycha. Wstając tego ranka nie wie, że żar przyniesie ze sobą krew… że kolejne zwłoki poruszą w nim nie tylko cząstkę policjanta i dziennikarza śledczego. Że dane mu będzie zobaczyć rzeczy tak okropne, tak przerażająco wyuzdane w imieniu śmierci.

Wstrząsające.

„Sąd ostateczny” wyróżnia się z pośród dotąd poznanej przeze mnie prozy Anny Klejzerowicz. Jest brutalny, krwisty i ciężki. To kryminał przepełniony psychologią zniszczonego umysłu. Zadaje podstawowe pytania o człowieczeństwo i siłę zemsty. Pyta o istotę wychowania i wyznacza granice, w których należy żyć. A wszystko, każde zwłoki, każde ociekające krwią, obsypane oszołomionymi świeżą krwią muchy, coś znaczą. Tutaj wszystko jest symbolem poczynając od tryptyku Memlinga, związanymi z nim legend, kultu wciąż obecnego, po nazwisko naszego detektywa. Czytając, wkraczamy w ciemny, ciężki od krwistej purpury świat, gdzie śmierć nie jest zależna od grzechów. Gdzie ostateczność zależy tylko i wyłącznie od mordercy.

Czy w ogóle ktoś może jej umknąć?

Czerpiąc z historii Polski, autorka ofiaruje powieść wstrząsającą, mroczną i świetną. Przemyślana konstrukcja, elementy historyczne, oraz skrupulatność w opisywaniu samego Gdańska… pozwalają nam naprawdę stanąć tuż za plecami mordercy… choć może częściej poczuć jego oddech na swoim karku?

Bo jako czytelnik bałam się.

Bałam się tego czegoś.

Znanego.

Owej drobiny człowieczeństwa, która sprawia, iż człowiek zmienia się w bestię. Uzurpuje sobie władzę nad każdym. Staje się każącym mieczem, który jednak nie zawsze kąpie się w krwi tych, którzy na to zasłużyli.

Czy człowiek ma prawo odbierać życie?

To jedno z ostatnich pytań, które narodziło się w mojej głowie.

I… przeraziło mnie…

„Sąd ostateczny” Anna Klejzerowicz, Wydawnictwo Dolnośląskie 2010.

Za możliwość lektury podziękowania ślę do Magazynu „Kocie Sprawy” 🙂

i kota imieniem BOLERO!

SYNDYKAT ZBRODNI W BIBLIOTECE

Dodaj komentarz