OSTATNIĄ KARTĄ JEST ŚMIERĆ

Jak ze starego kina kryminałów…

Pamiętacie „W Starym Kinie”, pewnie nie. Większość z Was przecież już nie wie co to telewizor „biało-czarny”. Jednakże sięgając po najnowszą powieść autorki „Złodzieja dusz” oraz „Sądu ostatecznego”, możecie poczuć choć odrobinę jak to było, gdy efekty specjalne tworzyły się z mocy dymu papierosowego, tuszu i miski wody. Gdy historie kończyły się odpowiednio, a mężczyźni całowali damy w okryte rękawiczkami dłonie. Gdy wróżka była wyrocznią, a tarot zmieniał życie. Ale nie oczekujcie głupiutkiej, ckliwej historyjki na dobranoc, co to, to nie. Ani tym bardziej zmurszałego, spleśniałego maszynopisu z dawnych lat, bo akcja dzieje się… może i w tej chwili? Bo będzie prawdziwie, krwiście odrobinę, z kotem i ludzkim, owym dziwnie zwyczajowym pragnieniem zemsty, intrygując osobowościami i typami spod nie wiem jak ciemnej gwiazdy oraz mordercą naturalnym.

Poznajcie więc naszą bohaterkę. Dziewczyna na, jak to się mówi „zakręcie życia”, czyli wiek lat trzydzieści. Właśnie zwolniona, choć potrafiąca sobie radzić w życiu. Zawsze musiała, nie zna innej rzeczywistości. A jednak w chwili zwątpienia w swoje, tudzież losu siły, postanawia zajrzeć do wróżki. W końcu, czemu nie? Życie to próbowanie. Ciągłe. Dlaczego więc nie odwiedzić wróżki? Nie sprawdzić, czy czasem los nie kryje tajemnic, które lepiej poznać wcześniej? Jednakże niekoniecznie chyba… sprawdzać, czy wróżki potrafią latać… Okazuje się, że nie, cóż, zwykłe doświadczenie. Właściwie o całej wizycie, niezbyt miłej, nasza Weronika mogłaby zapomnieć gdyby nie owo latanie. Trup niedawno poznanej kobiety, który nie sprostał zmaganiom się z prawami grawitacji, połechtał jej detektywistyczne zapędy. Zawsze lubiła zagadki. Zawsze starała się, jeszcze pracując w gazecie, rozwiązywać sprawy do końca… czemuż więc nie poświęcić się temu w pełni? Nie założyć agencji detektywistycznej? Może na próbę zająć się sprawą dziwnej wróżki, która nie umiała latać? A jak się powiedzie, zostać detektywem?

I tak wraz z Weroniką tropimy mordercę, bo nikt nie jest w stanie nawet pomyśleć o tym, iż charyzmatyczna aczkolwiek i ekscentryczna Semiramida, sama wyskoczyła z okna. Nie, nie ona. Choć gdy na światło dzienne wychodzą bolesne elementy układanki, zwane życiem, wątpimy. Może jednak skoczyła? Może mąż, siostra, przeszłość macierzyństwa, problemy dnia codziennego i ją zmusiły do odwrotu? A może jednak to ludzie, bo jak się okazuje wróżka była znana i rozchwytywana, postanowili zemścić się na czarownicy. Cóż, nieświadomi zwykle mieszają te pojęcia. Ale też wszyscy potrafią zwykle wskazać tego, kto winien jest ich problemom, choćby właśnie obmywali się z ich posoki.

Tak więc, kto zabił?

Kto jeszcze zginie?

Jak przebiegnie śledztwo?

Czy Weronika i jej nowopoznany przyjaciel zacieśnią więzy, a agencja detektywistyczna stanie się rzeczywistością?

Oj tak, pytań jest wiele. Poprzez całą opowieść, wraz z napływającymi informacjami, wydaje nam się, iż wiemy, kto zabił. Ale z kolejną nową jawi nam się coraz to inna twarz mordercy. I z całego śledztwa jestem pewna jednego. Właśnie przeczytałam, nazbyt szybko może, z niecierpliwością, po prostu dobry kryminał. Kryminał ludzki, wysnuwający z życia zwyczajnych ludzi ową nić, której przerwanie zmienia spotykanych na ulicy ludzi, znajomych, przyjaciół w morderców. Historię kobiety, która się nie poddała. Lekko tchnącą ową „angielskością” powieści Agathy Christie i z zakończeniem niczym u Joe Alexa. Czystą, niezaprzeczalnie urokliwą, z lekką nutką romantyzmu i dawnego czaru, uroku honorowych mężczyzn i dam w mitenkach. Powieść, która sama stawia naszemu życiu tarota, ale też nie stroni od humoru. Historię dopracowaną, nieprzesadzoną, także gdy spojrzymy na nią od strony wydawniczej – co rzadkie, książkę bez jednej literówki! Pozbawioną przyciężkich opisów, wciąż drążącą tajemnice, nieprzerysowaną i intrygującą. Powieść, którą śmiało mogę polecić nie tylko wielbicielom kryminałów, ale też tym, których kręcą ludzkie historie. Proste, prawdziwe, głębokie. Bo taka jest właśnie powieść Anny Klejzerowicz, jak człowiek, który skrywa często swoje tajemnice zbyt głęboko i nazbyt długo, by w końcu porazić gniewem.

„Ostatnia kartą jest śmierć” Anna Klejzerowicz, Oficynka 2010.

SYNDYKAT ZBRODNI W BIBLIOTECE

Dodaj komentarz