NOCNA ZAMIEĆ

… bo są książki, po których świat nagle wydaje się inny…

Czasem człowiek traci już nadzieję. Jakoś tak, czytając dużo, wprost pochłaniając książki, niektóre z nich przechodzą przeze mnie niczym bolesna biegunka, niewarta pamięci poza rozmyślaniem nad straconym czasem i wiecie, odparzeniami w wiadomych miejscach… inne znowu są tylko znajomą po latach okładką i kompletnie rozmytą treścią, ale są i takie jaki powieść „Nocna zamieć” Johan Theorin. Książki, które wkradają się w codzienność, dokonują przemeblowania dotychczas przeczytanej literatury i pozostają.

Na zawsze.

Autor przejmującej powieści „Zmierzch” powraca. Znaczy się powraca dla tych, którzy czytali, bo dla mnie „Nocna zamieć” jest pierwszym spotkaniem z tym oryginalnym i wrażliwym autorem. Wspaniałym obserwatorem specyficznego środowiska, w którym żyje, owej zimnej egzotyki i na pewno wnikliwego, cierpliwego słuchacza. Bo w książce Johana Theorina jest i przeszłość i teraźniejszość. Miłość i samotność. Ludzie i duchy… i wszystko to tworzy razem skończoną pełnię.

Początek jest jakże prosty. Szczęśliwa rodzina z dwójką małych dzieci postanawia przeprowadzić się do starego gospodarstwa, nad morze. W cudowną przestrzeń, gdzie rządzi przyroda, gdzie można czuć się bezpiecznie w świetle jednej z dwóch bliźniaczych latarnii. Ale któż może oprzeć się uczuciu otaczających ich i nas demonów przeszłości? Przecież każdy ma tajemnice. A już tak stare nadmorskie domy mają ich aż nadto. Tam zdaje się, iż zmarli nie odchodzą, wprost przeciwnie, nabierają sił i są elementem codzienności. Gdy wkraczamy w życie kolejnych bohaterów, gdy w końcu nadchodzi Śmierć, wszystko zdaje się tak łączyć. Jakby po prostu ktoś podał nam fakt istnienia obok siebie dwóch światów. Żyjących i umarłych.

Obok siebie, na zawsze.

I jest jeszcze faak. Specyficzna burza śnieżna, która w najlepszym razie odbiera wzrok, w najgorszym? zabija. Oraz pamięć murów. Subtelnie odsłaniająca swoje historie. Zapamiętane w ścianach, ramach okien i drzwi, ciemności kominów i przekraczanych progów.

Właściwie „Nocna zamieć”, to powieść o… ludziach. O tych, których połączyło miejsce zamieszkania, więzy krwi, marzenie lub zwykła chciwość. Specyficzna historia kryminalna, która nie tylko odsłania tajemnicę jednej zbrodni, ale w rzeczywistości rozprawia się z zastałą, skostniałą niesprawiedliwą ciężkością zapomnienia. Piękna, wciągająca, porażająca wrażliwością, naturalnością ukształtowanych przez autora bohaterów. Pozwalająca przemówić żywym i umarłym. Ale jest to też opowieść o Olandii. Specyficznym klimacie, który ma wpływ na ziemię, ale przede wszystkim na samych ludzi. Na tych, których przyjmuje, oraz tych, którzy sami wybierają ją na swój dom. Ludzi przeróżnych. Mających owe zwyczajne problemy, ale też skrywajacych wielkie tajemnice, które miały wpływ na ich życie. Na to kim są, lub kim się stają.

„Nocną zamieć” czyta się odrzucając napierającą codzienność. Rezygnując z posiłków, z ową łapczywą chciwością. A potem… zaczyna się myśleć.

I to jest najważniejsze!

Powieść otrzymałam dzięki wielkiej uprzejmości portalu Zbrodnia w bibliotece. Bardzo dziękuję! raz jeszcze.

„Nocna zamieć” Johan Theorin, Wydawnictwo Czarne 2009.

SYNDYKAT ZBRODNI W BIBLIOTECE

Dodaj komentarz