PRZEKLEŃSTWA MIŁOŚCI

Jak czasem łatwo naprawdę ukryć siebie przed sobą samą!

Uczą nas, że mężczyźnie właściwie należy podać wszystko na srebrnej tacy. Kobieta winna mu usługiwać, także swoim ciałem. Brzmi to jak totalne średniowiecze? Nie. Raczej wpajane przez wieki poczucie wyższości jednej płci nad drugą. Dlatego to, co określa się jako „przemoc w rodzinie”, jest w rzeczywistości dość nowym pojęciem. Tak naprawdę „stuknięcie” żony od czasu do czasu, to przecież forma jej wychowywania! Bo w małżeństwie tak być musi, że czasem są tzw. „cięższe chwile”. Myślicie o tym. Znacie siniaki, rozcięte łuki brwiowe, mocny makijaż, poranioną twarz… Ale! Przecież to się przydarza wyłącznie słabo wykształconym! Owym „wieśniakom”! To nie dzieje się obok nas.

Czyż nie? Tak i mi wpajano wyższość mężczyzny nad kobietą. Nie dosłownie, nie wprost, po prostu jako siłę natury. Owo wdzięczne poczucie podziwu dla skomplikowanej siły jaką jest „męskość”! Poddańczość niezależnie od posiadanej pracy, umiejętności… Mówiono też, że lepiej leżeć i pozwolić zrobić sobie krzywdę, niż by uczyniono mi ją większą. Bo TAM się zagoi!!! A lepiej żeby nie złamał ci ręki, nie rozwalił brzucha, może nie pobił dziecka… Zgwałcił Cię? Ależ to naprawdę niemożliwe, tworzycie tak piękną parę!!! On jest tak dobry… trochę pije? ależ to przecież… MĘŻCZYZNA!!! Gwałt!!! Oj nie, na pewno TEGO chciałaś!!! Zresztą jesteś kobietą, tak na niego działasz, kocha Cię przecież. W końcu jesteś jego ŻONĄ!!!

Jesteś TYLKO kobietą. Już widzę to oburzenie… przecież w dzisiejszych czasach!

Sama pamiętam tylko wstyd. Wstyd, że krzyknęłam, przerwałam swoim strachem spacer Wrocławianom. W pełnym słońcu, w „biały dzień”, a ja pamiętam tylko strach i wstyd. Do dziś się wstydzę, że tamten mężczyzna… nieistotne. Policja stwierdziła, że zwyczajnie jestem takim typem, który przyciąga gwałcicieli, pijaków, panów w płaszczykach… że to MOJA WINA, więc już nie wychodzę z domu. Chyba dlatego treść powieści (nie najnowszej, powstałej w 1991 roku) Anity Shreve, tak bardzo na mnie podziała.

Opowieść o młodej mężatce, dziennikarce, matce, która w końcu po kilku latach molestowania seksualnego, bicia i poniżania przez własnego męża, postanawia powiedzieć dość. Cóż w tym nowatorskiego? Po pierwsze sposób narracji. Na treść składają się: materiały dzienikarskiego śledztwa, zapis rozpraw sądowych, oraz listy spisane ręką dziennikarki – „winnej”, narratorki dzielącej się swym życiem i przekazane dziennikarce. Pewnego monologu, ale i dialogu pomiędzy dwoma silnymi kobietami. Jakże do siebie podobnymi. Listami, które widzą światło dzienne w lata po tym, gdy krzywda się wydarzyła… Bo jak mówić o przemocy w rodzinie, gdy kobieta sama uznaje się za współwinną? Jak mówić o winie i karze, gdy właściwie zacierają się ich definicje. Jak pojąć problem, który dla tak wielu zwyczajnie nie istnieje.

Jak zrozumieć?

Gwałt w małżeństwie? Przecież małżeństwo… od tego jest. Ale ucieczka z dzieckiem to już odebranie ojcu prawa do wychowywania dziecka!

Napisana w pełni owego pokutującego pośród kobiet poczucia winy, że to one odpowiadają za zachowania mężczyzn, z jednej strony piękna, niosąca nadzieję, z drugiej pokazująca jak łatwo pominąć tak wielką zbrodnię, oto esensja powieści: „Przekleństwa miłości”. Oto obraz sądów, które nie ufają siniakom, oraz nie są w stanie pojąć kobiecej siły, którą obrazuje poddanie się… Zezwolenie na gwałt by tylko ochronić się przed gorszymi razami, by ochronić dzieci! Ludzi, któzy przyjmują z uśmiechem tłumaczenie, że znowu „wpadłam na drzwi”. Tych co wolą nie wiedzieć i nie widzieć, ale zawsze są po to by osądzić. Władz, które przymykają zwyczajnie oko, bo przecież żona jest „własnością męża”.

Czyż nie?

Powieść Anity Shreve to wspaniała, przejmująca i prawdziwa książka. Właściwie dla każdej kobiety. Tej, które doświadczenie już oduczyło wiary w bajki i też tej, która dopiero zaczyna kochać. Jako przestroga, zrozumienie, może próba odnalezienia w sobie pewnej siły… Nie feministycznej, nie dumnej i głośnej, ot zwyczjanego poczucia własnej wartości i prawda do owego uczucia! Wstrząsająca, prawdziwa, o której wprost nie można powiedzieć czy jest dobra czy nie… istnieje, a to w przypadku takiej literatury jest najważniejsze!

„Przekleństwa miłości” Anita Shreve, Wydawnictwo Prószyński i Ska 2011.

Dodaj komentarz