HAKUS POKUS

Ona od pokus, a on z hakus!

Książka z serii tych, po które pewnie bym nie sięgnęła sama… ale za namową? Cóż, widać miękka jestem. I wiecie co? Nie żałuję. Gorzej, kurde podobało mi się! Z jajcem napisane, bohaterowie prawdziwi, nie jakieś mdyłki, a świat wokół nich zwyczajny, prawie, że codzienny, jeśli się mieszka za oceanem.

Ale od początku…

Chociaż nie wiem czy istnieje taka potrzeba, bo o książce wypowiedziało się już wielu, ale niech tam będzie. Oto jesteśmy w malowniczym Seattle. To tutaj żyje sobie, może i niezbyt spokojnie, świeżo rozwiedziony – żona zmieniła się z Christine w Chrisa, więc nie było innego wyjścia – Robert. Osobnik w wieku późnej przydatności do spożycia, zraniony i oszukany, oddychający właściwie tylko pracą. Firmą, która ma na celu uświadomienie innym potęgi internetowego niebezpieczeństwa i potrzeby chronienia danych – mówiąc ogólnie. Do zamkniętej, malowniczej społeczności firmy przyjęta zostaje Beata. Psycholog po przejściach. Zduszona osobowość, która w końcu, po latach maltretowania przez matkę, postanawia żyć. Wziąć ową nić trwania we własne ręce i zacząć… oddychać pełną piersią. Dlatego rezygnuje ze ślubu, życia z kimś, kto zadecyduje za nią o wszystkim i rzuca się w nowy świat. Przeprowadzka, nowa praca, nowe istnienie…

Właściwie obydwoje stoją na rozdrożu. Mają szansę na nowe, które mogą zacząć pomagając sobie wzajemnie. Jednak by tak było, potrzebne jest zaufanie, a o nie trudno. Szczególnie Beacie w nowym miejscu pracy, Robertowi, gdy staje twarzą w twarz z nową rzeczywistością życia osobistego i tą, która tak go oszukała. Ale też kariery, która niekoniecznie drepcze w kierunku, który jej wytyczył.

Z początku wydawało się, iż to kolejna opowieść z gatunku tych, za którymi nie przepadam. Bo po kiego czytać o problemach innych jak ma się swoje. Dlaczego jednak ją otworzyłam? Bo mnie ujęła skromność okładki i tytuł. Problem w tym, że jak otworzyłam, to potem wyłączyło mnie na kilka godzin. Godzin przerywanych śmiechem i pytaniami do Amina w stylu: a co to jest?

Cała historia, opowiadana przez dwie osoby, nie tylko nie pozwala się od siebie oderwać, ale przede wszystkim nie jest kolejną pustą opowieścią w stylu: jak naprawiałem swój osobisty świat. To historia sensacyjna z pełnowartościowymi, intrygującymi postaciami – świetnie skonstruowanymi. Książka o życiu, tajemnicach, o które nawet byśmy nie podejrzewali swego otoczenia i tych cholernych niespodziankach, które wcale nie cieszą. Ale przede wszystkim opowieść interesująca, specyficznie pełna, gdy weźmiemy pod uwagę jak dobrze opisane są różnice w odbiorze sytuacji przez kobietę i mężczyznę. Niewątpliwie jest to zasługa właśnie pisania powieści w duecie. Dzięki temu nie można zarzucić autorom, że kobieta czy mężczyzna nie zachowaliby się tak w danej sytuacji. Facet ma, za przeproszeniem „jaja”, a kobieta może być zarazem wrażliwa i kobieca, jak i zraniona w swej specyficznie ukształtowanej psychice. Chyba przez to „Hakus Pokus” aż tętni od życia. Prawdziwych zdarzeń, możliwych – choć przecież rozgrywających się w świecie, którego nie znam. Przypadków, które spokojnie mogą i nas zaskoczyć, ale też osobowości, do których od początku czujemy sympatię – co zaskakujące, do wszystkich. Nawet te „złe charaktery” w jakiś sposób pokazane są tak w pełni, że spokojnie odnajdujemy w nich i dobre i te złe strony.

Powieść duetu: Katarzyna Leżeńska, Darek Milewski – to kurcze zwyczajnie dobra książka. Zaskakująco spójna. Spisana pełnym, intrygującym językiem. Cudowne spojenie jing i jang, męskości i kobiecości. Sensacyjności i życia wewnętrznego, walki o codzienność i owych fantastycznych marzeń. To życie po prostu!

Ponieważ o „Hakus Pokus” wypowiadało się wielu, postanowiłam nie czytać recenzji. Poczytam je sobie teraz. Zobaczymy, co tam inni z lektury wyciągnęli!

„Hakus Pokus” Katarzyna Leżeńska, Darek Milewski, Wydawnictwo Prószyński i Ska 2011.

Dodaj komentarz