Pan Tealight i Stan Wiedźmiej Świadomości…

„Zabłądziła Wiedźma Wrona Pożarta Przez Książki, ot tam gdzieś w sobie… się zagubiła w tym co pomiędzy i na onym czasie. Gdzieś się jej szalik zahaczył o byćmoże, a torba upadła na kamienie z tamoj. Zdarza się tak niektórym, gdy się im pokrętne definicje możliwego i niemożliwego silnie się ze sobą szczepią. Rozkochają się w sobie nie bacząc na istnienia opisywanych.

Gdy się połączą, asz w sobie na bank zmieszają. Nie ma wtedy niczego pewnego oraz tego, co stanie się przenigdy… Ale teraz Wiedźma Wrona przebywała w Stanie Świadomości. I była owego w nim przebywania całkowicie obolała i nadmeirnie świadoma. I była mu nie tylko całkowicie poddana, ale też my tylko powolna. Bo był to ten gorszy Stan Świadomości. Ten, w którym cukier nie był wskazany, bo zwyczajnie nie działał; stan gdzie nie ofiarowano promocji, otwarcia dyskontów, wyprzedaży, ani nawet wielokrotnych orgazmów.

Ów Stan nie do końca akceptował to kim/czym był, przyznawał się do tego z dziwną przykrością, odżegnywał się od tego, jak oddziaływał na swoją Wiedźmę, ale naprawdę nic nie mógł na to poradzić! On taki zwyczajnie był, a jeżeli już się wykluł, stworzył i istniał, i nic tego nie mogło zmienić, może też był potrzebny? I też chciał mieć jakąś korzyść z bycia z Wiedźmą! Był odmiennym stanem, mrocznym, wyboistym i cienistym, ale nie tym, który pozwalał uciec od słońca, uchronić się przed palącym, jakże bolesnym, żarem… Był tym obłapiającym stanem, obcapiającym, oblewającym, motającym i obtaczającym… tym, który nadchodził nagle, bez wiadomej przyczyny i odchodził dopiero wtedy, gdy sam odczuwał taką potrzebę.

Gdy się dopełniło owo słuszne…

Tak po prostu było. Stan Świadomości nie był okrutny rozmyślnie i nie szkolił się w swoim przenikliwym, umiejętnym i przemyślanym, zadawaniu bólu. Też lubił w rzeczywistości sobie poszaleć. Miał nawet własne hobby i ulubione potrawy, słone, grywał też w gumę i to zawodowo, na dodatek na łyżwach! On zwyczajnie tak bardzo chciał, żeby go też kochano. Bo przecież był, istniał i także, jak inni, miał… uczucia, które wymagały łaskotania i przytulenia.

Należał się i mu czas z Wiedźmą Wroną!”

(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)


Z cyklu przeczytane: „Zły anioł” – jest w cyklu tego duńskiego autora jakaś taka, nie wiem… świeżość. Dziwność specyficzna, niekoniecznie zrozumiała dla tych, którzy z takim pojęciem nieba i piekła… narodzili się. W nim wzrastali, wpływało ono, często nazbyt maniakalnie, na ich codzienność.

Dla Kennetha B. Andersena jest to coś innego… coś trwałego, ale też mistycznego i baśniowego jednocześnie. Coś nie tyle pewnego, co raczej możliwego, więc dlaczego nie? Dlaczego nie umieścić właśnie w piekle swojej historii? A dokładniej historii pewnego chłopca, pewnej wojny i pewnego przypadku…

„Wielka wojna diabłów”, to cykl, który ma swoje wzloty i upadki, ale na pewno jest jakiś. Wciąga i intryguje, pozbawiony nadmiernej symboliki i wyzbyty mistycyzmu często właściwego takim powieściom, jest zwyczajnie wciągający i ciekawy… no i te wspaniałe postacie, intrygujące kreacje i obrazy lekko zalatujące siareczką… no i wiecie, są jeszcze owe diabły!

Takich diabłów chcemy więcej, nawet w Alleluja!!!

Świat na Wyspie przemienił się w påskeferie. Wyspa ma wolne. Właściwie wolne mają ludzie, ale tutaj wolne zdają się mieć i zwierzęta i domy, wolne ma i tak już wolny stan skupienia, oraz prawa fizyki. Wolne mają dzieci i dorośli oraz kierowcy sterowców. Choć ci ostatni może z powodu braku sterowców? A może to same sterowce zrezygnowały z niebiańskich podróży?

Któż to wie?

Wolne mają artyści, a co za tym idzie i wena powinna mieć wolne, i inspiracja oraz wszelakie mamidła…

… a jednak jest to takie cudownie świeckie wolne. Tutaj Jomfru Maria zdaje się być jedną z Czarodziejek z Księżyca. Ona nie wymusza wiary w siebie, ani nie nakazuje pokłonów. Zwyczajnie jest miła i sympatyczna, dobrze wygląda odlana w szkle. Podobnie cała Trójca w innych światach najwyższa. Niby istenieją, ale świadomi swego miejsca pomiędzy baśniami… choć nie, w baśnie tutaj wierzy się zwyczajnie, w końcu są prawdziwe, a wymuszone religijności jakoś tak przytłaczają i bzdurzą, poza tym każą sobie płacić. Odyn, Freja i Thor stoją obok Jezusa i żaden nie ma dtugiemu za złe przyodziewku. Żaden jakoś nie zazdrości. Trolle i nisseny są też, takie jakże namacalne, bo któż nie wdepną w brodę jednego z nich, albo nie podsłuchał na strychu dziwnych rozmów… Najważniejszą religią jest jednak czas wolny.

Począwszy od zwyczajowego frokostu po wakacje letnie!

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.