Pan Tealight i Bal tylko dla Bogów…

„Pomimo przeprowadzki, wciąż migającej statusem „w toku”, coroczny Wielki Bal Wyspy, czyli oględnie mówiąć wybitnie snobistyczna imprezka lizusowska pod tytułem: Bal tylko dla Bogów, musiał się odbyć! Tym razem za scenę nowych sojuszy, kłótni, machlojek, gier żywym inwentarzem i obgadywaniem każdego z każdym, miało robić wciąż malowniczo zaorane Horyzontalne Pole mieszczące się tuż przed Seniorem Windmillem.

Tajemnica, terroryzująco-zaczepna połowica Windmilla, łaskawie zezwoliła na takie zbeszczeszczenie, koronowanymi w końcu głowami, jej przestrzeni osobistej. Zresztą nie oszukujmy się, dostała nie tylko catering, ale i koncesję na ambrozję i nektary wszelako procentowe. Była ustawiona! Na wszelki wypadek Wiedźmy z Pieca przekupiły ją dodatkowo specyfikiem toczonym przez Korniki Wnętrzne. Serio, to lepiej nie wiedzieć na czym to wszystko polega i nie pytać o skład, oraz domagać się wyjaśnień, dlaczego pachnie TAK, a nie INACZEJ, jednakowoż tych bardziej dociekliwych zapraszamy, promcja!!!

Naprawdę działa!!!

Bogowie zjawili się licznie i podług starszeństwa. Aczkolwiek z powodu pewnycb zawirowań czasoprzestrzeni, nie wszyscy na dokładny czas. Pan Tealight podejrzewał, że zwyczajnie chcieli ją wkurzyć. Nie znosiła dwóch dni w roku. Pierwszym był Dzień Matki, z wiadomych powodów. Któż nie znał historii o Złej Królowej, ale drugim był Sylwester. Nie wiadomo było do końca dlaczego? Czy to wyłącznie z powodu swojej niechęci do ogólnej radosności, dużych spędów i zgromadzeń, przymusu odziania się w miarę po babsku, a może zwyczajowej niechęci do samego Sylwestra… może coś nabroił kiedyś? W końcu zdenerwować Wiedźmę Wronę nie było trudno!

Ale jednak wszystkim było wiadomo, że Rok co roku miał jej to za złe, przez wszystkie pozostałe dni!

Bogowie jednak nie czekali chyba na nikogo. Od razu zabrali się za ostre partowanie! Wyłączenie świata na ową chwilę wymagało od nich wiele siły i samozaparcia, oraz parcia na szkło, najlepiej dmuchane. Wykorzystywali tą drobinkę wakacji na full! Choć te dziwne spojrzenia, tu i tam rzucone trzecie oko – niektóre wylądowały w martini Trolla spod Mosu, tego zakochanego w Havfrue Morskiej, co to wiecie nigdy do końca nie mogli, bo ona słona, on słodki i alkoholowy… bynajmniej, po imprezie będzie szukanie gałek, młotków, piorunów i innych boskich atrybutów. Naprawdę bawili się na całego! Ale jednak owe spojrzenia, te chichoty… Ojeblik, mała ucięta główka, dziś boska jak i chochlik pisarski  Chochel, lansujący się w nowych, odprasowanych i chyba skórzanych gaciach Chowańca – podejrzewali najgorsze.

I Najgorsze poczuło sie zaproszone na bal!

„Gods just wanna have fun!!!
Ołooooo!!! Just wanna have fun!!!”

– Tatuś?!!! – Wiedźma Wrona Pożarta Przez Książki jak zwykle spojawiła się na balu oczekiwana, ale nie zapowiedziana. I tym razem trafiła na czas… bez pantofelka i w marnej dyńce w formie taczki, ale jednak!”

(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)

Nie robię podsumowań. Co dziwaczne dla wielu, nawet nie mam pojęcia gdzie znaleźć jakieś statystyki… ja czytam i piszę, bo muszę, bo inaczej się nie da, bo tak żyję, tym oddycham i się karmię; więc nie powiem Wam ile stron, książek, czy rolek papieru toaletowego – a tak mam taki opisany – w 2012 roku przeczytałam.

Powiem za to, że czytać będę dalej. I nadal nie będę liczyć… bo nie widzę w tym sensu. Z nikim nie konkuruję, chyba, że z samą sobą, a jest w końcu nas trzy w jednej ludzie-wiedźmie. Nikomu nie muszę niczego udowadniać… bo jestem wolna i jakoś taka mimo ciągłej ewolucji dokończona. I też wiecie, no całkiem możliwe, że jestem za stara i wychowana w czasach, gdy inteligencji i oczytania nie opisywały cholerne statystyki… ale najczęściej rozmowy, czyny i te strasznie szybko postępujące wady wzroku!


Z cyklu przeczytane: „Trafny wybór” – czysta droga nie przez jedną mękę, ale przez ich wiele. I nie, nie porównuję tego „dzieła” z innymi Autorki. Nie spoglądam na nią przez pryzmat Pottera.

Raczej przez dzieła innych, piszących o angielskiej prowincji. Jak Jan Karon, czy nawet dalej stąpając w pomroczności duszy ludzkiej, sama Agatha Christie. Rowling wydaje się być w tym tomie nie dość, że nudna, przerażająca opisami, które nic nie wnoszą poza rzutem ochłapów, to jeszcze jadem syczącą, pragnącą naturalistycznie, a nawet obscenicznie odgrywać Voldemorta! Za wszelką cenę chce przedstawić świat prawdziwy i brzydki, bo w jej mniemaniu to współczesność – może to nowość dla Pani, ale my wiemy, że on taki jest! Nie trzeba nam przypominać! A próba odcięcia się od magiczności – grzecznie mówiąc kiepska. Takie powieści już były… BUUUUU, nuda!!!

I słowo do wydawcy – „skucha zezulce”!!! Tłumaczenie przerażająco straszne i brak korekty zupełny!!! Pomijam subtelny fakt recenzji co to sie zrodziły na długi czas nim książka była dostępna… seriously? tosz nawet szczotek nie było!!! Bardzo brzydacka kampania reklamowa!

A tańczcie sobie Bogowie, bawcie się… w końcu czas upływa, ludzie wierzą mniej, lub co gorsza budują nowych Bogów, co to z chęcią zajmą Wasze miejsce… więc bawcie się ile wlezie i po dziurki we wszelakich otworach!

Ave Wiedźma Wrona!!!

Ave JA!!!

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz