Pan Tealight i Jesienna Depresja…

„Spotkanie zaaranżowano w Rozsądnych Małoszumnych Wierzbach. Szpaler drzewek, poproszony wcześniej o oddanie telefonów komórkowych, ptaszków, oraz innych podobnych pipaczy i bipaczy, łącznie z kornikami, motylami i usypiającymi już w kierunku zimowym, muszkami – stał wyprostowanych, choć lekko nonszalancko oparty, o rustykalny w ogólnym zamierzenia wyglądzie, płotek oddzielający świat Seniora Windmilla od… reszty plebsu. Było tam kilka Krowich Placków, na szczęście rozmyślnie ukrytych w wysokiej trawie, choć bacznie wszystko obserwujących, w międzyczasie prowadzących zawzięty dyskurs z Końskimi Bobami o właściwościach podłoża i wpływie jesieni na chropowatość ździebeł trawy. Ten zaskakujący flirt, w niedomówieniach, pełen był ostrzegawczych mlasknięć i ziewnięć, co dawało pewność, że nikt się do nich nie zbliży. Ot ochrona doskonała.

Żadne Paparazzi się nie zbliży!

Pan Tealight czekał. W oddali brzmiał świat, co zwykle się nie zdarzało. Ten dziwny świat pożądanych i upragnionych, powodujących zmysłowy ślinotok, kochanych i uwiebianych… czasem tylko w tym momencie… niezbędnych. Mrugały flesze, a światło nie wiedząc w co uderzać rozpełzało się po Wyspie, zmuszając spóźnioną sromotnie muchomorzo Wiedźmę Wronę Pożartą Przez Książki, do ruchów skacząco-pełzaczych, gdy przedzierała się w kierunku wiatraka. Buczały kamery. Niemiły dźwięk. Drzwi limuzyn trzaskały boleśnie, a same auta drgały w męczarniach znosząc przewalające się przez nie tłuste masy. Lub te kościste, drące i siniaczące ich wymuskane obicia. A potem nagle wszystko ucichło i znów było słychać tylko Morze i Wyspę.

Pan Tealight znudzony ziewnął i wyłączył świat. Pozwolił jej zwyczajnie przyjść. Dobrej znajomej. Przedzierała się w swojej szykownej, długiej sukni, gubiąc cekiny i kryształki, a może i garść brylantów… niepotrzebnych, brnąc w dziwnych, jakże niewygodnych buytach, modnych niepotrzebnie, przez zwykłą drogę, grudy zaoranej, lekko zzieleniałej ziemi, ocierając się o jęczące badylki i suszone osty… zostawiając za sobą smugę trendy nader  zniechęcenia.

Jesienne Depresja. Modna. Na czasie. Jakże obecnie rozchwytywana! Usprawiedliwienie brutalne, jakże zawsze niesprawiedliwe, niezrozumiałe, dziwnie bezbarwne przy zawsze dobitnej Depresji Zwyczajowej Dobijus Jużulis– tej na co dzień i od święta, od pór roku niezależnej, kotłującej ciała, zmysły i duchy, wiszącej na zgrabnym dębowym krzyżyku w Wygódce… Przybywała co roku do Sklepiku, by spojrzeć na Wiedźmę Wronę i… naprawdę się zasmucić. I zapłakać. I rozerwać szaty… i cierpieć, nie wiedząc właściwie dlaczego…”

(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)


Z cyklu przeczytane: „Mrok” – opowieść o świecie, który zdolny jest zagłębiać się w czas i przestrzeń. O ludziach, którzy mogą dotrzeć tam, gdzie wielu z nas tylko marzy… o czasie, który z łatwością można zagiąć i umiejętnościach, mocach, których wielu z nas tak bardzo pragnie. Ale też o zwyczajnych namiętnościach, przyjaźni, miłości, pasji… ot zwyczajnym życiu, które jest odrobinę inne i czasem ratuje świat!

Jeżeli czytaliście tom pierwszy – „Straż”, to wiecie o co chodzi… choć nie wiecie, że tym razem głos należy się Isabel. Tej, której moce jeszcze do końca się nie opisały. Niepewnej, choć, czy do końca? Gdy Arkarian jest w niebezpieczeństwie, to właśnie ona zdaje się przejąć inicjatywę i walczyć… choć wszyscy zdają się byc przeciwko niej. Za wyjątkiem tych, których zwie przyjaciółmi.

Oto opowieść o przyjaźni i miłości, zauroczeniach i zaufaniu. A także garść tajemnic z życia tych, którzy mieli być TYLKO nauczycielami. Kolejne starcie z siłami chaosu i to ulotne piękno światów, w których wszystko jest możliwe! Ot życie z odrobiną magii, ale też i odpowiedzialności. Jak dla mnie lepszy tom, niż poprzedni!

KSIĄŻEK MI SIĘ CHCE!!! Jestem na głodzie i raczej nie wpływa to pozytywnie na moje stosunki z dwunożnymi. Tak mi się przynajmniej zdaje. Mogę być niebezpieczna i raczej pluję jadem… tak tylko ostrzegam!

Celebryctwo – bycie sławnym z powodu… bycia sławnym, wielkiej dupy, kasety niecenzuralnej, albo innego, dziwnego przypadku, istnieje też na Wyspie. Aczkolwiek przyznaję się do tego, że nie wiem kto jest sławny. Gorzej, nawet jeżeli wiem, to nie wiem, bo zwyczajnie nie oglądając telewizji, nie czytając gazet, przemykając ukradkiem przez interentowe chaszcze… nie widzę twarzy. Choć jest jeden taki podobno artysta – coś w typie: „tak rysowałem jak miałem lat 3″… nie rozumiem tej „sztuki”, ale chyba jakimś celebrytem jest. Podobno uwielbia go Pamela A. Ta co po plaży biegała z implantami… Ja chyba nie rozumiem świata!

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz