Pan Tealight i Domy Wyspy…

„Domy na Wyspie mają puste okna.

Przeładowane bibelotami, ukarane radością i nakazem rozweselania innych, barwnością, która ma sprowadzić uśmiech na twarz turystów – ale jest niczym dla nich samych, ekstrawaganckim kolorem ram, przezroczystością szyb… cóż, ociekają bez strug deszczu smutkiem. Ale też starają się wciąż zabić ta okrutną pustkę własnych szyb. Eksponują kwiaty i niebieskie kotki z kruchej porcelany, modele statków, koronkowe fragmenty snów i misterne sieci marzeń. Mrugają zalotnie do ludzi, przywołują wszelakie duchy, skrzypią lekko i przymilnie drzwiami, szeleszczą historią, ale tak naprawdę nic to… ludzie są zimni. Nie widzą ich samotności, nie chcą uczynić ich swoim bastionem, gniazdem, fortecą – wypełnić pustki.

Domy pragną tylko kochać i być kochanymi, potrzebują ludzi, więc wyciągają wielobarwne ściany, noszące setki warst farb, które łuszcząc się opowiadają o przeszłości… i proszą o swoich ludzi. Potrzebują ich. Ale ludzie ich nie słuchają. Świat zwariował, a oni nie potrafią już dostrzec piękna w starej cegle, uroku kamiennej obmurówki, zabwnie pochylonego, łuszczącego się płotku i silnego komina, grmady starych ziół i kręgu skamieniałych w oczekiwaniu drzew… Nie czują, nie poddają się duchom, które położyły się, wtłoczyły w ściany, zrobiły wszystko, by stać się…

Ludzie już nie są w stanie pokochać domów.

Dlatego Wiedźma Wrona Pożarta Przez Książki, która wciąż płacze i tęskni za swoja wymarzoną chatką, która tak pragnie otrzymać szansę na własny dom… chodzi po Wyspie nocą i przytula inne domy. Te samotne, te niechciane, odrzucone i te brutalnie zapomniane. Przytula zwykłe domy i sommerhusy. Tuli policzek do ścian, głaszcz obdarte drzwi i usmiecha się do pustych okien. Wieczorami usypia je opowiadając bajki, rankiem budzi lekko, jak ona mając nadzieję. Dostrzega piękno cegieł i zawiłe nici starych tynków. Domy kochają dziwną, małą Wiedźmę Wroną i puszą się przed nią niczym modele, gdy za dnia robi im zdjęcia.

Piękne, stare i młodsze, wszystkie tęskniące za całorocznymi, własnymi ludźmi…”

(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)


Przeczytane: „Władczyni Imperium” – czyli skończyłam Trylogię Imperium i ponownie zakochałam się w świecie Feista, ale też tej lekkości narracji Janny Wurst. Bo to jest TO pisanie. Fantastyczne, niby o światach, które nie istnieją, a jednak tak pięknie i cudownie znajomych… O ludziach, którzy są jak my, ale też są czymś więcej – honorem, miłością, etyką…

O stworzeniach, które u nas zdają się być tak niepozorne.

O mocy przeznaczenia i sile woli – ot życiu!!!

Nie wiem jak mi umknęło pierwsze wydanie tej trylogii, ale to nic… może raczej lepiej? Bo wciąż wierzę, że niektórzy Autorzy potrafią pisać. Pisać o wielkich sprawach, a jednak nie obciążać. Pisać naturalnie, a jednakowoż porywać historią. Opowieścią, która w tylu momentach mogłaby się przytrafić i nam…

A magia? Cóż, magia to też natura.

Domy na Wyspie płaczą oknami, trzeszczą belkami, proszą by je kochać…

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz