Co można znaleźć w głowie Wiedźmy…

„Gdy nadchodzą wiatery… a ostatnio zdaje się na Wyspie mamy pory roku dwie, gdy dmucha mniej i gdy dmucha więcej – to po prostu łeb mi pęka. A jak już tak pęka, to tak korci straszliwie, coby zajrzeć do środka. By pogrzebać w tej dziwnej, mlaszczącej masie. Paluchy zagłębić w tej wilgotności. Problemy się zaczynają, a potem piętrzą w wymyślne konstrukcje, gdy zamiar mam trochę przewietrzyć owo wnętrze. I włażę do swojej głowy z miotłą i ścierą w zielone motylki – jakieś chyba chore? – włażę tam i sprzątam, odkurzam… znaczy mam taki plan, ale zawsze kończy się jednako.

Oni wygrywają!!!

Dopadają mnie, gdy tylko wchłonę się w siebie. Starzy, zapomnieni bohaterowie, owe historie, które człowiek odkłada do spisania na później. I wtedy sobie przypominam, dlaczego mam tylko tę jedną szmatkę i nader marną miotełkę. By mnie nie mogli ździelić mocniej. W sukurs powinny mi przyjść książki, te napisane przez innych historie, te, które mnie stworzyły, ale walenie papierowymi kulkami we wściekłość wyobraźni, jest co najmniej śmieszne. Okłądkami się nie dają. Nawet siedząc we własnej głowie nie będę niszczyć książek! Sumienie mi nie pozwala, trzyma mnie za ręce, wykręca nadgarstki, bezczelna Owca. No tak, moje sumienie ma kształt owcy, nie pytajcie dlaczego – nader runicznej, znaczy się miękusz wersja. Nie wiem.

Właściwie siedząc w tej swojej głowie, patrząc na stare liście i śnieg sprzed epok, na wspomnienia skulone w kącie, za siedmioma bramami i siedmioma murami, zalane żelazobetonem, stalą i obłożone smokami, których pilnują niziołki i wiedźmy z zaklęciami i wielkimi kotłami… wspomnienia, których nie chcę pamiętać; gdzieś pomiędzy pluszem, a magią, zieloną herbatą i starożytnimi posążkami, kurhanami, kamieniami i patykami, szumem morza; gdzieś tutaj, gdzie na własnej czaszce od środka wyryłam wszystkie symbole świata… nie czuję się bezpiecznie. I wiem tylko, że nic nie wiem z tego, co wiedzieć powinnam.

Powinnam, prawda?”

(„Pożarta Przez Książki – autobiografia” Chepcher Jones)


PS. Uwielbiam zaczynać tydzień od nowej książki w skrzynce na listy – właściwie się to powinno nazywać skrzynką na książki, bo choć kocham namiętnie listy, to nie ma jak dawka świeżutkiego papieru 😉 Tym razem Prószyński i Ska… czekałam bardzo na tę książkę, przyznaję.

Zobaczymy, co w środku. No i prezent od Ani Klejzerowicz 😉 Gejszy Mej!!! by głód książkowy wypełnić… intrygujący!

Ktoś zna, bo opisy mnie kręcą bardzo bardzo! No i pierwsze kartki świąteczne, od których jestem uzależniona, przyznaję…

Wysyłacie?

ALE KURCZE ŚNIEGU JAK NIE BYŁO, TAK NIE MA!!!

Za to MIŚ jest 😉 a nawet dwa!!!

… bo ten wyczekany Miś Misia Śnieża też przybył!!!


Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz