Wiedźmową jesienią…

Wiedźma Wrona, kompletnie Pożarta Przez Książki, powoli swą cielesnością zagłębiała się w strukturę całkowicie niewyobrażalnie Różowej Plaży. Kropelki granitu wciskały się jej w pośladki – a miały w co – zaś co ostrzejsze kawałki skały i jasne kryształki, szukały odkrytych kawałków ciała, na jej odpluszonych nogach. Nadeszła jesień. Dla Różowej Plaży oznaczało to ciszę i spokój. Powrót do panowanie fal, wiatrów, krzyku mew i skrzypienia konarów. Niespodzianek niesionych przez morze i odgłosów, które wytłumione, zdawały się otulać dziwną strukturę plaży.

Nad Wyspę nadpłynęła cisza. Ta większa, bardziej skrupulatnie wciskająca się pomiędzy to co skrzypiące, bzyczące i szeleszczące… więc i w samą Wiedźmę. Ta jednak nie zdawała sobie z tego sprawy. Nie wydawała się na tyle istotnym odłamem ekosystaemu by być czymś ponad to, co zawadza. Spoglądała z rozrzewnieniem na liście. Te dążące ku ziemi, kolorowe statki, które za nic miały podarowaną im nagle umiejętność latania. Niczym zmęczeni morską chorobą podróżnicy, starały się, w pełni dostojeństwa nadanych im barw, jak najszybciej dobrnąć do ziemi. Tam mieszały się z owocami, piórami podrzuconymi przez worny i mewy – dla większego artyzmu okolicy – oraz kocimy kupami, których serio tutaj nikt nie zapraszał! Wiedźma myślała nie o przemijaniu, lecz o tym, że w końcu do cholery przemknął ponownie w jej życiu ów wkurzający czas płodności i jaskrawo zielonej radosności. Nie lubiła płodności. Nie chciała być matką i w tym jednym wymiarze kobiecości sporadycznie ktoś się z nią zgadzał… Po prostu nie chciała i już. A pod „po prostu nie chciała i już” kryły się jej – od wielu lat układane i wzbogacane – mądre słowa o chwiejnych własnych genach, niesprecyzowanych uczuciach, psychicznej krzywdzącej nazbyt niestabilności (kłamstwa o bezpłodności, co kto woli), biedzie i wszelako pojętej uczciwości własnej.

A może były to tylko: strach i niezrozumienie? Może zwyczajnie brak matki stał się katalizatorem zdarzań, któe porównują jej dziecko do skrzywionego aliena wyrywającego się z żeńskich wnętrzności… Bo jakoś męskie nie bardzo chciały partycypować w owym stanie narodzin.

Bezczelne.

Wiedźma spoglądała na podróżoujące liście i słuchała głucho uderzających o Różową Plażę jabłek. Spadały z wysoka, czekając tylko coby natrafić na swojego Njutona czy jakiegoś innego Ejnsztajna! Ale żadnego nie było pod gałęzią. A przecież one tylko dla nich spadały… dlaczego nikt tego nie rozumie? No cóż, nieistotne. Czy jak ktoś krzyczy i nikt tego nie słyszy, to ów krzyk w ogóle jest istotny? Nieważne.

Ważne, że czas płodności przeminął, teraz czas… na WEKI Z WREDNYCH DZIECI I JUL!!! :)”

(„Słuchając Wyspy – nie słuchając ludzi” Chepcher Jones)


PS. Recenzja cudownej, bajecznej, a jednocześnie nie epatującej prostacką erotyką, choć przecież mówiącej o pewnej miłości, powieści: „Pani Walewska”.

A tak w ogóle, to nie mam co czytać. Tyle cudów wydano, no i nic nie chce do mnie przylecieć. Mam gigantycznego doła magiczno-smoczego! Chcę fantastyki, pragnę jej gorąco i rozdzierajac szaty z chęcią puszczę się… za zestaw nowości i mniejszych starości.

Znaczy w tan się puszczę 😉

Wam co mnie, masochistycznie zapewne, aczkolwiek jednakowoż, czytacie (dziękuję :)), przypominam o konkursie na literacki blog roku. Zagłosujcie na to, co się Wam podoba 😉 Nie będę sprawdzać, czy na mnie.

Mnie zawsze można nie lubić, nie podziobię, chyba?

Tego to nigdy nie wiadomo 😉

PSS. No i jeszcze wierszyk… wymodziłam go na stronkę Forever Friends Cute Bears, ale nie wygrał, więc dla uciechy:
„Bears are my light and my darkness.
The only knight who will fight with my nightmares.
A friends who will listen always,
even if I am in mess there are in this cuddly coolness.
Bears are for me, and I am not sure really,
why they do not escape when my mood is so silly.
Bears are with me, and I am with them…
unless I need to be very adult, so they hide in a bag.
And they do not scream when I cry again… but ask always,
feed us and dry in a correct place 😉

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz