Pan Tealight i Wiedźmy Wyspowe Namakanie…

Pan Tealight, ubrany w pelerynę z ciężkim kapturem, bawił się w obserwowanie dziwów w wykonaniu zwyczajowo mniej dziwnych. Przyciskając delikatnie laseczką uciętą główkę do stopy – wiatr był nader zainteresowany oderwaniem jej, porwaniem Ojeblika w przestworza i niekoniecznie łagodnym tarmoszeniem – aż cmokał z zachwytu… A wszystko przez zwyczajowe nasiąkanie. Namakanie i nastraszanie, obciekanie, pluskanie, mlaskanie oraz wszelakie krople.

Jako główna ofiara – znaczy się ekhm! aktorka w sadystycznie obserwowanym monologu – wystąpiła jak zwyczajowo bywało, Wiedźma Pożarta Przez Książki. Poboczne Didaskalia, nader przebiegle radosne i podejrzanie złośliwe, zwały się: PieruńskoNader Dmący Wicher, Wciskająca Się WszędzieUpiorna Wilgoć, Zajebiście Lodowo-Północny PluskDeszcz, oraz Odświeżąjąca Obecność Wszechmocnej Boginii Wyspy. Pośród chwiejących się, smaganych nieskończoną zdawałoby się siłą wiatru Przyrody Okoliczności, stała Wiedźma Wrona. Nadzwyczaj Kobaltowa… z zimna.

I NAMAKAŁA.

Niczym zmaltretowany strzępek nadzwyczaj dziwacznej codzienności własnej i jej tylko logicznej, zmieszany w wybitnie chrapliwej i lekko rdzewiejącej sokowirówce życia, wyżęty i dmięty, porwany, wyrwany i zarwany… obstrzępiony, charakterystycznie obniżony w kategoriach wzrostu człowieczego, choć dość aczkolwiek szeroki, nastroszony, przepiórkowiony – czyli oto ona, dziwacznie nieludzka ludzka osobowość wątpliwa… jednakowoż ONA wciąż się uśmiechała.

Tego Pan Tealight nie był w stanie wytłumaczyć innym, ale rozumiał ją doskonale. I był przerażony. Kto by nie był?”

(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)

Czy czytam? A pewno, że czytam… a raczej łapczywie i bekając, połykam książki z kupki po kolei. Teraz czas na: „Próba kwiatów”. Kapitalna, przewrotna, stroniąca od utartych ścieżek powieść. Jedna z tych, na które czekałam i jak na razie mnie nie zawiodła, choć teraźniejszość mną i tzw. życie rodzinne parszywie zwiodła na manowce – czytam się znaczy nie ma mnie!

READING – DO NOT DISTURB 😉

PS. Rocznica ślubu za niecały miesiąc, a własny, stary i przebiegły jak nader widać osobnik Mężem zwany… dał mi prezent już. I wiecie co? Powiedział, cobym sobie sama wybrała kiedy mam otworzyć. No trafi mnie szlag, piorun i kupa z lotu ptaka 🙂 Jakoś nie jestem dobra w decyzjach, raczej wprost jestem permanentnie niegramotna!

Na pewno.

Niekoniecznie w danej kolejności.

Oj pewno, że wiem co tam jest… 😉 Ale jednakowoż poużywać sobie nie mogę! No bo tak chcę coś mieć na ten dzień, a nie teraz, choć teraz też chcę i w ogóle… zakręciłam się!!! Aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa!!! A tak w ogóle to jest to stąd 😉 Millie Rose Jewellery polecam!!!

This is my gift, from my cruel Husband 🙂 Made by awesome person, quickly and honest, beautifully wrapped. Just look at Her works! Something really special and unique!

AND I HAVE JUST OPENED MY ETSY SHOP 🙂 Czyli Kobaltowa Wrona jest na ETSY!!!

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz