Pan Tealight i Barachlo…

„Przywlokło się Barachlo

Jak zwykle definicyjnie i w pełni świadome wszystkiego, zbarachlone, kompletnie nieposkładane, wiecie: ręka tu, noga tam, oczko prawe się lekko jakkoś takoś nie żeby wypadło, odpadło, czy coś, ale ino lekko tak jakoś oderwało, obydwie brewki haftowane krzywo, drugie oczko dyndająco wisi komicznie przy uchu, niczym jakiś, wiecie, moderny wypasiony kolczyk.

Na pewno pieruńsko drogi Szanel jakiś czy cuś.

Kieckę miało na sobie, jakby wiecie, ktoś masę szmat na nim położył, może i miejscami dokleił, czy jakoś tak, zszywaczem do tej jasnej skóry, trupiej lekko… a potem je sznurkiem takim do snopowiązałki, ale bazianym farbkami, wiecie, coby pasowało do tego całego wystroju barachłowego zewnętrza…

Choć, może i wewnętrza, bo wiecie…

Te zszywki.

No ale Barachlo było cudem wszelakim, które kochało Wiedźmę Wronę Pożartą Przez Książki Pomordowane i jeszcze z wzajemnością. Naprawdę!!! Tak jak się jej wiedźmia dusza z nikim nie mogła jakoś takoś, wiecie, życiowo i namacalnie dogadywać, więc jakoś to było zaskakujące, iż mocno żeńskie, barwne i wszelako niepoukładane i mające to szcerze gdzieś, zawsze dobite i smutne… Barachlo sprawiło, iż złamała swoją introwertyczność.”

(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)

No dobra…

Od jakiegoś miesiąca media spekulowały, że nie dość, iż najzimniejszy to lipiec, to ogólnie mówiąc lato się skończyło. W ogóle nic już nie będzie, wiecie, żadnych upałów, ten wiatr nie ucichnie i wszelako już jesień i chyba… i chyba natura słuchała prognoz, bo ptaki zaczęły tworzyć klucze, a liście się żółcić…

A jednak…

A jednak przez ostatnie kilka dnia jakoś tak gorąco i obrzydliwie.

Wiecie, człowiek czuje się oszukany, bo przecież mu powiedzieli, że wsio będzie cudownie i chłodno i tak dalej, a tutaj nagle znowu żar i duchota. I jak tu kurna wierzyć tym mediom? No jak? Seryjnie… nie da się wam mówię, naprawdę się nie da. Ale nic to, trzeba przetrwać i tyle. I chociaż te informacje o jakichś tam radioaktywnościach wciąż w człowieku tętnią, to jednak… no jakoś poszedłby popływać, bo i wiatr ucichł i jakoś tak ino lekka bryza sobie od czasu do czasu zawieje, i jakoś nic poza tym, więc wiecie…

Nie ma fal.

Możnaby popływać, ale jednak…

Coś człeka od morza odpycha. Coś przeraża, coś naprawdę muli, myli, konfunduje… jakoś tak mocno bardzo, jakoś tak silnie. Jakoś tak… jakby wszelako przepiękne, cudowne i fascynujące, jednak mówiło: nie właź, bolę…

Może ma rację?

A może to ja tylko, tylko ja?

W Szwecji mają takie szaleństwo…

„kräftskiva” czyli specjalne imprezki z morskim żarciem.

Oto wyjaśnienie onej nadmierności dziwnych przedmiotów w sieci slepów ICA. Czyli wiecie nożyków, szczypczyków i czapeczek, wszelakich serwetek i dziwnych rzeczy w raki? Czy to serio są raki?

Nie mam pojęcia, tak wyglądają, ale…

No właśnie, ale… jak czegoś nie wiem, wtedy oczywiście lecę w internety, bo wiecie, książki mi spleśniały… i czego się dowiedziałam, że te raki żyjące na północy i w Europie to raki szlachetne i te zwane sygnałowymi. Podobno skurczybyki roznoszą raczą dżumę. Matko Wyspo! To dopiero nazwa, dwie choroby w jednym. A wiadomo, Bałtyk małosolny, więc wiecie, sygnałowy staje się inwazyjnym produktem z USA… co dziwne, dość niedawo sprowadzonym, w połowie zeszłego wieku!!!

Kurde bele no!

Naprawdę?

Jest jeszcze rak błotny, ogólnie wiecie, rodzina dość skomplikowana, ale… co oni tak serio jedzą? Zwie to się rakiem, ale łapane jest w morzu… wielkie pudła, znaczy się klatki takie zdobią nabrzeża… czasem coś w nich się jeszcze rusza, a czasem… wiecie co, nie wiem o co chodzi. Nie wiem jak to smakuje.

Naprawdę.

Ogólnie mówiąc odpycha mnie mięsowatość, więc mam przegibane.

Szczerze! Ale same raki, jak i wszelakie inne morskie „potwory” mnie fascynują. Nie na tyle by pływać z meduzami, ale jednak…

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.