Pan Tealight i Pan Naleśnik…

„Pan Naleśnik Płaski.

… żeby nie było. Bez urazy, ale płaski było dla niego istotnym słowem. Nie, że jakiś pancake amerykański. Brzydził się nimi!!! Tymi grubymi, puchatymi bułami lekko ino, jakby usiadł na nich jakiś grubas, ale podniósł się w połowie całej imprezy i wiecie, po prostu nie spłaszczyły się na amen, ale jednak…

Ale jednak nie były jak papier.

Nie były tak niesamowite, jak on… płaski, cieniutki, wiecznie wietrzny, poddawany wszelakim powiewom… idelnie bursztynowy poza kilkoma plamkami w rejonie twarzy, bo przecież płaski był może, ale jednak i człowieczy w kształcie, ludzki nader, ale jakiś taki… no wiecie… ble.

Może, gdyby dodać nutelli czy czegoś…

Albo chociaż gacie?

Bo goły był… nie żeby coś, wiecie, naprawdę wszystko miał płaskie i jakieś takie, wiecie, jakby zanurzone w zimnej wodzie, czy coś, więc kompletnie li i aseksuwalne, ale też… jednak niezjadliwe kompletnie.

Nadzwyczajnie!”

(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)

Wiosna.

Wirusy…

Do tego jeszcze oczywiście alergie.

Po prostu ubaw po paszki! Nie wiem w jaki sposób tak wiele osób uwielbia tę poręroku, nie wiem jak można nie rozumieć tych, którzy nie czują wiosny… czy lata… budzą się dopiero jesienią by świętować zimę.

A bo co!

Wolno nam.

Widzicie, nie możecie nam zabronić czuć, myśleć, mieć waszego zdaniaa za nasze. Tak, na pewno możecie próbować i dodatkowo jeszcze nami manipulować, oj tak, ale jednak… zawsze znajdą się ci, któzy naprawdę mają to gdzieś co o nas myślicie. Jak ja… nie żebym nie przeżywała hejtu, no błagam, widzicie tutaj miejsce na komentarze? Nie… dlaczego, bo moje zdrowie psychiczne właściwie nie istnieje. Znaczy w mniemaniu zdrowotności. Po prostu wiecie, gdzieś tam zniknęło, rozmyło się…

Jest tylko wielka, czarna dziura.

I już, zaakceptowłam to, ale nie muszę wam pozwalać jej pogłębiać, co nie? To dlatego też o pewnych rzeczach nie piszę, nie mówię, nie krzyczę, nie fotografuję ich, zwyczajnie, jakoś tak… nie… bo łatwiej i lepiej tak.

Ale… Wyspa szykuje się na sezon.

Bo będzie jakiś sezon.

Kto w nim będzie uczstniczył i jak to będzie, tego nie wie jeszcze nikt, bo nadal wszyscy się układają. Ci z tymi, tamci z tamtymi, Szwecja się obraziła, ogólnie mówiąc po prostu drama jak zwykle!

Polityka!

Ale zobaczymy.

Podejrzewam, iż jak zwykle Niemcy wygrają. Bo przecież, bez urazy, ale spójrzmy historycznie, oni zawsze dostają, czego chcą, albo sami sobie to biorą. Umieją tak i tyle. Zresztą, też i okalające je, oraz i te zbyt dalekie, państwa, jakoś im na to pozwalają. Co więcej, nawet za to nagradzają…

Hmmm…

Mniejsza, wiosna.

Miało być o wiośnie, wyłącznie o cudownej, uspokajającej, wiecie… przyrodzie, ale sorry, śmierdzi. Nie wiem dlaczego, ale wciąż wali chemicznym gównem na zewnątrz, więc przyznam się, iż po raz pierwszy w życiu mamy eeee… jak to się nazywa, suszarka? No wiecie, pierzecie najpierw gacie, a potem wrzucacie w taką maszynkę i one wychodzą suche i pachną ładnie.

Tak, suszarka do prania, to coś, co… ZASKAKUJĄCO, jest niezbędne na Wyspie. I to nie tylko z powodu aroamtów, które czasem człowiekowi zdzierają skórę z twarzy, ale przede wszystkim prze okresy mokrości wielkiej, nie tylko deszczowej, ale przede wszystkim mglistej, szczególnie teraz, gdy havgus sobie szaleje.

Bo czemu nie.

To jego czas… i jego świat.

To dlatego w domkach letnich znajdziecie i pralki i suszarki. To dlatego tutaj tak często łazienki są takie małe, ale pralnio-wyjście do ogrodu, musi istnieć. Jakby… jakby wszyscy wiedzieli, ale tak serio każdy przekonuje się na własnej skórze. Często boleśnie i często smrodliwie szokująco.

No ale…

… wiosna, sezon…

Hmmm…

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.