Pan Tealight i Sraczka…

„Jej, no komu się nie zdarza, no?

Wiadomo, tym bardziej w czasach dzisiejszych, gdy wsio z Chin właściwie. LOL Wsio jakieś takie przemielone, dziwnie pachnące, jakieś pokrętnie obce, chociaż przecież wygląda jak to, co w dzieciństwie było jadalne. Ale teraz… no serio. Bierzecie pieruński groszek mrożony, a on do was gada w znaczkach, potem wyskakuje z wody, a potem jeszcze zaczyna pluskać, plumkać, rozmnaża się, wszelako szaleje…

I nagle to warzywa są waszym wrogiem, bo przecież nie żyjecie w tropikach, to wiadomo, Pan Awokado może wam dopieprzyć. I to mocno. Szczególnie, gdy na przykład weźmiecie się i zaczniecie mu uświadamiać, że tak długo płynął, że tak szpikowany chemią, że pawiany wybił… a on, że eko, vegan i tak dalej, więc to wy winniście mu skórkę masować by szybciej był rejpnięty.

Jakkolwiek dziwnie to przecież brzmi.

A nawet dość dwuznacznie.

Naprawdę, strasznie teraz te obce warzywa potrafią was wpędzić w depresję. Bo nagle, to wy jesteście ci źli. I oni pokrętni. I oni niecywilizowani. I wszelako… no wiecie, popierdoleni, bo przecież zez flołem nie lecicie.

Jak tak można?

A jednak, no właśnie. Brukselka z Hiszpanii, chociaż powinna być nasza, no bez urazy, ale szczególnie w tej aurze, to korzenne i kapuścine winny rosnąć szalenie. A nawet i pyrki, w końcu jeśli kwiaty i zieleń jak w zeszłym roku w maju, to dlaczego wszystko wciąż musi być skądś tam?

No dlaczego?

Potem sraczka…

Nawet po sałatce, a może szczególnie po niej, a po rąbanych frytkach z McDonalda nic ci człowieku nie jest. Poza absmakiem, który niegdyś tam wmówiły ci media, wymusiły w myślenie? No serio, jak to kurna jest?”

(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)

Kolejny sztorm, orkan, jak zwał tak zwał.

Pierun już wie, czy bać się brdziej powietrza, czy dziwnego promieniowania, do którego w końcu wszyscy się oficjalnie przyznają… a tak. Mamy coś nowego. I nie, nie chodzi o radon, chociaż nagle wszyscy zaczynają naciskać na badania, no i człowiek się zastanawia, czy to po prostu kolejny, wykupiony przez urzędasów dopłat do wakacji, powiązanie się z jakąś firmą, której reklamy mnie zasypują, choć trudno im mnie złapać… ale jednak nawet mnie się im udaje…

… czy jednak, coś jest na rzeczy.

A chyba jest.

Jeśli wierzyć własnemu ciału, to niesamowicie wiele się zmieniło w ciągu zeszłego roku. Bardzo wiele w naturze. I raczej zaczęło się to kilka lat temu, one zmiany, ale teraz, teraz wszystko to się nasiliło.

Bardzo.

Boleśnie nawet.

Słońce, powietrze, wiatr… nie są takie, jak bywały. Pożary, dziwne zjawiska pogodowe, niby wszystko można jakoś powiązać ze zmianami klimatycznymi, ale… no właśnie, to całe ALE wciska się tutaj i jęczy. I przypomina mi o onym trzęsieniu ziemi, które mieliśmy kilka lat temu. Koszmarne uczucie, a przecież to było li azaliż wżdy… ino muśnięcie piórkiem porównując zwyczajowe trzęsienia w miejscach na ziemi, gdzie one są stałą wystroju geograficnego.

I tyle.

Ale ten wiatr… i dziwne zmęczenie u wszystkich…

I te zachowania.

Wyspa oddziaływuje na człowieka.

Albo się jej poddasz, albo nie… lepiej się poddać. Problem w tym, iż poddanie się sprawia, że łączycie się z naturą i zaczynacie odczuwać. Coś dziwnego. Coś innego. Coś może i zapomnianego. Coś… co dla zaprzeszłych naszych praszczurów było całkowitą zwyczajnością i normalnością codzienności, ale jednak… nagle znowu łączycie się ze światem. Nie tylko gładzicie to drzewo.

Czujecie jak ono…

… oddycha.

Jak soki przepływają, jak się budzi, zasypia…

Niestety też, jak choruje. Czuje się źle. Nie ma czegoś. Jakby mu coś odebrano… jakby czegoś brakowało. Ktoś lub coś było trzymane jako zakładnik i niepozwalano mu nawet na wysikanie się i wodę z czerstwym chlebem. Jakby… nie wiem. Może to właśnie ono promieniowanie. Może to właśnie wyjaśnia to, iż słońce wstaje inaczej, niż zwykle o tej porze, że inaczej się zachowuje, że wszystko jest a wcześnie, bez czegoś… zimnego, bez onego odpoczynku… chociaż przy tym specyficznym klimacie Wyspy trudno mówić o jakimś porządku i stabilności…

Nigdy nie wiesz, czy lato nie okaże się być deszczowe, było takie jedno, kiedy wszystko pleśniało i to było szokujące…

Była też niegdyś zima.

Ale to co jest teraz?

Czy naprawdę tylko zakłócenia w poborze internetu sprawią, że ludzie zwrócą na coś uwagę? Że coś jest nie tak? Naprawdę? Tacy jesteście? Serio ludzie? Promieniowanie kij wie do końca jeszcze jakie, więc nawet nie wywalę moich teorii tutaj, bo po prostu… wystarczy wysłuchać starszyzn Innuickich czy tych z plemion Ameryki Północnej i wiadomo wszystko, tylko… kogo to obchodzi.

I co można zrobić?

Czy w ogóle?

Cokolwiek?

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.