Pan Tealight i Gra o Fotel…

„Widzicie…

Bo, nie oszukujmy się, ale te… wiecie, promowane przez media mało były wygodne, Na czaszkach wrogów też tak mało wygodnie, chyba żeby je przemielić, jakoś przekształcić, może zrobić z nich gąbkę jakąś? Może wtedy by się udało. Może wtedy jakoś tak, by się coś samo ugrało?

Pierun wie… nie chcieli próbować.

Bo był fotel.

Fotel przed największym, najlepszym oknem w Białym Domostwie, który tak szczerze należał do Pana Tealighta, ale, gdy on wychodził… się zaczynało. Bitwa, komitety kolejkowe, wszelkie pomniejsze walki, o których najwięksi nawet nie wiedzieli, zakłady i na dodatek wszelakie formy przekupstwa.

Ale jakiego!!!

Życie twego pierwowrodnego, za minutę w Fotelu, którą ci przyznano za ten kosmyk włosów, skradziony onej młodej blondyneczce, która była tutaj kilka lat temu i, z której magia uciekała, no i co to dziwne wizje spłynęła na Wiedźmę Wronę Pożartą… włoski, które Wiedźmy z Pieca na pewno użyją w niecnych nader czynach, tańcach i ku swej własnej, wszelakiej, konsumpcyjnej zapewnie, bardzo…pokrętnej i wielu zapewne szokującej, gdy ujawnionej, radosności.

Oj tak… gra była poważna i często krwawa.

A Pan Tealight o niczym nie wiedział.

Znaczy, zdawał sobie sprawę z tego, że czasem ktoś się usadza w Jego Fotelu, gdy go nie ma. Poduszka była nie tak, coś uwierało, znajdował nie swoje okruszki, ale poza tym, to tak serio nie kumał całej tej akcji.”

(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)

Nie wiem.

Serio.

Dziś nie wieje. Znaczy, dokładniej mówiąc… cóż, będzie wiało, wszyscy o tym wiedzą. Wszyscy. I niby z jednej strony radocha, bo głowa nie boli przez chwilę i może lepiej jest i może… nie, wcale się człek nie przespał, wcale nie odpoczął, a łeb zaczął go boleć i tak, kurcze, no weźcie no!!!

No więc cisza jest.

Słońce wali.

Cicho jest…

Kurde, człowiek czuje się jak jakiś niedopasowany i pozbwiony jakichś mocy, czy coś. Jakby naprawdę czuł w sobie oną potrzebę ciągłego samobiczowania się i takich tam. Wiecie. BDSM i inne zabawy. Ale nie, że erotyczne, nie, bez przesadności, wiatry może i noszą ze sobą wszelakie pokrętne emocje, ale jednak… chociaż, jakby się tak zastanwoić nad tym, co się dzieje ostatnio, to może jednak?

Może w tych wiatrach są jakieś krzyki umarłych, jęczenia dusz pokręconych, no i jeszcze pokrętne pomysłowości…

Ale…

Fakt jest jeden.

Nie wieje.

Wiać zacznie może wieczorem, może dopiero jutro, a może rozejdzie się po kościach Matki Ziemi i wiecie, jakoś tak oleje wianie? Zwolni się z roboty, powie: pierdolę nie robię, opieki dentystycznej nie mam, manicurue na one pazury nie dajecie w zniżce i opiece zdrowotnej. Nie no…

I te podatki!!!

Weźcie no, wiać nad Danią, no przecież 50% od zarobku od razu zabierają, na maksa, więc…

Może odpuści?

Choć dudniące skronie krzyczą, iż nie, to jednak zawsze jest jakaś tam nadzieja, co nie? Zawsze? A może jednak… może zatrzyma się w IKEAi? No co, czy wiatry nie są łase na szopping jakiś? A może nową torebkę? Albo buciki jakieś, bo podobno ta wiosna na pewnika już nadchodzi, więc i wiatrom nowa garderoba może potrzebna? W końcu wiatrom na pewno często się gacie drą.

I nie tylko one.

Zapewne.

Nie żebym im zaglądała, ale jednak. Już człeka tak długo i ciągle one wiatry mprzewiewają, nim miotają, że czuje się, jakby tak było od zawsze, może i dlatego ona nagła spokojność, od tak dawna niewidziana, a nieczuta, wydaje się być tak bardzo nie na miejscu. Tak bardzo pokręcona.

O… krzaczkom główki zaczynają się ruszać…

Hmmm…

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.