Pan Tealight i Diobełek Bezrogi…

„No więc wcale nie był pacyfistą.

Nic a nic.

Miał i zęby i ostre pazury, i jeszcze kopytka zaostrzone specjalnie na krawędziach, ale jakoś no nie tolerował kompletnie rogacizny u siebie, więc wiecie, upiłował, usunął, no kompletnie się ich pozbawił. Nie jak inni w rodzinie. Odmieniec rąbany, wszelaka hipsterka, czy coś… Podobno nawet podlewał jakimś płynem by już nie rosły, czy coś, ale… kto go tam wiedział.

Diobła?

Oczywiście, że matka zrobiła mu kocówę.

Ojciec to w ogóle wywalił z chaty na kurzej łapce, którą to kupili od Baby BezJagi, wiecie, tej co to żeniata z Jagną była, ale ostatnio zmieniła orientację i już się nie lubiły, rozówd był raczej bardzo głośny, igły się sypały, liście latały, magia ogólnie świrczała, więc… no oberwało się mu może i rykoszetem? Bo Ojcu Diobełka znajomi zazdrościli onego apartamentowca.

No mówię wam, strasznie…

I tak jakoś to go wkurzało, że jak zobaczył, co syn chciał i co zrobił, to od razu parą z uszu poleciał. I teraz Pan Tealight szykował kolejną Piwniczkę Białodomostwową… bo przecież jeśli chodzi o diobły, diaboły, boruty, szatany i tym podobne, to ostatnio jakoś tak ich przybywało.

Może wiatr ze wschodu wiał zbyt często, czy coś?

A może było w tym coś więcej?”

(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)

Kurde serio?

Podobno już nawet czosnek niedźwiedzi wyłazi. Ranniki u nas w ogródku, nie no… jak nic przerąbane. Ale dodatkowo jeszcze coś bleblają wciąż o onym ochłodzeniu, ale szczerze, to ja jakoś tego nie widzę. I wiecie co, cholera mnie bierze, bo wiem, co będzie teraz. Kupa będzie i tyle. Zakończy się to albo wybuchem wielkim robalstwa, albo wrzącym latem. Bleee… tak, nie lubię wiosny. Lata też nie lubię. Już dłuższe dni, zauważalnie, doprowadzają mnie do szewskiej pasji.

Nie, nie do depresji, to mam na co dzień.

Po prostu ten brak logiki w naturze, znajomego paternu, jakoś tak mój mózg starszliwie męczy. Niby jest na to odpowiedź, jest też odpowiednie schorzenie, które najprawdopodobniej mam, więc jest czym się wytłumaczyć, ale wiecie, każdy od razu rzuca we mnie zmianami klimatycznymi, jakby kurna, jako archeolog, nie miałam o nich kompletnie pojęcia i w ogóle… durna jestem.

Ekhm…

Ludzie, serio!

Zmiany klimatyczne są, były i będą. No chyba, że w końcu ktoś naciśnie jakiś batton i będzie bum i już, wiecie, no nic nie będzie, więc żyjcie teraz, albo li też planujcie wakacje troszeczkę inaczej? Ekhm… no co, przecież tak mówią te wszelakie influencery, które to teraz, a raczej których teraz świat rozpoznaję, mówią. Mówią, że wojna będzie, że żyć trzeba i w ogóle… a ja bym tak wciąż spędziła dzień i noc w łóżku, ale tak śpiąco, nie chorobowo, wiecie, leniwcowo…

I wciąż nie umiem, jeszcze oni mówią, że żyć trzeba, to juz w ogóle kurna, w dupę to wszystko i nic ino robić trzeba. Tworzyć, pisać, badać, malować, no wiecie, lecieć, biec, chwasty wyrywać, bo ta cholerna wiosna, na dodatek w czerwcu znajomi przyjadę, no kurde no, gdzie to wszystko, czemu tak czas leci…

Pierunem!!!?

AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA!!!

Okay.

Jeżeli chodzi o pogodę, to wiecie, wciąż ciepło i wciąż wieje, a dokładniej, to cholernie pizga!!! Naprawdę. Siła wiatru od trzech miesięcy jest niesamowita. I tak, oczywiście, że daje się to połączyć z ogniem – a w sprawie ognia, to znowu był pożar i zaczynam w tym jakiś spisek przewidywać, ale wiecie, zbadam sprawę, więc dopiero wtedy się wypowiem – ale jednak kurde, jakoś tak, dziwne to wszystko. Jeden miesiąc, jeszcze nie skończony, a już kurde tyle ognia u nas?

Przecież ciepło jest, ludzie nie muszą się dogrzewać, świeczki palą u nas wszyscy, więc może jednak one powiewy jakoś wprowadzają ludzi w stan głupoty? A może powiewy wywołują w domach mało szczelnych dziwne tornada ogniste?

Albo…

No wiecie, jednak ten wiatr, ludzki mózg, wszelakie powiązania, migreny, wiele zawirowań pod czaszką, do tego ono ciepło nazbytnie, wszystko to sprawia, że ludzie mogą być mniej myślący, mniej produktywni. Za to, co dziwne, wiele osób z naszego otoczenia się przeprowadziło, znowu cała masa domów na sprzedaż, gospodarst z masą ziemi, więc jeśli chcecie… to u nas wciąż poszukują ludzi na Tubylców.

Czy też raczej tymczasowe ofiary w ogródku dla zwiedzającej Turyścizny?

No nie wiem, ale jednak odpływ artystów, bardzo zauważalny, i to tych naprawdę dobrych, co mnie smuci. Do tego zamykające się kultowe skepy, też smuteczek i co gorsza, wolne miejscówki wszelako sklepowe, tyż nie mają chętnych, więc… ekhm, nie oszukujmy się, ale jakoś tak relamy chyba nie działają.

Znaczy działają, Kopenhawka wykupiła masę domów, co oznacza pustki w domu moim, któreś uczyniła mi Danio onym swym ugłupiniem swoim, ale jednak… oznacza to też znowu letnie korki i popierdoleńców, czyli Tubylców niewychodzących z domów i gołe baby straszące mnie, bo robię zdjęcia piasecznych kryształków, ale…

Ekhm…

Nie wiem co się dzieje, serio.

Zwalmy to na wiatr!!!

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.