Pan Tealight i Pierścioneczek…

„Zwyczajny, srebrny z bursztynowym oczkiem.

Na mały palec raczej.

Na taki niespuchnięty, niegruby… skromny taki, prawie niewidoczny na drżącej, dziewiczej dłoni, albo w garści wielkiej, spracowanej i mocno zaciśniętej. Albo gdzieś w trawie zagubiony… zapomniany, albo co gorsza, wołany, ale się nieodzywający. Taki wiecie, ukochany, upragniony, darowany niegdyś, ale teraz, teraz jakoś nagle zagubiony, jakoś zamotany i mocno…

Poszukiwany.

Pierścionek.

Na palec zwyczajny, na palec niezwyczajny. Na taki z paznokciem może lekko zagiętym, może lekko nastroszonym, może i ze skórkami obgryzionymi, może i z bielą paznokcia też naruszoną zębami… może…

Widzicie, był nim.

Był tym wszystkim. Był wspomnieniem z dzieciństwa, pierwszą błyskotką kupioną na targu, o której ktoś myślał, że to metal nieważny, że to nie srebro, ino mgnienie wszelkiego żelaziwa, czy może i cyna nawet… a do tego ono oczko, jakby przyjrzeć mu się lepiej, bo maciupkie, to wiecie, nikt nie zaglądał… ono oczko skrywało wielką tajemnicę i zwój maciupki, elficki, skręcony…

… z nasionkiem, które czekało na wykiełkowanie.

Ale na razie… pierścionek, który jakoś tak zamotał się w sznurówkę Wiedźmy Wrony Pożartej Przez Książki Pomordowane, tak jakoś wiecie. Całkiem, jakby własny rozum miał i wszelako pragnął… jakiejś innej historii. Innej opowieści. Wszelako całkiem odmiennej pieśni i może…

… palca?”

(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)

Płot poleciał…

Wiecie, niby to logiczne, wyspa, więc wiatry być muszą, szczególnie w tej porze roku, czyli jesień późniejsza i zima i wczesna może wiosna? Ale ostatnio wieje non stop. Wieje tak, że człek wychodzi i sprawdza, czy dom stoi?

Naprawdę.

I nie chodzi tylko o nowy dom i nowe dźwięki, których człek się musi nauczyć, które poznaje, które go przerażają, a z czasem pewno i spowszednieją, ale… płot sobie poleciał. Na szczęście nie daleko, jednak nie jest to coś, czego się spodziewasz po kilku miesiącach mieszkania w nowym miejscu. W onym wymarzonym domu, więc… no wszystko musi poczekać. Bo ciemność włada światem…

Może to i dlatego tutaj żywopłoty królują?

Hmmm?

Chociaż niby człek zadziwiony prawnymi elementami kradzącymi mu pewną wolność architektoniczną, to jednak, przecież nie wszystkie one są tylko ot tak, dla pokazu i unifikacji jakiejś.

W końcu wieje.

I jeszcze czasem pada… wiekuiście zwykle świeci słońce, więc wiecie, i o tym trzeba myśleć, no i na dodatek… niektórzy o tym wiedzą, inni nie wiedzą, a większość szefów i tak żyje w stolycy, a tam wiedzą tyle o Wyspie, co kot napłakał, a one łzawią, wiecie jak kamienie winem, więc… problem w tym, iż architekci często też skąpo są informowani o pewnych sprawach, więc… więc kolejne pola onych sommerhusów się u nas pojawiają, ale co do budowy, to mało i słabo idzie i plajtują.

Albo kończą skandalem, jak one domy na wodzie.

Ech, to była sprawa!!!

A miało być tak pięknie.

No nic.

Wieje i raczej wiać będzie. Miejmy nadzieję, że przestanie tymi pelikanami rzucać, bo sorry, ale ile można. Ja tam rozumiem powiewy, ale no bez przesady no. Przecież to całe nasilenie dmuchania dookoła jest aż nazbyt disturbing. Naprawdę. No i ciepło… czy ja czasem nie zapomniałam napisać o cieple.

Bo ciepło jest.

Tak nawet do 10 stopni.

I czasem nawet słonko na krótko zaświeci się. I czasem jeszcze człek wyściubia nos z domu i się zastanawia, no o co tu chodzi? Jak się czuć z tym całym ciepłem i oną wietrznością nadmierną? I wilgocią? No przecież to idealny przepis na wyklucie się jakiejś wykańczającej na amen w pacierzu, choroby. Wirusa, zarazka, takiego germsa, że świat o nim nigdy nie zapomni.

Nigdy, a nigdy…

No ale…

To już Jul przecież. Zaraz no, bo przecież napisałam sobie tekst na zapas, więc jakoś tak nie wiem. Wypadnie mi po moich i w wasze? A może i po onej Wilii wigilii i choince i piernikach, czy czym tam… i tak szczerze… to się zastanawiam, czy wciąż jeszcze ludzie tyle gotują jak niegdyś. Tak idiotycznie wiele? Czy wciąż tyle czyszczą, sprzątają, wszelako pieką i se tipsy na rzęsach robią?

No wiecie…

Czy nadal?

Bo ostatnio zderzając się z polskim humorem zaliczyłam zgona strasznego. Nic nie zrozumiałam. Nagle człek zdaje sobie sprawę, iż wszyscy żyją telewizjami i mediami… czyimś życiami, problemami wydumanymi, Instagramami. Żeby nie było, mam dwa. Jakby ktoś chciał. LOL

PS. Znowu ktoś zaginął. Ciemność rozdziera buczenie dronów… świat jest inny niż kiedyś. Już nie ludzie, nie dźwięki, już nie myślenie… Człowiek nagle zdaje sobie sprawę z tego, że pewnie go, jeśli się zestarzeje, to wiecie, zaczipują jak psa. Albo i jeszcze kolczyk jak krowie czy owcy, dowalą.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.