Pan Tealight i Miś, co był za morzem…

„I był za morzem, lecz nie za górą, no wiecie…

Nie każdy może mieć wszystko.

Nie.

Ale on był za morzem i naprawdę oczekiwał czgoś więcej. Wiecie, po tym, jak mu powiedzieli, ze to koniec wycieczki był skołowany, wiało i bujało, było zimno i w ogóle, ale jednak miał być za i jak spojrzał w tył, to ono morze, morze, które przepłynął w onym metalowym pudełku na zapałki – ale te większe – rzeczywiście było za nim, lecz gdy przeszedł parę kroków znowu było i obok niego i przed nim nawet, jak go poinformoali, ogólnie mówiąc wciąż dookoła…

… więc, jak można przepłynąć morze?

Może można przepłynąć go kawałek, wytyczoną ścieżkę, która mniej faluje, której fale udało się kapitanowi wyminąć, bo popłynął kawałek dalej na północ, a potem wymanewrował tak, by nikt nie spawiał na wyczyszczoną tapicerkę. Może… choć wątpliwe, jak ono czyszczenie tapicerki.

Bleeee…

Puszka na ludzi i samochody kompletnie się mu nie podobała. Była jakoś tak dziwnie za mała na niego. A przecież nie był małym misiem, a jednak ni pięter, ni szaleństw, po prostu użytkowość i miejsce z kawą i ciasteczkami i kiełbaską… wiecie, podobno miały być frytki, ale jakoś wciąż im nie wychodziły…

Może to wina olejów?

Miał naprawdę nadzieję, że nie silnikowych.”

(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)

Czarny Piątek.

Wciąż nie rozumiem.

Ten cały poniedziałek cybernetyczny… nie wiem, może zwyczajnie, ponieważ mnie nie stać, więc wiecie, może gdybym miała masę kasy i tak dalej?

Może byłoby inaczej?

W końcu co ja tam wiem o tym świecie ludzi nie patrzących na ceny? Nie myślących, że nie, nie mogą, nie teraz, może kiedyś. I wiedzą, że ono kiedyś nigdy nie nadejdzie, że przesrane będą mieli zawsze, a jeszcze na dodatek łeb ich tak rąbie i zatoki i naprawdę, naprawdę… Naprawdę!!!

Co ja wiem?

Nic.

Niczego nie wiem, a może raczej nie rozumiem w tym świecie. Onego pędu ku niektórym rzecom, onego pożądania najnowszego… no dobra, są książki, oczywiście, ale przecież, no weźcie no… przecież czas i tak jakoś to poskłada. Przecież to dziś będzie wczoraj jutro i naprawdę… nic się nie zmieni z nową, wielce modną parą gaci… A właśnie, jeśli o ciuchy chodzi, to o co loto z tą modą na ciasne i przykrótkie spodnie u facetów? Wiecie, te w wersji: „czy masz wodę w piwnicy?”? Serio? I do tego albo dziwne skarpetki albo gołe kostki, które u facetów nie są czymś…

Dobra, nie gadamy o fetyszach!!!

No więc… albo ta cała reszta jak kurtki dżinsowe z futerkiem białym, modne za czasów mojej podstawówki. Jeszcze ino piramidy i mój świat modowy zatacza koło. No naprawdę!!! Czemu ludzie zakładają ciuchy, w których wyglądają dziwacznie. I to jeszcze wiecie, trza ich klepać po pleckach, bo one szmatki drogie i firmowe, a teraz tylko to się liczy, że coś takiego masz na dupie czy cyckach…

… więc…

Przecież wyprzedaże dają więcej, więc dlaczego akurat… czy znowu jest to jedna z tych rzeczy, której nie umiem zrozumieć w ludzkiej stadności? Lubieniu wspólnym jednego boga, rzeczy, przedmiotu. Posiadaniu akurat onego typu dziwnego krzesła w kolorze dziwacznie żółtym, co to do niczego nie pasuje i liście monstery oczywiście i złoty ananas… tyle lat już to modne, wciąż czycone w designie i…

… nie rozumiem.

Tyle się mówi o byciu wyjątkowym.

Wyspa na pewno jest wyjątkowa.

Wciąż…

Nawet po tylu latach.

Wietrzna, goła teraz taka, może i świąteczna, ale jednak, jednak

A w ogóle, to obchodziliśmy rocznicę wielkiej wichury… Tak, jakby ktoś wątpił wciąż w wietrzne moce. Znowu odwołane promy, promy wymienione na wolniejsze, znowu strach. Czasem sobie myślę, że ten strach przed wiatrem, sztormem, jakoś tak tkwi tutaj w ludziach. Bo przecież oni wiedzą, przecież ich dziadkowie jeszcze polegali tylko na onym morzu…

A może pradziadkowie?

Nie wiem, czasy stały się tak porąbane, że już niczego nie wiem.

Ale ten Czarny Piątek… Szwecja. Lund, Malmö… ludzie wszędzie, wielkie wózki, matki i ojcowie, wrzeszczące dzieci, i to serio takie maciupkie, pieluchowate, co nie chodzą, już ze swoimi, kolorowymi, wielkimi ipadami, ich matki z telefonami i… każde jest w jakimś świecie i każde jest, ale go nie ma… Staje toto w przejściu i ni yminąć ni zabić. Same problemy no!!!

Serio, dziwna była ta Szwecja ostatniej podróży. I chociaż padał pierwszy – dla mnie – śnieg, to jednak. Nic jakoś nie wychodziło, nic się nie udało. Nic nie świeciło. Jak się okazuje, Szwedzi nie rozświetlają się tak wcześnie jak Wyspa. Hmmm… muszę to przemyśleć, ale i tak cieszę się, że nie popłynęliśmy w Mikołajki, bo sztorm ma być znowu jak nie wiem co. Jakoś… nie wiem, ale w tym roku ona jesień taka mocno smutniejsza, przygaszona. Jakaś niejesienna. Jakbyśmy nie zasłużyli na kolory, światło i cały ten kruszący się aromat.

Albo wiecie, może już nie będzie jesieni?

Wyspa

Dla mnie jedyny świat, gdzie wciąż nie wszyscy przyklejeni do urządzeń, gdzie wciąż jeszcze pewne sprawy są trochę bardziej naturalne. A może ostatnie takie miejsce? I to nie tylko dlatego, że w wielu miejscach u nas zwyczajnie internet nie dochodzi. LOL Serio… ma się wciąż te czarne dziury.

Czarnych Piątków raczej nie.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.