Pan Tealight i Koparka Nocny Marek…

„Nocą na Wyspie wiele się dzieje.

Większość z onego dziania wcale nie chce być obserwowane, ale są takie dziania, które wprost krzyczą: oglądaj mnie, doceniaj mnie, podpatruj, chcę być w mediach, chcę byś o mnie pisał… I ta Koparka miała akurat na imię Marek Night, więc wiecie… no po prostu tak jakoś nie mogli zostawić tego bez podpatrywania.

Tym bardziej, iż Koparka stała pod nową, inną, odmienioną, zaskakującą, większą, cierpiącą, pokręconą i ogrodową Chatką Wiedźmy, która wciąż jeszcze przechodziła swoją transformację. Wszyscy wiedzieli, że będzie z tego coś jeszcze, coś mniejszego, coś większego, coś… więc wiecie, cały Sklepik z Niepotrzebnymi, nawet z Tymi Może Tymczasowo Tylko Niezwanymi, Tymi Zapomnianymi i tymi Tak Dalej… podpatrywał.

Niektórzy spokojnie, przez wszelkiego rodzaju oka magiczne, wszelkiego rodzaju lunety i teleskopy… a inni zwyczajnie kryli się w rózowych różach od frontu guardujących nowy dom. Bo to jednak był już nowy dom… i nawet jego żeńskość zaczynała być wątpliwa, no i nagle… ta Koparka

Pojawiła się za dnia.

Porobiła to, co koparki zwykle robią, wiecie, dziury wszelakie i tak dalej, a potem… została. Niczym szczeniaczek jakiś. Niczym maciupki labradorek o żółtawym, lekko podpalanym umaszczeniu…

Czyżby do adopcji?”

(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)

Podłączanie internetu na Wyspie

No więc jak wszelakie zachowania Tubylcze osobników pracowniczych, ono podłączenie do czegoś, co zdawałoby się być niesamowicie ważne i właściwie, bez urazy, ale szczególnie tutaj, no niezbędne. Bo przecież jak bez netu? Jak pracować? Serio… do reszty życia, to wiecie, słabo się przydaje, ale na pewno sporo ułatwia, ale robota…

No jak?

Zresztą ona współczesność, w której żyjemy przecież na internecie stoi, więc… kurde, no nabyliśmy dom bez internetu. Trzeba było załatwić przybycie gościa i tym zajęliśmy się wcześniej jak już pisałam, ale w życiu bym nie pomyślała, że postawienie kropki, to taki długi czas, kolejnej, jeszcze więcej… a teraz… no tak, po dwóch tygodniach przyjechali sobie panowie. Wielu ich było, bo się okazało, że nie mogą szparki na kabel zrobić takim fajnym pługiem, bo ziemia za twarda, ino musi być koparka… i w ten sposób zapoznaliśmy się z przekrojem wszelakim i warstwami naszego podjazdu…

Mocno się zapoznaliśmy.

Panowie oczywiście przybyli z koparką na lawecie, ale… żeby nie było, każdy swoim autem. Kopareczka najpierw stała i stała, potem w końcu się ruszyli i przyleźli powiedzieć, że oni zaczną, ale dziś – był piątek – jest dzień krótki i oni tylko do 13gej robią. Chyba coś się nam o uszy obiło, bo było jakoś po dziesiątej, więc wiecie, człek pomyślał, no spoko zdążą zrobić, co nie?

Na pewno!!!

Osz naiwności szalona!!!

Najpierw gadali ze sobą i nie wiem, no wiecie, koparka stała, a oni sobie tam okoliczności przyrody podziwiali, czy coś i inne tam… rozgawory prowadzili wielkie, a potem wjechała koparka z włączonym radiem na full. Niech mnie ktoś objaśni, czy oni mają zajęcia z tego jak słuchać radia, gdy go w ogóle nie słychać, bo urządzenie produkuje taką ilość decybeli, iż właściwie winieneś nałożyć słuchawki.

I tyle.

Przecież tak jest wszędzie, więc serio, no czy oni mają szkolenia, czy jednak specjalne jakieś magiczne umiejętności?

Serio?

No ale… okazało się, że czasu styknęło jedynie na jakieś pół metra dolka i to takiego na kilkadziesiąt centymetrów, bo mamy jakąś czarowną siatkę, która powstrzymuje rozrost chwastów… hmmm, chyba ktoś chwastom nie powiedział o tej siatce, no ale, niech im będzie. I tak przecież niedługo jesień…

I tyle… ile czasu kopali? A jakieś kilka minut.

Ile hałasu narobili… wkurzająco zbyt wiele.

Człek by pomyślał, że oni po prostu się zwiną, że coś źle może zrozumiał, czy coś, w końcu jeden z nich w ogóle nic nie mówił, ale coś mi się zdaje, że nie… bo kolejną godzinę panowie spędzili sobie na naszym skwerku, zaraz za moim żywopłotem pytlując i żrąc… Nie no kurna. Tosz nie można było już zrobić tej roboty?

Serio?

No ale… co ja tam wiem.

Poza tym, że teraz mam dziurę w podjeździe i jakby tak polało, to wsio się rozpierdzieli… tych panów, to akurat raczej na pewno mało to obchodzi, ale… zostawili mi koparkę. No serio zostawili!!! Kurde, może bym se sama dziurę zrobiła i już? No wiecie, po swojemu i mieć zrobione? Bo ja nie trawię niedokończonej roboty. Po prostu mnie to nerwuje i tyle. A u mnie to jednostka chorobowa, więc… może w sądzie jakby co, to da się wytłumaczyć? No wiecie, bo biedna koparka samotna się czuła i ją utuliłam pracowniczo? Czy spina się to kabelkiem, czy jakoś inaczej się da załączyć?

No dobra… nadal bez internetu.

Tymczasem Wyspa krzyczy, że: cały rok w Svaneke.

Znaczy…

… sklepy mają być otwarte. Co dokładnie? Wiecie co, pewno wyjdzie w praniu, ale nagle wszyscy szukają pracowników na cały rok, bo wiadomo, wakacje być muszą. Tutaj jakoś to, że pracuje się tylko kilka miesięcy w roku jest nader męczące i zmusza do długi i najlepiej półrocznych wakacji na Ibizie czy innej Majorce.

Jak to wszystko się rozkręci?

Się zobaczy…

… czarno to widzę, serio. Albo stali mieszkańcy stąd spieprzą, albo wszystko się rypnie, bo taka ilość ludzi, to męka straszna. Nagle człek czuje jak bardzo mała jest ta moja Wyspa. Naprawdę mała.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.