Pan Tealight i Pół Jednorożca…

„Największy problem był w tym, że widzicie, była to ta nieodpowiednia połowa. Bardzo nieodpowiednia! Wybitnie niewskazana! Ta całkiem i osobiście upragniona przez wielu smaokoszy zapewne, wiecie, jak się tak popatrzy na rozbiór jednorożca, to one smaczniejsze kawałki plasują się właśnie tam…

… no i jest ogon, co nie?

Podobno dotknięte nim żeńskie włosy wzrastają w zachwycającym tempie naturalne, długie, jakie się chce… kręcone, płaskie, oklapnięte, przetłuszoczone, wiecie, mody są różne. Jest i afro. Jest i czerń, blond, biel właściwie, siwy, zielony, czerwony, niebieski i holo niekoloro… jak kto chce, ale jednak.

Widzicie, Wiedźma Wrona Pożarta po pierwsze nie zamawiała żasdnej części jednorożca. Zwyczajnie. Jeśli potrzeowała czegoś od nich, to przychodziła i prosiła. No i przede wszystkim bylo gorąco, a takie mięsko, nawet magiczne wszelako, na upłay odpowiada jednym zapachem.

Jak i inne mięska…

A oni je ot tak jebnęli na progu Chatki.

Bezczelnie!!!

A jakby to kurna święcona woda była. Nosz przecież byłby dramat, a tak tylko wezwane służby odpowiednie i takie tam. Absmak wszelaki w okolicy, bo znowu wyszła na dziwadło, co to nie zje takiej, niby że parnenńskiej szynki, czy innego specjału. A sery to niby mogą wonieć! No więc czemu woniejące mięsa… a jaja, nosz kurde weźcie, te jaja długowieczne zakopywane i w słojach…

Brrrr!!!”

(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)

Naprawdę ostatnio coraz bardziej mnie zaskakuje, jak zdziczałam.

No wiem, dziwnie brzmi, ale taka prawda.

Zdziczałam. Cofnęłam się w onym socjologicznym ludzieniu się w tył. Wiecie, nie szlajam się po sklepach, nadmiar ludzi wzbudza we mnie strach przeraźliwy, a już samochody… albo wysokie budynki!

Zdziczałam.

Ciekawi mnie, czy to przytrafia się każdemu? Jak na razie widzę, to sporej większości. Wiecie, człowiek dziczeje, ale ona definicja zdziczenia nie obejmuje sikania na ulicy, jedzenia wodorostów prosto z morza, odrzucania sztućców, czy, co najważniejsze, ogłupienia, zdurnienia i wszelkiej niemądrości.

Oj nie…

Zdziczenie… tutaj oznacza coś innego. Niebaczenie na to, w co się jest odzianym, macanie roślinek, wszelakie zatrzymywanie się i patrzenie w przestrzeń, w morze, zielone połacie, polne, połacie… wiecie, takie jakieś niedziałanie w działaniu wszelakie. Takie jakieś niesamowite olewanie norm wydumanych, których teraz tyle się narobiło… wiecie, że nawet ludzie za dziwne uznają sikanie w lesie?

Serio?

I co? Macie plastikową torebeczkę jak pieski?

Zdziczenie.

Nie, to nie zdziczenie, to pewien powrót do natury człowieczej i naturalnej. Robienie więcej, lub mniej, tworzenie, macanie, docenianie i dziwne… niebaczenie na to, czy cię pokażą w telewizji, czy nie. Bez telefonu, bez kart kredytowych. Bez wszelakich obciążeń światowych, które tak naprawdę mają ciebie w dupie i to tej czarnej i głębokiej, ciemnej i wszelako pomrocznej… może i z zatwardzeniem?

No więc jak to jest z tym zdziczeniem…

Zdziczałam i tyle.

Nie znam się na markach z techniką u mnie daleko i wiecie co, serio wolę mewy, gadać z drzewami i ptakami, a ludzie… na nich mam leki. Ale wolę unikać. LOL Onego zdziczenia trzeba się nauczyć. Znaczy ono opada człowieka, ale musisz je przyjąć i zacząć wykorzystywać. Bo inaczej ono cię opęta i znajdziesz się goły na plaży machając do Turyścizny

He he he!!!

No ale, co do biednej Turyścizny, to jakbyście nie wiedzieli, znowu mamy problemy z promami. Tak naprawdę z Molslinjen nic nie wiadomo. Przyznaję, że nawet nie wiedziałam, że aż takie były opóźnienia. Wiem, że jak najbardziej wiało, ale jednak… ekhm, promy powinny być tak zbudowane by to wytrzymać. Just sayin’! A raczej wszyscy mówią, że przecież kiedyś kurde promy były większe, masywniejsze i tak… wolniejsze, ale pływały nawet w rąbane morze na niebie.

Wiecie, gdy się zamieniają miejscami…

Dziwne to zawsze.

No ale ja… ja zdziczałam i choć by się chciało, to nic z tego nie będzie. Żadnej wyprawy na skały. Nic z tego. Chyba że cud jakiś. Mógłby się trafić cud. Serio. Jestem otwarta na cuda. Naprawdę.

W pełni!!!

Poza tym, pamiętajcie, że u nas lato, to też czas pchlich targowisk. Czy tam jak to się po polskiemu nazywa. No staroci, ale z drugiej strony te starocie nie takie stare, inne znowu prawie antyczne, więc, jeśli ktoś chce trochę śmieci, to łątwo można dostać. Targi odbywają się w wielu miejscach, między innymi w domach, gaardach, czy na placach miejskich. Zwyczajnie wypatrujcie flagi, a potem to już z górki. Może się wam trafić galeria, może się trafić i antyk, a może i zwykła kupa śmieci, ale wiecie… jak to mówią: każda potwora trafia na swojego amatora. Tak, albo inaczej. Podobno…

Choć może nie?

Ja podziękuję.

Niektóre rzeczy przeklęte są dziwnie.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.