Utopia życia Pożartej Przez Książki…

Tak, to chyba jest jakaś utopia. Idealne państwo, o idealnej strukturze, która choć czasem się wali, to jednak bardzo szybko można ją poskładać, przetasować i… nikt nikomu nic za złe nie ma. Tylko tutaj wybaczenie jest zwyczajne, jak naturalność otoczenia. Oczekiwania może i lekko wygórowane, ale w końu należy się rozwijać. Jednak najwspanialsza jest owa bezklasowość.

Nikt nikomu nie wypomina wyglądu, inność jest wprost wymagana i w cenie, a odrębność rasowa zwyczajnie dodaje pieprzyku każdej sytuacji… Cóż, takowa utopia możliwa jest tylko i wyłącznie na półkach z książkami – czyli po ludzku mówiąc, tudzież wroniemu, chodzi o sterty książek tworzące moje gniazdo!

Książki nie marudzą, nie krzywią się, że mają stać akurat jedna obok drugiej. Może i niektóre czasem się puszą, ale tak z prymrużeniem papierowego oka. Twarda oprawa tuż obok miękkiej, kieszonkowe wydania wyżej, cięższe, opasłe tomy wolą chyba jednak te niższe rejony.

Historia dumnie wspomaga beletrystykę, a fantasy nieźle współdziała z klasyfikacją narzędzi z epoki kamienia. Fikcja zagląda ukradkiem w głąb biografii, a znowu dramat, może i spragniony wrażeń, zapuszcza żurawia z zakładki wprost w ramy horroru. Nikt się nie wydziera, nikt nie marudzi. Każda z książek cichutko chowa zasuzone w sobie skarby i wspomnienia, czekając aż znowu do nich zajrzę. Łaszą się czasm niczym koty, by je choć dotknąć, pogłaskać po brzegu okładki, podrapać o tutaj w dolnym rancie grzbietu… bo coś je tam zaswędziało. Nie, wcale nie znaczy to, iż są pokorne. Wprost odwrotnie, nieobliczalne prowadzą własne potyczki i wygrywają wojny… na słowa. Bezkrwawe, intelientne i błyskotliwe. Każda w końcu ma coś innego do opowiedzenia.

Dumne ze swojej różnorodności przyjmują kolejne pozycje w katalogu Powszechnego Spisu Książkowej Ludności… obecnie numer 1680. A ja czytam sobie… kolejną część opowieści ze Skandynawii. „Kaznodzieja” Camilla Lackberg.

Pierwszy tom pożarłam poprzedniej nocy szybko, łapczywie, mocno ściskając palce, byle tylko nie przeczytać ostatnich stron, byle nie zdradzić przed samą sobą, iż może mam rację i wiem, kto zabił 🙂 Bo choć autorka styl pisania ma nader współczesny, nie pozwalający czytelnikowi na oderwanie się, rzucający go od postaci do postaci… to jednak mnie wciągnęła.

PS. Dzisiejszą paczkę sponsoruje Duże Ka 😉 ino nie wiem czy bez Off-sika to się liczy!!! ale w końcu doszła.

PS. Recenzja „Nocna zamieć”.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz